środa, 12 grudnia 2012

Boże Narodzenie. Kuchnia świąteczna – Marzena Wasilewska

Wydawnictwo Świat Książki
Wydano w październiku 2012
128 stron
Literatura polska
Gatunek: poradnik kulinarny


MOJE ODCZUCIA:
Czas pędzi jak szalony - święta Bożego Narodzenia za pasem. Czas więc na przedświąteczne przygotowania. Choć gotowanie nie jest moim ulubionym zajęciem, lubię przygotowywać potrawy świąteczne, zwłaszcza  wigilijne. Jestem przyzwyczajona do tego, że w naszym rodzinnym wigilijnym menu zawsze jest zupa wigilijna z kiszonej kapusty, jaka zawsze była przygotowywana na tę okazję w moim domu rodzinnym. W zasadzie nie wyobrażam sobie, że mogłabym jej nie podać na kolację wigilijną. Nie przeszkadza mi to jednak, aby oprócz niej zaserwować również barszcz czerwony z uszkami grzybowymi albo zupę grzybową. Przyznam też, że przez ostatnie dwa lata kupowałam na wigilię kilka gotowych potraw, ale nie mam w tym roku ochoty znowu na to samo i tym razem postanowiłam wszystko sama przyrządzić. Poza tym lubię co roku wypróbować jakiś nowy przepis.

Planując świąteczne posiłki, wspierałam się tym razem wydaną niedawno przez Świat Książki pozycją pod tytułem Boże Narodzenie. Kuchnia świąteczna autorstwa Marzeny Wasilewskiej. Nie spodziewałam się, że to będzie tak pięknie wydana książka – w zasadzie bardziej przypomina album niż książkę kucharską. Zgromadzono tam nie tylko przepisy, ale też wskazówki, jak zaplanować przygotowania, jak dobrać dania, jak sobie rozłożyć pracę, aby nie robić wszystkiego naraz.  Znajdziemy tam gotowe zestawy, które można wykorzystać w całości albo skomponować swój „plan przygotowań”.  Różnorodność dań jest duża – sądzę, że każdy znajdzie coś smakowitego do wypróbowania. Można wybierać spośród wytrawnych i słodkich potraw wigilijnych, kilku zestawów bożonarodzeniowych, jest też zestaw sylwestrowy oraz słodkości do świątecznej kawy czy herbaty. Mój tegoroczny wybór padł na klopsiki z sandacza w galarecie i śledzie z kaparami na Wigilię oraz morele z serem pleśniowym na świąteczną przystawkę. Na końcu książki znajduje się zarówno spis treści, jak i indeks tematyczny, które ułatwiają wyszukiwanie.  Książka jest bardzo porządnie wydana – twarda oprawa, kredowany papier – tak że wytrzyma niejedne przygotowania świąteczne w kuchni. Może też być miłym świątecznym prezentem, bo – choć tytuł sugeruje tematykę świąteczną – zgromadzone tam przepisy spokojnie mogą być wykorzystywane o każdej innej porze roku. Mam zamiar nie ograniczać używania jej wyłącznie do czasu przed Bożym Narodzeniem i przetestować inne przepisy również po świętach. :-)


Dziękuję bardzo wydawnictwu Świat Książki za egzemplarz recenzencki.

 

wtorek, 11 grudnia 2012

Pamiętne lato - Lesley Lokko

Tytuł oryginału: One Secret Summer
Tłumaczenie: Małgorzata Żbikowska
Wydawnictwo Świat Książki
Wydano w lipcu 2012
480 stron
Literatura ghańska, literatura szkocka

Gatunek: powieść obyczajowa


Niektóre MIEJSCA akcji: 
Francja, Mougins
Wielka Brytania, Londyn
Austria, Wiedeń, 
Niemcy, Monachium, 
RPA, Johannesburg,
Dżemmora, Algieria
 CZAS akcji:
1991-2001 plus wspomnienia z pamiętnego lata 1969 roku

CYTATY:
BOHATEROWIE:
Niela, Maddy, Julia, Rafe, Aaron, Jos Keelerowie; Diana Pryce

MOJE ODCZUCIA:
Za oknem minus dziesięć stopni, a ja wbita w fotel rozgrzewałam się w ten (wreszcie wolny!) weekend książką Pamiętne lato. Nie mogąc się zdecydować, przebierałam w książkach, które czekają na półce „do przeczytania” i najbardziej kuszące wydało mi się właśnie Pamiętne lato Lesley Lokko. Stwierdziłam , że przy czytaniu książki z taką okładką rozgrzeję się na pewno. Usiadłam w fotelu i... mój świat przestał istnieć. Dawno nie zdarzyło mi się, aby książka porwała mnie aż do tego stopnia. Zupełnie nie mogłam się od niej oderwać.

I faktycznie - żar bije, iskry lecą, emocje rozpalają. Zagmatwane losy bohaterów, skrywana przez lata tajemnica, nie pozwalają odłożyć książki nawet na chwilę. Losy bohaterów splatają się ze sobą – poznajemy je stopniowo na przestrzeni kilkudziesięciu lat. To, co łączy bohaterów, to doświadczanie samotności, wyobcowania, poszukiwanie samego siebie.

Przeczytałam tę książkę z wielką przyjemnością. To moje pierwsze spotkanie z Lesley Lokko i trochę żałuję trochę, że tak się rzuciłam na tę książkę i nie dałam sobie czasu, żeby się nią podelektować. Ale to nic - przede mną jeszcze Świat u stóp, Szafranowe niebo, Gorzka czekolada, Jedna bogata, druga biedna. To świetna perspektywa, bo doskonały zmysł obserwacyjny Lesley Lokko i umiejętność opisania tego, co dzieje się we wnętrzu człowieka doświadczającego trudności oraz odniesienia do wielokulturowości bardzo mi w powieściach odpowiadają. Lubię wątki o ciemnych zakątkach ludzkiej duszy, o tym, jak człowieka kształtują wydarzenia z jego życia i przeżywane trudności, jak bardzo odbijają się w późniejszym życiu. To również książka o tym, że warunkiem spokoju i szczęścia jest wybaczenie samemu sobie. Bardzo pozytywne wrażenia!

Okładka, choć "gorąca", ma niewiele wspólnego z treścią książki. Cóż - zobaczyłam plażę, morze, dobrałam sobie pasującą zakładkę, a tu zaskoczenie – plaży nie odnotowałam, domu nad morzem też nie. Ale lato 1969, to rzeczywiście dla bohaterów pamiętne lato. Dlaczego? Sprawdźcie sami, bo warto. :-)





Dziękuję bardzo wydawnictwu Świat Książki za egzemplarz recenzencki.

czwartek, 6 grudnia 2012

Lampy naftowe - Teresa Jabłońska

Wydawnictwo Muza
Seria: Ocalić od zapomnienia
Wydano w 2012
192 strony
Literatura polska


Rok 2012 jest rokiem Ignacego Łukasiewicza, który urodził się w 1822, a zmarł w 1882 roku. Wydawnictwo Muza włączyło do przepięknie wydanej serii książek Ocalić od zapomnienia pozycję zatytułowaną Lampy naftowe autorstwa Teresy Jabłońskiej, która wspomina sylwetkę tego niezwykłego Polaka. Warto wiedzieć, że Ignacy Łukasiewicz zasłużył się nie tylko wynalezieniem lampy naftowej, ale również działaniami niepodległościowymi, wielką dobrocią i sercem otwartym na potrzeby drugiego człowieka.

A co do lamp... – do wyboru, do koloru. :-) W okresie między 1860 a 1920 rokiem, kiedy lampy były powszechnym dobrem użytkowym, ich producenci starali się dostosowywać wygląd lamp, tak aby odzwierciedlał trendy charakterystyczne dla danego stylu panującego w sztuce: historyzmu, eklektyzmu, secesji, funkcjonalizmu. Sposób zdobienia lamp jest naprawdę zachwycający. Można znaleźć wśród nich na przykład lampę ‘z korpusem w liście trzcinowe i kwiaty nenufarów’ [str. 73], lampę ‘z majolikowym korpusem z motywem lilii wodnych’ [str. 100], czy lampę ‘typu walentynka z półplastycznym łabędziem na korpusie i czerwoną lilię na kloszu’ [str. 115]. Naprawdę jest na co popatrzeć.

Zachwycił mnie też ostatni rozdział, który autorka nazwała ‘małą antologią światła odbitego w dziełach literatury i sztuki’ [str. 158], w którym zostały przytoczone fragmenty utworów „z lampą w tle” oraz obrazy z ciekawymi ujęciami wykorzystującymi grę światła, np. obraz Maria Magdalena pokutująca Georgesa de la Toura oraz obrazy Johannesa Rosierse’a Dziewczyna w świetle świecy, Ostatni kieliszek, Napełnianie czajnika.

Świetna książka o walorach poznawczych i estetycznych. Polecam!


Na stronie wydawnictwa Muza dostępny jest fragment książki - można sobie przejrzeć TUTAJ.

Bardzo dziękuję wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki.

wtorek, 4 grudnia 2012

Australia. Gdzie kwiaty rodza się z ognia - Marek Tomalik

Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2011
320 stron
Literatura polska
Gatunek: literatura podróżnicza


Blog autora - TUTAJ.

CYTATY:
Chcę zachować ten cytat, bo bardzo mi się podoba pomysł, choć pewnie nie wszędzie da się zastosować:
Później jeszcze wielokrotnie natykałem się na honesty boxes, czyli skrzynki dla uczciwych, gdzie umieszczałem opłatę za kemping, wejście do parków narodowych czy - na przydrożnych straganach - zapłatę za siatkę pomidorów, arbuza, mango. Nikt tego nie pilnował, nie sprawdzał. Ta forma płatności oparta jest na zaufaniu. Australijczyk nawet się nie zastanawia, po prostu płaci. I to nie dlatego, że ktoś go może skontrolować, sfilmować, sprawdzić w każdy inny sposób. Płaci, bo nie jest złodziejem ani oszustem. Płaci, bo jest fair. [str. 261]
MOJE ODCZUCIA:
Miło jest w zimne dni poczytać o ciepłym kraju. :-) Wybrałam się więc na jakiś czas w literacką podróż do Australii. Jasne, że podobnie do wielu osób, chciałabym się tam znaleźć w realu i zobaczyć na własne oczy, jak kwiaty rodzą się z ognia, ‘pogadać’ z Aborygenem, zobaczyć kangury biegające wszędzie ‘luzem’ i w dużej ilości. Ale nie można mieć wszystkiego.

Marek Tomalik, miłośnik Australii, od lat powracający tam, by dokonywać stopniowo jej podboju [ale tylko w pozytywnym znaczeniu ;-)], zapalony podróżnik, pasjonat przybliża nam miejsca, które może i są marzeniem wielu, ale nie są możliwe „do zdobycia” przez przeciętnego turystę. I to mi się podobało – dzięki tej opowieści byłam tam, gdzie nigdy nie pojadę. Nawet jeśli jakimś cudem znalazłabym się w Australii, to na pewno nie będzie to wyprawa w niezgłębione, dzikie obszary australijskiego outbacku. Ci zaś, którzy planują wyprawę w głąb Australii, znajdą w książce Marka Tomalika cenne wskazówki – zarówno związane z bezpieczeństwem, jak i porozumiewaniem się australijskim angielskim.


Z drugiej strony jednak, choć napisana przystępnym językiem, książka Marka Tomalika zawiera niepotrzebne – jak na mój gust – informacje. Bo czy to ważne, gdzie autor pojechał z jedną, a gdzie z druga żoną, czy ile razy i jak głęboko zakopał się w błocie i co się zepsuło w poszczególnych samochodach. Mimo że książka całkiem pokaźnych rozmiarów i dodatkowo okraszona zdjęciami, to jednak mało mi tej Australii było, powiem szczerze...  


Zdjęcia nieuporządkowane – z jakichś powodów zostały umieszczone nie bezpośrednio przy tekście, do którego się odnoszą, ale trochę porozrzucane. Z mapki trudno skorzystać – za mała, źle przycięta, z okrojonym środkiem kontynentu, a na dodatek w takim miejscu, że za każdym razem trzeba przewrócić parę kartek, żeby ją zlokalizować. Szkoda, że nie została zamieszczona w bardziej przystępnym miejscu (np. wewnętrzna strona okładki) - nie miałabym poczucia, że tracę czas na szukanie. A ‘ubranie’ książki w błyszczący papier nie poprawiło wrażenia, jakie odniosłam, czytając tę książkę.


Nie jestem też w stanie zakwalifikować tej książki do jakiegoś konkretnego gatunku, bo nie jest to ani poradnik, ani zbiór wspomnień, ani reportaż, ale są i porady, i wspomnienia, i relacje. Oprócz tego jest też kilka historyczno-geograficznych wstawek. Taka sobie mieszanka.


Nie twierdzę, że to zła książka, bo zależy, co kto lubi. Przeczytałam już kilka książek o podróżach i widzę, że ta nie do końca trafiła w mój gust, choć w Australii pobyłam z przyjemnością.



czwartek, 15 listopada 2012

Poradnik na drugą połowę życia - Barbara Jakimowicz-Klein


Wydawnictwo Świat Książki
Wydano w sierpniu 2012
192 strony
Literatura polska
Gatunek: poradnik

AUTOR: Barbara Jakimowicz-Klein
Sporo informacji o autorce i jej licznych publikacjach znalazłam TUTAJ.

TEMATYKA:
Porady z różnych dziedzin dla seniorów oraz ich rodziny, opiekunów, znajomych.

MOJE ODCZUCIA:
Poradnik na drugą połowę życia to przydatny poradnik dla osób, które okres pracy zawodowej mają już za sobą. "Aktywność, zdrowie, porady prawne" - na okładce wymieniono te trzy dziedziny, których dotyczą porady zawarte w książce Barbary Jakimowicz-Klein. Do tej bardzo ogólnej listy warto dodać, że czytelnicy znajdą tam porady dotyczące sposobów zapobiegania starzeniu się, farmakoterapii, metod rewitalizacyjnych. Omówione też zostały przeróżne sposoby na zapewnienie seniorom aktywności intelektualnej, rodzinnej, kulturalnej i psychicznej. Jest też część poświęcona ofertom dla seniorów, zniżkom, które im przysługują, wymienione są różne miejsca przyjazne seniorom. Jeden z rozdziałów dotyczy porad prawnych, a konkretnie praw emerytów, praw pacjenta i praw konsumenta. Jest też sporo linków do stron adresowanych do osób starszych.

Odniosłam wrażenie, że książka ta będzie bardziej przydatna dla osób wkraczających w 'drugą połowę życia' aniżeli dla tych, którzy od lat nazywają siebie seniorami. Sięgnęłam po tę książkę z nadzieją, że znajdę w niej sposoby na to, jak zachęcić swoich rodziców do większej aktywności. I pewnie podsunę im ten poradnik do przeczytania, nie sądzę jednak, by zdołał obudzić w moich 'seniorach' chęć zapisania się na fitball czy jogę albo wykonywać systematycznie marszobieg czy ćwiczenia w wodzie. Bardziej nowoczesnym seniorom jak najbardziej polecam.

Krótko mówiąc: 
zwięzły, przejrzysty, przydatny

Bardzo dziękuję wydawnictwu Świat Książki za egzemplarz recenzencki.



środa, 14 listopada 2012

Zdarzyło się w Marienbadzie - Krystyna Kaplan


Tytuł oryginału: The Marienbad Affair
Tłumaczenie: Marta Suruło
Wydawnictwo Naukowe PWN
Wydano w 2012
344 strony
Literatura angielska
Gatunek: powieść historyczno-obyczajowa z kryminalnym 'posmakiem'

AUTOR: Krystyna Kaplan
parę słów o autorze
Oficjalna strona lub blog autora - link

INNE KSIĄŻKI tej autorki:
Londyn po polsku - napisana w języku polskim


MIEJSCE akcji:
Czechy - Marienbad (obecnie Mariańskie Łaźnie) - "modny" cel turystycznych wypadów w czasach międzywojennych, kurort często odwiedzany przez europejskich monarchów.

CZAS akcji:
1906 rok

BOHATEROWIE:
król Anglii Edward VII, detektyw Joseph Hepner, Mitzi, Betty

TEMATYKA:
Jak sugeruje podtytuł: miłość, polityka, intryga

MOJE ODCZUCIA:

Co takiego zdarzyło się w Marienbadzie, że warto było napisać o tym powieść? 

Otóż, powieść Zdarzyło się w Marienbadzie odnosi się do krótkiego okresu z życia angielskiego króla Edwarda VII, syna królowej Wiktorii, a konkretnie do jednego z jego wyjazdów do popularnego wówczas kurortu zwanego Marienbadem (obecnie Mariańskie Łaźnie w Czechach). Zważywszy na to, że czytelnik już z podtytułu dowiaduje się, że to, co odnajdzie w powieści to "miłość, polityka, intryga", nie będę mnożyć słów. Powiem tylko, że to szczera prawda. Wątki zawierające te trzy elementy przeplatają się w powieści i tworzą spójną całość. Dla wielu kobiet obecność samego króla w ich mieście była już wystarczająco ekscytująca, a co dopiero, gdy okazuje się, że sam król, człowiek towarzyski, nowoczesny, dbający o wygląd, zaszczycił swą obecnością salon krawiecki jednej z nich, czyż można się nie zakochać?  Dla intrygantów i anarchistów z kolei pobyt głowy państwa jednego z mocarstw była doskonałą okazją do pomieszania szyków, a tym samym do wpłynięcia na losy Europy. Dla detektywa Hepnera zaś oznaczało to wzmożoną czujność i ostrożność, aby zapobiec nieszczęściom... A jak to wszystko wiązało się ze sobą? Przekonajcie się sami - zachęcam.

Ksiażkę czyta się lekko mimo że są w niej elementy historyczne i polityczne, co nie każdy lubi. Mnie bardzo odpowiada taki typ książek. Dzięki nim postać historyczna nabiera kształu i charakteru, lepiej się ją kojarzy i pamięta. "Włożenie" znanych postaci w życiowe sytuacje sprawia, że personalizujemy ją, wiemy, jaka była, przez co staje się bliższa - przyynajmniej ja tak mam. :-) Powieść Krystyny Kaplan spełnia więc ważną rolę - dzięki niej jeden z "encyklopedycznych" władców brytyjskich staje się człowiekiem z krwi i kości. Poznawszy Edwarda VII, zapamiętam już, że wiktoriańska sztywność "puściła" właśnie dzięki jego osobowości.

Powieść Zdarzyło się w Marienbadzie zasługuje na uwagę jeszcze z jednego powodu - jest tak ładnie wydana, że na początku myślałam, że to coś w rodzaju pamiętnika czy wspomnień, bo wygląda jak mały album. Oprawiona w twardą okładkę, uzupełniona zdjęciami, przygotowana z wielką dbałością o szczegóły, wygląda naprawdę zachęcająco. Przeszkadzały mi jedynie przypisy umieszczone na końcu książki, bo czasem rzeczywiście zawierały znaczące informacje.

Krystynie Kaplan doskonale się udało przekazać nastroje panujące u schyłku XIX wieku i oddać klimat Marienbadu na tyle, że chętnie zwiedziłabym to miasto i przeszłabym się chętnie śladami Edwarda. :-)

POLECAM:
- zainteresowanym historią, zwłaszcza historią Anglii
- miłośnikom powieści łączących w sobie kilka gatunków
- bibliofilom kochającym piękne wydania książek.

Krótko mówiąc: 
przystępnie, interesująco, barwnie


Bardzo dziękuję Wydawnictwu Naukowemu PWN za egzemplarz recenzencki.



czwartek, 8 listopada 2012

Miłość wyczytana z nut – Aleksandra Tyl

Wydawnictwo Prozami
Wydano w 2010
302 strony
Literatura polska

Gatunek: babskie czytadło

Któregoś pięknego dnia już jakiś czas temu przyfrunęła do mnie niespodziewanie kolejna włóczykijka. Oprócz książki Aleksandry Tyl Miłość wyczytana z nut zawartość paczuszki stanowiły między innymi takie dwa umilacze, jak widać na zdjęciu: zakładka z koralików i malutki aniołek do zawieszenia. Bardzo dziękuję komuś, kto mi zrobił tę przyjemność. :-)

Jeśli mam być szczera, to powieść Miłość wyczytana z nut nie zapisała mi się w pamięci niczym szczególnym, jeśli chodzi o treść. Owszem, Eliza - główna bohaterka - to postać bardzo pozytywna. To kobieta szczera, dobra i bezinteresowna. Dziewczyna miota się trochę w życiu i próbuje dokonywać właściwych wyborów. Oczywiście dotyczy to relacji damsko-męskich. I równie oczywiste jest, że układa się różnie. Oczywista oczywistość.Zakończenie znane od czasu przeczytania tytułu, czyli za wcześnie...


To, co utkwiło mi w pamięci najwyraźniej to fakt, że uznałam tę książkę za kompletną porażkę redaktorsko-korektorską. Niestety liczba potknięć językowych i literówek znacznie przewyższa limit dopuszczalnych błędów, który jestem w stanie strawić. Pod tym względem powieść ta rzeczywiście robi wrażenie. Na przykład potwornie drażniło mnie to, że imię jednego z głównych bohaterów - Bruno -  (ostatnio popularne wśród książkowych bohaterów - identycznie było w książce Miłość, szkielet i spaghetti Marty Obuch) odmieniane jest, niestety, niezgodnie z obowiązującą normą. 

Dla smaczku krótkie zdanie wypowiedziane przez jednego z bohaterów w takiej sytuacji - kawiarnia, randka, on i ona siedzą sobie przy stoliku, do pana dzwoni telefon i chwilę później okazuje się, że:

- Kobieta zadzwoniła, że jej dziecko nagle dostało gorączki (...). Proszę mi wybaczyć, zapłacę i będę się zbierał. Nie obrazi się pani, jak ją tu zostawię? [str. 48]
Dodam, że rzecz się dzieje w czasach współczesnych...

A najładniejszą wpadkę korektorską zilustruję zdjęciem, żeby nie było, że zmyślam:



Nie mam żadnej przyjemności z pisania o książce w taki sposób, ale napisałam prawdę. Pewnie gdyby nie z lekka muzyczne tło, to pewnie nie dotrwałabym do końca.


Książkę przeczytałam w ramach akcji Włóczykijka.


Podjęłam też decyzję o rezygnacji z dalszego uczestnictwa w akcji Włóczykijka, choć akcja sama w sobie jest bardzo sympatyczna. dzięki temu, że raz na jakiś czas niespodziewanie przybywała polska książka do przeczytania, zdołałam wyrobić sobie zdanie o współczesnych polskich autorach. Książka, którą skrytykowałam powyżej nie jest bezpośrednim powodem mojej rezygnacji - nosiłam się z takim zamiarem już od jakiegoś czasu. Po prostu w tej chwili dobieram książki, które chcę przeczytać, dużo staranniej niż przed prawie dwoma laty, kiedy Włóczykijka została zainicjowana. Dotyczy to zwłaszcza polskich autorów. Kilka książek, do których wówczas się zgłosiłam, już przeczytałam; po inne na pewno już bym nie sięgnęła, bo w międzyczasie poznałam inne powieści autorów i wiem, że chcę omijać ich "dzieła" szerokim łukiem. Przez dwa lata naprawdę dużo może się zmienić.

Za wszystkie dotychczasowe miłe chwile we włóczykijkowym gronie bardzo dziękuję osobom moderującym tę akcję.

piątek, 2 listopada 2012

Nic nie trwa wiecznie – Maureen Lee


Tytuł oryginału: Nothing Lasts Forever 
Tłumaczenie: Ewa Morycińska-Dzius 
Wydawnictwo Świat Książki 
Premiera w październiku 2012 
368 stron 
Literatura brytyjska 
Gatunek: powieść obyczajowa 

O AUTORCE pisałam TU.

MIEJSCE akcji: Liverpool 

CZAS akcji: czasy współczesne 

BOHATEROWIE: Diana, Brodie, Vanessa, Rachel 

TEMATYKA: poszukiwanie swojego miejsca w życiu 

PRZESŁANIE:
Całe przesłanie zawarte jest w tytule: nic nie trwa wiecznie.

MOJE ODCZUCIA:

Dopiero niedawno przeczytałam powieść Maureen Lee Matka Pearl i oceniłam ją bardzo pozytywnie. Wielokrotnie już natknęłam się na pozytywne recenzje książek tej autorki, więc chcę lepiej poznać jej twórczość. I choć rzadko zdarza mi się czytać w niedługim odstępie czasowym powieść tego samego autora, sięgnęłam po powieść Nic nie trwa wiecznie.

Głównymi bohaterkami tej powieści są cztery kobiety w różnym wieku, z różnych środowisk, na różnych etapach życia. Książka wydaje się więc na początku zdominowana przez kobiety i z pozoru może zostać uznana za zwyczajne babskie czytadło. To jednak tylko pozory. A jak wiadomo - pozory mylą. 


Cztery kobiety i cztery życiowe historie. Każda inna, każda równie poważna. Co je łączy? Każda z tych czterech kobiet doświadcza odrzucenia. Vanessa została porzucona przez narzeczonego praktycznie przed ołtarzem. Teraz nie jest w stanie zaakceptować samej siebie, ma problem z nadwagą, robi się zgorzkniała i niechętnie nastawiona do innych. Rachel wyparli się rodzice, którzy wstydzili się ciąży swojej czternastoletniej córki. Wbrew ich woli Rachel postanowiła urodzić i wychować córeczkę. Diana z kolei została opuszczona przez rodziców – najpierw odszedł ojciec, a następnie matka, kobieta niedojrzała i niesamodzielna, związała się z innym mężczyzną i porzuciła czwórkę swoich dzieci. Diana jako najstarsza musiała więc zadbać o siebie i swoich braci. Najstarsza z nich Brodie nie może porozumieć się z mężem. Czuje się osamotniona i nierozumiana w swych odczuciach dotyczących ich córki Maisie, która wyjechała na studia, trafiła w złe środowisko, zaczęła brać narkotyki i odcięła się od rodziny. Elementem łączącym staje się dla bohaterek powieści dom rodzinny Brodie, która postanawia opuścić męża i zamieszkać w "Kasztanach", a wolne pokoje wynająć. A jak wiadomo codzienne problemy zbliżają. Kobiety zaprzyjaźniają się więc ze sobą i wspólnie przeżywają swój "czas niedoli". Każda z nich, chcąc nie chcąc, musi przewartościować swoje dotychczasowe życie.


W powieści Nic nie trwa wiecznie znajdziemy więc miniaturowy obraz życia. Życia, które w pewnym momencie może wymagać zmian, zatrzymania się, głębszego zastanowienia.   Moim zdaniem autorka bardzo trafnie dobrała wynajmowany, nieremontowany dom na główne miejsce akcji, ponieważ w ten sposób podkreśliła poczucie tymczasowości, stanu przejściowego, czasu dojrzewania do podjęcia kolejnych decyzji, osiągania gotowości do zmian. 

Książka Nic nie trwa wiecznie bardzo mi się spodobała. Pod warstwą codzienności autorce udało się pokazać emocje i uczucia bohaterek (i bohaterów też - faceci też są!). Odpowiada mi optymizm autorki i wiara w to, że nawet z najtrudniejszej sytuacji zawsze znajdzie się wyjście. Zgadzam się też z tym, że myśli i odczucia, które towarzyszą zdarzeniom w życiu, nie trwają wiecznie, ale podlegają przewartościowaniu. Można zmienić nastawienie do nich, nabrać dystansu, pracować nad sobą, zmieniać się. To mądra książka. Polecam. 

Krótko mówiąc: 
spokojnie, optymistycznie, do przemyślenia 

Bardzo dziękuję wydawnictwu Świat Książki za egzemplarz recenzencki.

 

poniedziałek, 29 października 2012

Księga z San Michele – Axel Munthe

Tytuł oryginału: The Story of San Michelle
Tłumaczenie: Zofia Petersowa
Wydawnictwo Videograf
Rok wydania: 2011
400 stron
Literatura szwedzka

Gatunek: powieść biograficzna, wspomnienia


AUTOR:  Axel Martin Fredrik Munthe
 ur. 31 października 1857 w Oskarshamn, zm. 11 lutego 1949 w Sztokholmie; szwedzki lekarz i psychiatra, pisarz.

Był nadwornym lekarzem szwedzkiej rodziny królewskiej. Wycofał się z życia dworskiego i osiadł w zakupionej przez siebie willi San Michele na Capri. Pod koniec życia powrócił do Szwecji, gdzie powstało dzieło jego życia Księga z San Michele (wyd. ang. 1929, wyd. szwedz. 1930, wyd. pol. 1933).

Informacje o autorze z Wikipedii
 MIEJSCE akcji:
wyspa Capri

CZAS akcji:
przełom XIX i XX wieku

MOJE ODCZUCIA:
Jakiś czas temu skończyłam czytać Księgę z San Michele, której autorem jest Axel Munthe. Książka ta ukazała się w Polsce po praz pierwszy w 1933 roku. Wydanie jest co jakiś czas wznawiane, gdyż – mimo upływu czasu – wartości docenione przez autora nie tracą na aktualności.

Axel Munthe, młody lekarz szwedzki, znalazł się pod koniec XIX wieku na wyspie Capri, gdzie niezwykle zauroczyła go kapliczka San Michele. Ta miłość od pierwszego wejrzenia stała się początkiem w realizacji marzenia autora. Munthe marzył o swoim domu na Capri... Po kilkunastu latach powrócił na wyspę, gdzie spędził wiele lat, służąc swoją wiedzą medyczną i doświadczeniem mieszkańcom, czerpiąc radość z bliskości natury i afirmując przyrodę w całej jej krasie. :-)

 
Księga z San Michele jest nie tylko wspomnieniem z czasów, kiedy Axel Munthe spędził na Capri, ale również zbiorem historii dotyczących różnych pacjentów, którym autor pomagał jako lekarz w Paryżu i Rzymie. Czytelnik dostaje więc relację z tego, jak przedstawiał się stan ówczesnej medycyny. Spokój, humor, optymizm, szacunek do wszystkich stworzeń, a do tego garść wspomnień, piękne opisy przyrody, bogactwo języka i mądrość życiowa – oto co znajdziemy w Księdze z San Michele. Książka nadaje się do powolnego smakowania, nie potrafiłam przeczytać jej „za jednym zamachem”. Zawiera tyle obrazów, myśli, historii, że trzeba im pozwolić chwilę trwać w pamięci.


Choć zmieniły się realia życia, a w medycynie nastąpił ogromny postęp, przemyślenia autora i jego życiowa mądrość będą służyć jeszcze przez lata. 


POLECAM:
- miłośnikom wspomnień i biografii,
- zainteresowanym medycyną,
- pędzącym i wciąż się spieszącym.


Krótko mówiąc: 
z nutką historii, z humorem, z życzliwością


Bardzo dziękuję wydawnictwu  Videograf za egzemplarz recenzyjny. 


niedziela, 28 października 2012

Puc, Bursztyn i goście - Jan Grabowski

No to znowu wracam do lektur z dzieciństwa w ramach wyzwania Książkówki i Legera. Tym razem tytuł pochodzi z październikowej listy.



Puc, Bursztyn i goście - Jan Grabowski

Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2003
96 stron

BOHATEROWIE:
pieski - Puc, Bursztyn, Mikado, Tjuzdejek, kotka Imka, Katarzyna , Krysia, panna Agata 

Ciekawa jestem, co myślą dzieciaki, kiedy czytają lektury pisane dawno temu, i jak sobie radzą ze zrozumieniem języka, który czasem naprawdę jest przedziwny. Nawet dla mnie, choć o tym, że byłam dzieckiem, już dawno zapomniałam.
Jakież to psisko miało długie nogi! [to o Tjuzdejku]
Zdawało się, jakby chodził na szczudłach!
Idąc, podnosił nogi wysoko, jakby je z błota wyciągnął. Przełamane to było, jakieś koślawe. A złe! po oczach widać było, że najchętniej by nas uciął każdego z osobna i wszystkich razem swoimi pożółkłymi zębami.
Może tam Tjuzdejek był nawet wysokiej rasy, ale że nie był nadmiernie urodziwy, to pewne.
Tjuzdejek obszedł, drepcząc koślawego dyrdaczka, całą jadalnię. Zapuścił się nawet do sieni, przez którą przechodziło się do kuchni. [str. 39]
Mając w pamięci przeczytaną niedawno Czarną owieczkę i przeżywając ogromne zdziwienie językowe w trakcie czytania Puca, Byrsztyna i gości, sprawdziłam kiedy żył i kim był autor Jan Grabowski. Otóż, Jan Antoni Grabowski urodził się dawniej niż przypuszczałam, bo w 1882 roku. I wcale nie gdzieś na zapadłej wsi - jak sądziłam - ale w Rawie Mazowieckiej. Zmarł w 1950 roku w Warszawie. Jeszcze parę faktów podanych w Wikipedii: "Po ukończeniu studiów na Politechnice Warszawskiej w 1902, pracował w warszawskich szkołach jako nauczyciel matematyki (1902-1906). Dwa lata spędził w Monachium, gdzie studiował historię sztuki. Po powrocie do Polski pracował jako nauczyciel gimnazjalny w Warszawie. W niepodległej Polsce piastował różne stanowiska w Ministerstwie Oświaty. W 1936 odszedł na emeryturę. Krótki czas mieszkał w Toruniu i w Chełmnie, na okres okupacji wrócił jednak do Warszawy. W latach 1945-1948 przebywał w Olsztynie, gdzie był naczelnikiem Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego na okręg mazurski. Zajmował się ratowaniem zabytków i dzieł sztuki zdewastowanych w czasie II wojny światowej. W 1949 powrócił do Warszawy. Grabowski był człowiekiem dużej wiedzy i wszechstronnych zainteresowań." Przyznaję - nie miałam o tym pojęcia. 

Przyznam, że choć język bawił mnie ogromnie, zakręciła mi się też łezka w oku - już na sam koniec. Przypomniało mi się, jak dawno temu, kiedy czytałam tę lekturę, żal mi było Krysi i Mikusia... A dlaczego? Sprawdźcie ;-) Zachęcam.


piątek, 26 października 2012

Złoto czarownic - Heidi Rehn

Tytuł oryginału: Hexengold
Tłumaczenie: Aldona Zaniewska
Wydawnictwo Świat Książki
Wydano w sierpniu 2012
546 stron
Literatura niemiecka

Gatunek: powieść historyczno-obyczajowa



AUTOR: Heidi Rehn
Niemiecka pisarka, która zasłynęła z romansów historycznych. Mieszka w Monachium.

Strona autorki na FB  

 Inne książki:
Thonets Gesellen (2005) 
Blutige Hände (2006) 
Tod im Englischen Garten (2007)
Die Wundärztin (2010) - Kobieta z bursztynowym amuletem 
Hexengold (2011) - Złoto czarownic
Gold und Stein (2012)
Bernsteinerbe (2012) – książka o losach Carlotty - córki Magdaleny

MIEJSCE akcji
Köningsberg, Frankfurt nad Menem, Toruń

CZAS akcji:
2. połowa XVII wieku - po zakończeniu wojny trzydziestoletniej

BOHATEROWIE:
Magdalena, Carlotta, Erick Gronhert,  Adelaide Steinacker, Mathias, Helmbrecht


CYTATY:
Miłość nie umiera nigdy, tak jak nadzieja nie gaśnie. [str. 535]

MOJE ODCZUCIA:
Nie tak dawno pisałam o pierwszej części z cyklu książek o felczerce Magdalenie żyjącej w czasach wojny trzydziestoletniej, czyli Kobiecie z bursztynowym amuletem autorstwa Heidi Rehn. W sierpniu tego roku ukazała się kolejna część przygód Magdaleny, jej męża Ericka i córki Carlotty. Przyznam, że druga część wypada o wiele lepiej od pierwszej. Akcja jest dużo bardziej dynamiczna. Poza tym autorka przypisała ważną rolę również Carlotcie - córce Magdaleny, tak więc wątki dotyczyły tu dwóch głównych bohaterek, a w konsekwencji książka stała się o wiele ciekawsza i wciągająca. Tym bardziej że Carlotta to nieodrodna córka swojej matki - dziewczyna z charakterem. :-)

Dynamiki dodaje również fakt, że akcja toczy się prawie cały czas w podróży. Magdalena wraz z Carlottą ruszają za Erickiem, który - jak się okazuje - nie był ze swoją żoną zupełnie szczery i zataił istotne informacje dotyczące ich rodzin. Magdalena rusza więc do rodzinnego Köningsbergu, aby poznać prawdę. Podróż obfituje w rozmaite przygody, niebezpieczne zasadzki, okazje do wykazania się umiejętnościami medycznymi zarówno dla Magdaleny, jak i Carlotty. Czy Magdalenie uda się odnaleźć Ericka? Jakie wytłumaczenie znajdzie Erick? Czy bursztynowy amulet nie straci swej mocy wraz z upływem czasu? Kim są Mathias i Helmbrecht? 

Naprawdę nietrudno przyzwyczaić się do bohaterów tego cyklu powieściowego. Jestem ciekawa dalszego ciągu i mam nadzieję, że część trzecia ukaże się niebawem. Mimo że obie książki objętościowo niczego sobie – około 600 stron - to czyta się je całkiem szybko i sprawnie. Historia w tle nie powinna też przerażać tych, którzy niekoniecznie chcieliby poznawać realia historyczne - czasy powojenne są tylko tłem i nie przytłaczają głównych wątków powieści. Przeżycia bohaterów zdecydowanie zajmują tu pierwsze miejsce.


Krótko mówiąc: 
wciągająca, tajemnicza, z mnóstwem przygód

Bardzo dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za egzemplarz recenzyjny. 


środa, 24 października 2012

Przewrotność dobra - Jolanta Kwiatkowska

Wydawnictwo Dobra Literatura
Seria Z wykrzyknikiem!
Wydano w maju 2012
280 stron
Literatura polska
Gatunek: powieść psychologiczna

AUTOR: Jolanta Kwiatkowska

Strona autorki - TUTAJ
Zdjęcie ze strony wydawnictwa Dobra Literatura.

INNE KSIĄŻKI tej autorki:
 Tak dobrze, że aż źle 2010
Kod emocji 2010 
Rozsypane wspomnienia 2011 
Pułapka Nowego Roku 2012
 
CZAS akcji:
czasy współczesne

BOHATEROWIE:
Dorota Cichocka, Krzysiek - jej brat, pani Eleonora, Alusia, Adam i Ewa - małżeństwo, pani Krysia, Robert
 

TEMATYKA: 
Życie to nie bajka.

PRZESŁANIE:
Dobro i zło współistnieją i przenikają się wzajemnie. Czy pod pozorem czynienia dobra można uczynić aż tyle zła? 

Idealnie dobrane MOTTO:
Niewiele byłoby zła na świecie, gdyby nie można go było popełnić w imię dobra.
Marie von Ebner-Eschenbach
MOJE ODCZUCIA:
Powiem krótko – zaparło mi dech.

Za sprawą Doroty, bohaterki książki Jolanty Kwiatkowskiej Przewrotność dobra, zostałam najpierw skutecznie wbita w fotel i wprawiona w bezruch, a następnie poddana wieloetapowej obróbce. 

Efekt? Czuję się tak, jakby mnie ktoś przeprał, pougniatał, wywirował, przemaglował i próbował wyprasować. Myśli tyle, że nie wiadomo, od czego zacząć poskładanie ich w całość. Stwierdziłam, że nawet nie będę próbowała snuć recenzyjnych wywodów na ten temat, bo książka ta jest tak niejednoznaczna, że każdy odbierze ją inaczej, tak jak każdy z nas w innym miejscu stawia sobie granicę między dobrem i złem, między czarnym i białym, a to właśnie jest wiodącym zagadnieniem. Jedno jest pewne – historia Doroty jest tak poruszająca, że nie ma siły, aby pozostawiła kogoś obojętnym. Nie ma możliwości, żeby przeczytać tę książkę i nic nie poczuć.

Nie będę streszczać fabuły, bo to nie ma sensu. Dla mnie Przewrotność dobra to opowieść o cierpieniu dziecka, które – maltretowane psychicznie i emocjonalnie przez całe dzieciństwo - nie ma szansy na to, by wyrosnąć na odpowiedzialnego człowieka zdolnego do miłości. Patrząc nieco szerzej, to powieść o naturze człowieka, o podupadającej moralności, o niezrozumieniu wartości i naginaniu ich do własnych potrzeb.

Niesamowite jest to, jak różnorodne odczucia wobec bohaterki rodzą się w trakcie czytania – od sympatii poprzez litość aż do głębokiej niechęci. U mnie jednak nade wszystko dominowało współczucie – i dla małej Dorotki, i dla Doroty manipulującej ludźmi i nakręcającej scenariusz życia tak, by zaspokoić swoje potrzeby i odpłacić za doznane krzywdy, niezdolnej do miłości.

Książka jest też ciekawa pod względem kompozycji. Początek jest na tyle zwyczajny, że chwilę później „ginie” przytłoczony ciężarem opowieści niezwyczajnej Dorotki. Ciekawe rozwiązanie z korespondencją mailową i „rozwinięciem” do e-maili. Koniec okazuje się świetnym dopełnieniem i klamrą kompozycyjną. Przyznam, że zakończenie mocno mnie zaskoczyło.

Brawa dla autorki za powstrzymanie się od stronniczości, za niebywałą spostrzegawczość i znajomość ludzkiej psychiki, za dostrzeganie tego, co trudne do wychwycenia, za odwagę, żeby krzyczeć, za niezamiatanie pod dywan, za poruszenie naprawdę ważnych tematów. Mimo niezwykle trudnej tematyki przeczytanie tej książki było ogromną przyjemnością, a świadomość, że wśród polskich autorów są tak doskonali obserwatorzy, jest naprawdę budująca.

Krótko mówiąc:
poruszająca, bolesna, zmuszająca do refleksji


Bardzo dziękuję wydawnictwu Dobra Literatura za egzemplarz recenzencki.


wtorek, 23 października 2012

Matka Pearl - Maureen Lee

Tytuł oryginału: Mother of Pearl
Tłumaczenie: Ewa Morycińska-Dzius
Wydawnictwo Świat Książki
Wydano w czerwcu 2012
368 stron
Literatura brytyjska

Gatunek: literatura społeczno-obyczajowa

AUTOR: Maureen Lee
urodzona w czasie II wojny światowej w Liverpoolu. Od dwudziestu lat mieszka w Colchester, które uznawane jest za najstarsze miasto w Anglii. Uwielbia pisać. Potwierdza to zresztą liczba jej książek. ;-)

 Inne książki tej autorki:
    Lila (1983)
    Stepping Stones
(1994)
    Annie
(1998) aka Liverpool Annie
    Dancing in the Dark
(1999)
    The Girl from Barefoot House
(2000)
    Lacey's of Liverpool
(2001)
    Lime Street Blues
(2002)
    The House by Princes Park
(2002) - Dom przy Parku Książąt (C&T 2005)
    Queen of the Mersey
(2003)
    The Old House on the Corner
(2004)
    The September Girls
(2005) - Wrześniowe dziewczynki (Świat Książki 2011)
    Kitty and Her Sisters
(2006)
    The Leaving of Liverpool
(2007)
    A Dream Come True
(2007)
    Mother of Pearl
(2008) - Matka Pearl (Świat Książki 2012)
    Nothing Lasts Forever (2009) - Nic nie trwa wiecznie
(Świat Książki 2012)
    Martha's Journey (2010) - Wędrówka Marty (Świat Książki 2012)
    Au Revoir Liverpool
(2011)
    Amy's Diary
(2012)
    After the War is Over
(2012)
    Flora and Grace
(2013)

Pearl Street
    Lights Out Liverpool (1995)
    Put Out the Fires (1996)
    Through the Storm (1997)


Zestawienie pochodzi z Wikipedii.

Oficjalna strona autorki - TUTAJ.

MIEJSCE akcji: Liverpool

CZAS akcji: dwie płaszczyzny: 
- kwiecień 1971 - styczeń 1972
- okres od Wielkanocy 1939 do 1951 roku

BOHATEROWIE:
Pearl Curran, Amy Patterson - matka Pearl, Jacky i Biddy - siostry Amy, Barney Paterson, Harry Paterson - brat Barneya, Leo - ojciec Barneya, Rob i Gary Finneganowie, Charles i Marion, Cathy Burns- przyjaciółka Amy

TEMATYKA:
miłość, morderstwo, wojna, rodzinna tajemnica

CYTAT:
Świat byłby koszmarem, gdybyśmy wiedzieli, co nas jeszcze czeka. [str. 194]

MOJE ODCZUCIA:
Gdyby nie to, że powieść Matka Pearl autorstwa Maureen Lee jest dla mnie pierwszą powieścią tej autorki, to spokojnie mogłabym okrzyknąć panią Lee swoją ulubioną autorką. Wolę jednak poczekać z taką deklaracją do czasu, kiedy przeczytam jeszcze ze dwie książki Maureen Lee. Przecież do trzech razy sztuka. ;-) A przeczytam na pewno, ponieważ Matka Pearl bardzo trafiła w mój książkowy gust.

Akcja powieści rozgrywa się w dwóch wymiarach czasowych - od 1939 roku oraz od 1971 roku. Postać jednej z głównych bohaterek Amy Patterson, czyli matki Pearl, łączy oba te wymiary. Jej córka Pearl, która miała pięć lat, kiedy jej matka trafiła do więzienia za zabójstwo męża, wychowywała się w rodzinie swego wujka. Poznajemy ją w momencie, gdy dowiaduje się, że jej matka właśnie wyszła z więzienia. W jaki sposób się odnajdą? Czy zdołają "nadrobić" stracone lata? Czy Pearl kiedykolwiek dowie się, co skłoniło łagodną, czarującą Amy do morderstwa?

Książka jest wyśmienita. Sylwetki bohaterów zarysowane są wyraziście i nieszablonowo. Język idealny. Sposób prowadzenia akcji pozwala na samodzielne odkrywanie tajemnicy. Znaczące szczegóły wprowadzane są stopniowo. Jest wiele wartościowych przemyśleń, są postawy bohaterów zasługujące na uwagę. Wojenne realia, zniszczenia, jakie wojna zostawiła w ludzkiej psychice, zdolność do poświęceń - wszystko przedstawione bardzo wiarygodnie. Generalnie ciekawie "utkana" historia.

Jedyne, czego nie rozumiem, to okładka, która - według mnie - jest pomyłką. Może twórca okładki wzorował się na jednym  z obcojęzycznych wydań? Na przykład tym:
W miarę podobny kostium kąpielowy... I tyle. A szkoda. Żeby chociaż molo jakieś w tle było... Nawet niekoniecznie w Southport...

Krótko mówiąc: 
tajemniczo, czarująco, barwnie

Bardzo dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za egzemplarz recenzyjny.