Kraków, listopad 2010
262 strony
Już od jakiegoś czasu wstrzymywałam się z opublikowaniem swojej opinii o kolejnej przeczytanej książce Katarzyny Michalak (tym razem był to Rok w Poziomce), bo myślałam, że może coś mi się przywidziało i że – po przemyśleniu i przekartkowaniu książki ponownie – może zmienię zdanie. Niestety jest niezmienne. Tyle peanów na cześć prozy Katarzyny Michalak się naczytałam, że byłam pewna, że musi mi się spodobać.
Rok w Poziomce jest niby poprawnie skonstruowany, akcja też jakoś się toczy, widać też, że autorka ma poczucie humoru i bujną wyobraźnię... Nie da się nie zauważyć dobrych intencji autorki i tego, że autorka chce promować dobro i wiarę w lepsze jutro, ale parę posunięć - jak dla mnie - kompletnie dyskwalifikuje te książki.
Rok w Poziomce jest niby poprawnie skonstruowany, akcja też jakoś się toczy, widać też, że autorka ma poczucie humoru i bujną wyobraźnię... Nie da się nie zauważyć dobrych intencji autorki i tego, że autorka chce promować dobro i wiarę w lepsze jutro, ale parę posunięć - jak dla mnie - kompletnie dyskwalifikuje te książki.
A teraz kilka konkretów:
- Autorka sięga po coś w rodzaju autopromocji - wplata pomiędzy bohaterów osobę o swoim nazwisku czyli "tę Michalak" i przypisuje jej szczególną rolę w powieści. Główna bohaterka Ewa rozpoczyna pracę w nowo powstałym wydawnictwie i musi w ekspresowym tempie znaleźć książkę, która stanie się bestsellerem. I znajduje – z tego, co pamiętam, jest to właśnie... Lato w Jagódce. Czytałam i dzięki temu zorientowałam się, że chodzi o własną książkę autorki.
- Mały-wielki świat - świat w tej powiastce jest tak mały, że każdy jest tam albo siostrą, albo bratnią duszą, albo ukochanym, albo... ojcem. Jest też na siłę wpleciona podróż w daleki świat :-) Wymyślanie i klejenie na siłę oraz bujna wyobraźnia to jeszcze nie sposób na dobrą książkę.
- Podjęcie poważnego tematu, ale potraktowanie go powierzchownie i bez znajomości związanych z nim realiów – w Roku w Poziomce są to zmagania z białaczką i przeszczep szpiku. Generalnie intencja dobra, ale z dawaniem nadziei to akurat niewiele ma wspólnego. No i - jak wspomniałam - nie tak to działa. I nie chodzi mi o to, żeby się mądrzyć, bo wolałabym nie znać tej rzeczywistości.
- Pod pozorem szerzenia dobra i wiary w ludzi, autorka sama nie szczędzi krytyki - ot, choćby niczemu winnym tzw. kanarom i chyba jeszcze pracownikom banku - z tego, co pamiętam. Najbardziej jednak dostało się tym, którzy ośmielają się prozę Katarzyny Michalak krytykować, czyli krytykom literackim, tudzież recenzentom. Odbieram to jako desperacką próbę uchronienia się przed krytyką. Ci, którzy mają odwagę skrytykować bestsellery Katarzyny Michalak, zostali z góry hurtem uznani za zawistnych grafomanów, którzy zazdroszczą sukcesu prawdziwej pisarce, której się udało. Postawienie sprawy w ten sposób po prostu mnie powaliło.
Cytat długi, ale nie chcę wyrwać z kontekstu jakiegoś niezręcznego kawałka:
„- A jak myślisz, kto pisze recenzje? Czy pisarz, prawdziwy, wydawany pisarz, ma czas i chęci obrzucać błotem innego pisarza? Odpowiadam: nie ma. Bo pisze następny bestseller albo ma spotkanie z czytelnikami w Empiku, albo akurat skończył pracę nad książką i ledwo zipie. I nie może patrzeć na Worda. Grafoman natomiast ma czas na wszystko. Na pseudoliteracki bełkot, który rozumie tylko on sam, i na wylewanie pomyj na tych, którym się udało.
(...) Stąd właśnie biorą się twoi prześladowcy. To niedoszli pisarze, którzy nienawidzą książek i ich autorów, szczególnie tych, którym się udało. Ludzka zawiść jest jak wszechświat. Nieskończona. Karolina napisała powieść nie dla krytyków literackich – ci tolerują tylko to, co sami okrzykną arcydziełem – ale dla kucharek właśnie, i chwała jej za to. Kucharkom też chwała, że kupują i czytają.” [str. 127-128]
Zastanawiam się, jakim cudem Katarzynie Michalak się udało. Bez zawiści, ale tak po prostu. I to na dodatek w Wydawnictwie Literackim, które bardzo cenię. A może właśnie dzięki temu te książki jeszcze zyskują, bo okładki są śliczne, korekta idealna, tylko treść nieodpowiadająca oprawie.
'Tej Michalak' już stanowczo dziękuję. Wiary w polskich autorów jednak nie tracę, bo poznałam już wielu innych, których proza zasługuje na dobre słowa.
hmmm... i cóż mam Ci tu napisać...z całą pewnością to, że nie zgadzam się z Twoją recenzją
OdpowiedzUsuńsama mam za sobą trzy książki Michalak i nie twierdzę, żeby były to powieści wbijające czytelnika w fotel i na długo zapadające w pamięć
Jednakże są to ciepłe, urokliwe opowieści, idealne na pogodne popołudnie spędzone przy kubku gorącej czekolady, książki które bardzo szybko i przyjemnie się czyta
Nie zamierzam się tu jakoś wykłócać itp itd. Bynajmniej jestem osobą zza drugiej strony barykady - czyli fanką autorki i każdy ma prawo wyrazić swoją opinię na temat jej książek - pozytywną, czy też negatywną
Bynajmniej jak już wspomniałam na początku, z recenzją absolutnie się nie zgadzam i będę zachęcać znajomych do zapoznania się z książkami Pani Michalak
Pozdrawiam
Nie czytałam i pewnie nie przeczytam - pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa też zaliczam się raczej do fanek pani Kasi, lubię jej książki, za ciepło, romantyzm, interesującą fabułę, ale oczywiście każdy ma prawo do swojego zdania i chyba to dobrze, że różne są potrzeby czytelników, bo dzięki temu różne typy literatury i wielu autorów mają szanse zaistnieć na czytelniczym rynku.
OdpowiedzUsuńCzytałam i była to moja książka pierwsza i ostatnia książka pani Michalak. Nie mam nic przeciwko babskiej literaturze, ale babska niekoniecznie musi znaczyć naiwna. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa właśnie skończyłam czytać i usiłuję z ciężkim sercem coś napisać (jako, że przeczytałam ją w ramach czerwcowego wyzwania Trójka e-pik u Sardegny).
OdpowiedzUsuńZ ciężkim sercem, bo uważam czas poświęcony na przeczytanie tej książki za stracony.
To moja pierwsza książka Katarzyny Michalak i zdecydowanie ostatnia.
Zastanawia mnie, czym kierowało się Wydawnictwo Literackie przyjmując takie książki???
Czyżby tylko pieniędzmi?
Bo co najbardziej zadziwia "Poziomka" ma rzesze fanek.
Dla mnie to nic innego jak harlekin, schematyczny i przewidywalny, niestety.No i ten nadmiar słodyczy...
Pozdrawiam.
Pozdrawiam.
No to mi raźniej, bo jak mi się nie podoba coś, czym zachwyca się tyle osób, to ciężko mi pisać, że czuję inaczej, bo jakimś odmieńcem wcale nie jestem ;-) W grupie zawsze raźniej :-) Pozdrowienia :-)
OdpowiedzUsuń