niedziela, 24 czerwca 2012

Papieski maestro - Sir Gilbert Levine

Tytuł oryginału: The Pope's Maestro
Tłumaczenie: Magdalena Iwińska
Świat Książki
Warszawa 2012
430 stron

***********************
Papieski maestro to przydomek Sir Gilberta Levine’a, cenionego amerykańskiego dyrygenta żydowskiego pochodzenia, który w latach 1987−1993 pracował jako dyrektor muzyczny Filharmonii Krakowskiej. Wydarzenie bez precedensu – człowiek zza „Żelaznej Kurtyny”, ba, z wielkiego świata, bo przecież z samej Ameryki, zostaje powołany na wysokie stanowisko w obcym kraju... Odpowiednie służby robią, co mogą, aby zniechęcić Amerykanina do pracy w Polsce. Levine jednak czuje, że nie przez przypadek zaproponowano mu to stanowisko i stopniowo odkrywa swoje powołanie. Szybko zostaje dostrzeżony przez polskie władze kościelne, a stąd do Rzymu już tylko krok. Jego opowieść jest wspomnieniem z Ojcem Świętym w roli głównej. Jest to opowieść o odwadze, niezwykłych dokonaniach – nie tylko muzycznych, trudnych decyzjach, wzruszeniach, przeżyciach, chwilach dumy i szczęścia, jakie Levine’owi dane było przeżywać, kiedy miał zaszczyt przygotować koncerty dla Papieża-Polaka w czasie ważnych wydarzeń takich jak dziesięciolecie pontyfikatu Jana Pawła II, koncert dla upamiętnienia Shoah czyli zagłady Żydów czy Jubileuszowy Koncert Papieski w 2000 roku. Oprócz wspomnień muzycznych pokazane jest też, jakiej precyzji wymaga proces organizacyjny, jeśli dotyczy tak wielkiej osobistości jak sam papież. Ponadto jest to opowieść o pogłębianiu wiary. Jan Paweł II był bowiem dla Levine’a osobą, która wpłynęła na duchowe zmiany w życiu Amerykanina.

Bardzo dobrze czytało mi się tę książkę o Papieżu-Polaku, na którego dzięki wspomnieniom obcokrajowca, muzyka, można spojrzeć z zupełnie innej perspektywy niż jest to zwykle przestawiane w biograficznych opracowaniach o Janie Pawle II. Polecam.

Krótko mówiąc:
inaczej o Papieżu-Polaku; o przyjaźni z wielkim człowiekiem; oryginalnie

Dziękuję bardzo Wydawnictwu Świat Książki za egzemplarz recenzencki.



czwartek, 21 czerwca 2012

Tak sobie myślę - Jerzy Stuhr


Wydawnictwo Literackie
Premiera: czerwiec 2012
272 strony

Jak wybitnym aktorem jest Jerzy Stuhr – każdy wie. Ale czy każdy wie, jak wielkim jest człowiekiem?

Ostatnio częściej sięgam po wspomnienia i zapiski różnych osób, bo sprawia mi przyjemność odkrywanie, jaką osobą jest ktoś, kogo znam jedynie z gazet czy z telewizji. Ciekawi mnie to, co mają do powiedzenia, co myślą, jaki mają światopogląd. Książka Jerzego Stuhra Tak sobie myślę to dla mnie strzał w dziesiątkę. Tak sobie myślę, że jest to jedna z książek, do których jeszcze nie raz wrócę. :-) Pan Jerzy jest bowiem nie tylko wybitnym aktorem, ale przede wszystkim wielkim człowiekiem. Z każdą przeczytaną stroną czułam, jak rośnie u mnie poczucie, że Jerzy Stuhr pozostanie dla mnie autorytetem.

Książka Tak sobie myślę jest pamiętnikiem, który powstał z potrzeby serca z czasu, kiedy autor toczył walkę o swój dalszy los. Mimo że w większości są to zapiski powstałe w trakcie pobytu w różnych szpitalach, nie są bezpośrednio związane z walką z chorobą. Absolutnie nie ma tu miejsca na użalanie się nad sobą i swoją sytuacją. Mimo doświadczanej bezradności, upokarzających sytuacji, fizycznej bezsilności. Choroba jest gdzieś w tle. Autor skupia się na tym, co go porusza w bieżącym życiu politycznym i kulturalnym, co zaobserwował, co uznał za warte skomentowania, co chce przekazać następnym pokoleniom, wnuczce, na którą bardzo czeka. Jest to więc pokaźny zestaw bystrych obserwacji doświadczonego człowieka o niezwykłej inteligencji, która pozwala mu niejednokrotnie na uszczypliwą ironię wobec bezsensu i głupoty rzeczywistości, z jaką niejednokrotnie stykamy się na co dzień.

To co dla mnie okazało się najważniejsze to fakt, że znany wszem i wobec genialny aktor promuje coraz mniej popularne wartości – rodzinę, przyjaźń, uczciwość, prawdę, szacunek do innych i do samego siebie. Interesowność, gwiazdorstwo, pazerność, kłamstwo, szeroko rozumiana niechlujność – oto tylko niektóre zjawiska zaobserwowane w naszym społeczeństwie, na które zwraca uwagę i które go uwierają. Jego niezwykle inteligentne docinki i trafna ironia sprawiły, że niejednokrotnie o mało nie pękłam ze śmiechu. Odpowiada mi też rodzaj refleksyjności, jaki proponuje pan Stuhr – bo i tego tam nie brakuje. Jest zastanowienie nad przemijaniem, sensem pracy, sensem życia, samotnością, cierpieniem. Jest mocno kulturalnie - teatralnie, filmowo i literacko. :-) A wszystko w kontekście niedawnych wydarzeń, które – miałam wrażenie – dopiero co miały miejsce i co do których miałam wielokrotnie podobne odczucia. Nie ukrywam, że w kilku miejscach musiałam poszukać informacji, o kogo lub o co dokładnie chodzi, ponieważ nie wszystko jest tu powiedziane zupełnie wprost. Owszem, bez zawoalowania, ale w sposób tak taktowny, że osoba, której uwaga dotyczy, na pewno by wiedziała, o co chodzi, a zewnętrzny obserwator czy czytelnik musi chwilę pogłówkować.

Końcowe „rozliczenie” z tego, co dobrego przyniósł czas szpitalnych doświadczeń, zrobił na mnie ogromne wrażenieumiejętność wyciągnięcia dobra z tak trudnej sytuacji to sztuka, z którą nawet najbardziej doświadczony aktor mógłby mieć kłopot. Jerzy Stuhr nie miał.

Krótko mówiąc:
inteligentne i trafne spostrzeżenia w zapiskach osobistych genialnego aktora i  człowieka pełnego godności, kultury, skromności


 Bardzo dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za egzemplarz recenzencki.


poniedziałek, 11 czerwca 2012

Zniszczone dzieciństwo – Shy Keenan

Wydawnictwo Hachette 
Warszawa 2010 
382 strony 

Cześć, nazywam się Shy Keenan. Urodziłam się w Birkenhead i tutaj zniszczono moje dzieciństwo. [str. 12] 

Chyba nigdy nie czytałam tak poruszającej książki. Jestem wstrząśnięta do głębi. 

Tematyka bardzo trudna – jak to z bywa w przypadku książek z serii Pisane przez życie Wydawnictwa Hachette. Dokładnie – molestowanie seksualne dzieci. Czytałam już wcześniej książkę o tej samej tematyce i z tej samej serii (Jak ona mogła?), ale Zniszczone dzieciństwo poruszyło mnie jeszcze bardziej. Nie będę porównywać ogromu cierpienia, bo nie o to chodzi. W przypadku tak strasznych wynaturzeń każde z nich to o jedno za dużo i wszystkie jednakowo bolesne. Nie będę pisać, co autorka przeżyła i jak to opisuje, bo są to same „okropieństwa”. Najgorsze jest to, że to, co opisała, zdarzyło się naprawdę. A jeszcze straszniejsze jest to, że dotyczyło to dziecka. Samotnego, bezbronnego, niekochanego, odrzuconego, bitego, wykorzystywanego na różne sposoby, desperacko poszukującego choć odrobiny miłości... Wydawałoby się, że nie sposób tego opisać. 

Shy Keenan jednak zdobyła się na odwagę, by „przemówić”, mając na względzie los dzieci, które spotyka to samo. To, co uderzyło mnie najbardziej to już nawet nie całe opisywane zło, ale fakt, że Shy Keenan, która od zawsze tkwiła w zdegenerowanym środowisku, bo przyszła na świat w takiej rodzinie, zdołała się z wyrwać z tego bagna. Poraniona do granic możliwości – ale zdołała. Niesamowite jest to, że wszechobecne zło, które ją spotkało i z którym miała do czynienia na co dzień, nie zdołało zniszczyć w niej iskry dobra, jaką posiada w sobie każdy normalny człowiek. Całe szczęście spotkała kilka osób, dzięki którym dane jej było dowiedzieć się, że dobro istnieje... 

Shy Keenen postanowiła pomnożyć to dobro, działając na rzecz krzywdzonych dzieci. Od czasu nagłośnienia sprawy w mediach i podjęcia postępowania przeciw jej ojczymowi, Shy działa na rzecz ofiar pedofilii. Stworzyła stronę internetową oferującą wsparcie dla ofiar tego typu przemocy (obecny adres: www.tpcauk.com). 

Początkowa nota od Redakcji zawiera informację, która wyjaśnia, że zastanawiano się, czy tę książkę opublikować, bo rzeczywiście jest przerażająca. Nie dziwię się jednak ani trochę, że nie odstąpiono od tego zamiaru, bo milczenie i unikanie tematu nie jest rozwiązaniem. Takie rzeczy się dzieją. Wydaje mi się, że zostały opisane i tak w możliwie najdelikatniejszy sposób. A jeśli można zrobić coś, żeby przynajmniej w jakimś stopniu powstrzymać zło wyrządzane bezbronnym dzieciom i być wyczulać ludzi na istnienie zjawiska pedofilii, to każde działanie jest działaniem na korzyść nękanych dzieci. 

Mimo że jest to naprawdę przerażająca historia, polecam ją wszystkim. 

Zawsze zastanawiałam się, dlaczego pedofile tak bardzo starają się zniszczyć istniejące w ofiarach dobro, wypaczyć każdą prawdę i zniszczyć ich zdolność do zaufania, miłości i porozumienia – aż w końcu zrozumiałam, że jedyne, co może ich powstrzymać, to właśnie zaufanie, miłość i porozumienie. Całym sercem wierzę, że molestowanie można powstrzymać, jedynie sprawiając, by wyszło na jaw. [str. 374] 

Wiele osób pyta mnie, jak udało mi się przetrwać dzieciństwo, i wszystkim daję tę samą odpowiedź: dzięki dobrym ludziom, takim jak ciocia Pat i wujek Ken czy babcia i dziadek Wallbridge.(...) Choć zła było tak wiele, że do dziś zdumiewa mnie, jak ta odrobina dobra, z którą się wtedy zetknęłam, mogła mnie uratować – tak się właśnie stało. [str. 373-374] 

Krótko mówiąc: 
szokujące do granic możliwości, a mimo to niosące nadzieję 
 


wtorek, 5 czerwca 2012

Turcja – półprzewodnik obyczajowy – Agata Bromberek, Agata Wielgołaska

Wydawnictwo Nowy Świat
Warszawa 2011
320 stron

Właśnie zakończyłam kolejną wyprawę – tym razem spędziłam trochę czasu w Turcji, a podróż była wyłącznie wirtualna, niemniej jednak bardzo udana.

Turcja – półprzewodnik obyczajowy z serii Podróże z wyobraźnią to książka, która nie jest typowym przewodnikiem po Turcji kraju różnorodności, w którym łączą się i oddzielają kontynenty – europejski i azjatycki. Różnorodność ta dotyczy nie tylko klimatu ;-), lecz także obyczajów, ludności, przekonań... Przewodnik ten to raczej zapis obserwacji tureckiej codzienności, dla nas mocno egzotycznej. Autorki mocno zgłębiły temat, gdyż  spędziły w Turcji kilka lat i zdołały doskonale poznać tureckie zwyczaje i zachowania, zupełnie inne od tych, które znamy. Dzielą się więc z czytelnikami zdobytą wiedzą i doświadczeniem, które na pewno pomogą wszystkim wybierającym się do tego kraju odnaleźć się jakoś w tej egzotycznej kulturze. Mało tu więc porad dotyczących tego, co  i gdzie najlepiej zwiedzić. Owszem jest tu trochę informacji o miejscach uważanych za „turystyczne”, a z ostatniej części książki można się dowiedzieć, jak poruszać się po Turcji i jak ważna jest choć nieznaczna znajomość języka tureckiego. Jednak doradzanie turystom nie było zamierzeniem Agaty Bromberek i Agaty Wielgołaski. Autorki z ogromną pasją opowiadają o kraju, który stał się na jakiś czas ich domem i opisują swoje przygody i doświadczenia zdobyte w tureckiej rzeczywistości. Obalają pewne stereotypy, które – jak to stereotypy – jeśli mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością, to naprawdę niewiele. Autorki omawiają też różnice zwyczajowe, jak na przykład targowanie się przy kupowaniu czy brak umiejętności stania w kolejce. :-) Najbardziej mi się podobały rozdziały o codzienności – o sposobie ubierania się, o higienie, o jedzeniu, o muzyce, o zamiłowaniu do gadżetów, o tym, jak wyglądają tureckie domy, o rodzinie. Uśmiałam się nieźle, czytając rozdziały dotyczące relacji damsko-męskich i wyjaśniające podejście Turków do tematu. Bardzo ciekawe były też rozdziały o mieszaninie kulturowej Stambułu i o niezmiennie wakacyjnym klimacie Alanyi.

Powiem szczerze, że doświadczenia autorek mocno zachęciły mnie do poznania tego kraju. Chciałabym przewieźć się dolmuşem, pójść do łaźni tureckiej, pojeździć samochodem po tureckich ulicach, spróbować najpopularniejszego napoju, jakim bynajmniej nie jest kawa po turecku, ale herbata. :-) Jeśli lubicie podróżować i dowiadywać się, jak się żyje w innych krajach, to książka Turcja – półprzewodnik obyczajowy świetnie spełnia to zadanie. Jest w niej naprawdę dużo Turcji i tureckości.

Krótko mówiąc:
ciekawie, zaskakująco, egzotycznie

Bardzo dziękuję Wydawnictwu Nowy Świat za egzemplarz recenzencki.


sobota, 2 czerwca 2012

Wiosenne podsumowanie

Wygląda na to, że wiosna całkiem sprzyja czytaniu :-)

Oto moja lista z dwóch miesięcy - kwietnia i maja. Kwietniowe podsumowanie przepadło, bo akurat na przełomie kwietnia i maja byłam na urlopie, co - jak się okazało - oznaczało prawie trzy tygodnie bez internetu.

Kwiecień:
1. Dlaczego tyjemy i jak sobie z tym poradzić? – Gary Taubes (Wydawnictwo Literackie)
2. Śródziemnomorskie lato – David Shalleck, Erol Munuz (Wydawnictwo Literackie)

3. Serce pełne kłamstw - Ann Rule (Hachette)
4. Za młoda na śmierć - M. William Phelps (Hachette)
5. Cicha śmierć – Ann Rule (Hachette)
6. Toskania, Umbria i okolice – przewodnik subiektywny – Anna Maria Goławska, Grzegorz Lindenberg (Nowy Świat)
7. Posiadłość Blessingów - Anna Quindlen (Świat Książki; Z półki)
8. Siostra - Rosamund Lupton (Świat Książki)
9. Płatki na wietrze – Virginia C. Andrews (Świat Książki)
10. Klaudyna odchodzi - Sidonie-Gabrielle Colette (W.A.B.)
11. Panny roztropne - Magdalena Witkiewicz (SOL; Włóczykijka)

Maj:
1. Turcja. Półprzewodnik obyczajowy (Nowy Świat)
2. Jeździec Miedziany - Paullina Simons (Świat Książki; Z półki)

3. Kochałem ją - Anna Gavalda (Świat Książki; Z półki)
4. Potem – Rosamunde Lupton (Świat Książki)
5. Rok w Poziomce - Katarzyna Michalak (Wydawnictwo Literackie; Z półki)

4. Złość – Magdalena Miecznicka (Wydawnictwo Literackie)
7. Medycyna, moja miłość − prof. Jacek Imiela (Wydawnictwo Literackie) 
8. Niech zawiruje świat - Colum McCann (Wydawnictwo Muza)
9. Dobre maniery w przedwojennej Polsce. Savoir-vivre, zasady, gafy – Maria Barbasiewicz (Wydawnictwo Naukowe PWN)
10. Adam i Ewy – Monika Orłowska (Replika)


Jak dodamy cztery zaległe recenzje, to okazuje się, że nie próżnowałam :-)
Rewolucja na talerzu  (Wydawnictwo Literackie)
Cisza pod sercem (Replika)

Czerwiec też zapowiada się ciekawie. Nie wiem tylko, czy będzie tak intensywny czytelniczo :-)

Pasja według świętej Hanki – Anna Janko

Wydawnictwo Literackie
Kraków 2012
Premiera: czerwiec 2012
364 strony

„Przepraszam – powiedział jej tamten człowiek – ja tak chodzę i zaczepiam ludzi, bo jestem bardzo samotny...” [str. 247]

Pasja według św. Hanki... Tytuł najnowszej książki Anny Janko wydał mi się w pierwszej chwili bardzo zuchwałym posunięciem, gdyż przywodzi na myśl wielkie dzieła muzyczne najznamienitszych kompozytorów – Jana Sebastiana Bacha (najpopularniejsza, genialna! Pasja według św. Mateusza oraz dwie pozostałe: Pasja według św. Jana i Pasja według św. Marka) oraz Krzysztofa Pendereckiego (Pasja według świętego Łukasza) związane tematycznie z ewangeliczną Męką Chrystusa czyli Pasją.  Ciekawa byłam, jakie było zamierzenie polskiej autorki.

„Pasja” Anny Janko to studium osobistego cierpienia czterdziestoletniej kobiety, która w najmniej spodziewanym momencie swego życia spotyka na swej drodze mężczyznę i wdaje się z nim w namiętny romans, mimo że jest żoną i matką, mimo że kocha swojego męża, mimo że ma dwoje dzieci... Hanka – główna bohaterka – opowiada o swoim małżeństwie z Pawłem i o związku z kochankiem Mateuszem tak szczegółowo i do bólu przenikliwie, że „słuchanie” tego staje się niezręczne. Czytelnik jest postawiony w roli powiernika, któremu zwierzająca się Hanka oddaje całą intymność swojego życia, swoje myśli, pragnienia, doświadczenia, emocje. To, co może odczuwać kobieta, która zdradza, jest tu przedstawione z taką precyzją i głębią, oddziałuje na czytelnika. Przemyślenia dotyczące tego, co dzieje się w sercu Hanki, przeplatają się z jej ogólnymi życiowymi przemyśleniami na temat miłości, samotności, bólu, wzajemnego ranienia się, zdrady, przyjaźni... Twierdząc, że „kto skąpi siebie samego, nie mówi, co myśli, nie powierza skarbów swego ducha, nie dzieli tajemnic, nigdy nie ujrzy blasku w oczach bliźniego” [str. 296], bohaterka tak wnikliwie oddaje się analizowaniu samej siebie i swoich relacji z innymi, że nie ma żadnych zahamowani w dzieleniu się tym, co w niej jest, w myśl wyznawanej zasady, że „życie jest po to, by je opowiadać”.

Dziwna jest ta książka. Na pewno nie poleciłabym jej każdemu. Spodoba się pewnie dojrzałym czytelnikom, którzy w prozie doceniają wnikliwość, precyzję, oryginalność, a przede wszystkim bogactwo języka. Język jest zdecydowanym plusem tej książki. O ile wszystkie wywody niekoniecznie mogą przypaść do gustu, o tyle sposób posługiwania się słowem zasługuje na duże uznanie.

Doceniam owo bogactwo języka, natomiast jeśli chodzi o przeżycia i przemyślenia bohaterki, to tylko niektóre z nich przypadły mi do gustu. Momentami schizofreniczna dwoistość Hanki była dla mnie denerwująca. Poza tym aż taka precyzja w opisywaniu tego, co dzieje w czyimś wnętrzu, a także niepozostawienie miejsca na choć odrobinę intymności, nie odpowiada mi. Wzniosłe sformułowania i piękne ubieranie w słowa nie oznacza też dla mnie, że coś zyskuje na wartości. Mimo wszystko chyba wolę prostszy przekaz :-). Uważam jednak, że warto sprawdzić, jak ambitni polscy pisarze przedstawiają rzeczywistość, a Anna Janko na pewno do tej grupy się zalicza. 

Krótko mówiąc:
oryginalnie, wnikliwie, przenikliwie, do bólu intymnie

Bardzo dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za egzemplarz recenzencki.