wtorek, 15 maja 2012

Śródziemnomorskie lato – David Shalleck, Erol Munuz

Tytuł oryginału: Mediterranean Summer
Tłumaczenie: Sylwia Trzaska
Przedmowa: Mario Batali
Wydawnictwo Literackie
Kraków, kwiecień 2012
424 strony
*****************
"Zanim nazwie się pan szefem kuchni, proszę uświadomić sobie, skąd to miano bierze początek. Szef to chief - wódz! Szef to nie szew - nie pęka." [str. 32]
*****************
"Włoska figura to jedno z pojęć nieprzetłumaczalnych. Oznacza wrażenie, jakie wywiera się na innych, siłę własnej osobowości. Może najlepszym synonimem w przypadku słów Nadii byłaby "niezachwiana pewność siebie". A jeśli zwyczajnie mi jej brak?" [str.55]

*************

Gotowanie, podróżowanie, wspomnienia, pasja – oto co znajdziemy w książce Davida Shallecka i Erola Munuza Śródziemnomorskie lato wydanej niedawno przez Wydawnictwo Literackie. Taka lista elementów składających się na tę książkę jest jednak zbyt ogólna. Tak naprawdę jest w niej dużo, dużo więcej.

David – jeden z autorów – jest jednocześnie głównym bohaterem książki. Przyjechał do Europy jako młody, niedoświadczony kucharz, który chciał rozwijać i udoskonalać swoje umiejętności. Początkowe doświadczenia nie były optymistyczne, lecz David wytrwale trwał w swym postanowieniu, aby zgłębić tajniki kuchni europejskiej, zwłaszcza śródziemnomorskiej. Pracował w niedużych rodzinnych knajpkach, pytał lokalnych sprzedawców o sposoby przyrządzania różnych dań, dowiadywał się, gdzie i kiedy najlepiej kupować składniki charakterystyczne dla danego regionu. Zdobytą wiedzę miał okazję wykorzystać na jachcie Serenity, na którym został zatrudniony przez bogate włoskie małżeństwo jako pokładowy kucharz, którego zadaniem było nie tylko przyrządzanie wyszukanych potraw dla swoich pracodawców, ale i wyżywienie załogi jachtu. Właściciele Serenity mieli wobec Davida niezwykle wysokie wymagania – dania nie mogły się powtarzać, miały być przygotowywane ze świeżych składników charakterystycznych dla rejonu, do którego przybijała Serenity. Jeśli dodać do tego niezapowiadanych gości, przyjęcie na ponad sto osób, zobowiązanie się do niepowtarzania tego samego dania, gotowanie ze świeżo zakupionych produktów, a  do tego włączanie się w prace związane z obsługą jachtu, czy nawet dodatkowe szkolenia, to robi się tego sporo. Nie każdy by podołał...



David wykazał się niezwykłym hartem ducha, okazał się człowiekiem ambitnym, kreatywnym, a do tego uczynnym, bezinteresownym i niekonfliktowym. Relacje międzyludzkie, własne odczucia i emocje, trudy codzienności oraz chwile radości i przyjemności to elementy, które sprawiają, że książka ta nie jest suchą relacją z dwumiesięcznego rejsu  na jachcie bogatych Włochów, ale ciepłą, niepozbawioną humoru opowieścią o ambitnym człowieku poszukującym swojej drogi, o przyjaźni, o tęsknocie, o budowaniu poczucia własnej wartości.

Cudowna sceneria – Lazurowe Wybrzeże, wybrzeża Korsyki i Sardynii, Costa Bella – plus niecodzienne smaki powstałe z kompozycji dostępnych na wybrzeżu składników wywołują zarówno głód podróży, jak i głód w znaczeniu dosłownym. Co ciekawe, autor podzielił się wybranymi przepisami, które zebrano w ostatniej części ksiażki. Co więcej, zapewnił nawet nazwy wina, które pasuje do poszczególnych potraw. Gdyby więc czytelnicy chcieli wypróbować część przepisów, to jest taka możliwość. Mógłby być co prawda pewien kłopot, bo lucjan czerwony, miecznik, strzępiel, koryfena, tapenada, calamaretti, małże Wenus, pancetta czy daktyle morskie nie są w Polsce produktami pierwszej potrzeby, ale – jak widać na przykładzie Davida – nie ma się co poddawać. ;-)


Jak już kiedyś pisałam – lubię czytać książki o gotowaniu bardziej niż samo gotowanie. Lubię też czytać książki podróżnicze, ale tym razem działa to odwrotnie – dużo bardziej lubię podróżować. Sądzę, że wielokrotnie będę wracać do tej książki. Niekoniecznie ze względu na przepisy, ale bardziej ze względu na wspomnienia. Będzie to dla mnie wspomnienie podróży, z której niedawno wróciłam. Kiedy zabierałam tę książkę ze sobą na wyjazd nie miałam pojęcia, że będzie dotyczyła dokładnie tych miejsc, które i ja odwiedzę – Antibes, St. Raphael, Saint Tropez, Monte Carlo. Czytanie właśnie tej książki w czasie pobytu w opisywanym rejonie kilkukrotnie zwiększyło przyjemność czytania ;-)


Szczerze polecam.

Krótko mówiąc:
humorystycznie, lekko, smakowicie

*****************
PODSUMOWANIE
O - okładka - zdjęcie z Vernanzzy - przepięknego miasteczka we Włoszech ;-)
C - ciekawa? - dla mnie bomba
E - emocje? - owszem - sporo
N - negatywy? - nic mi nie przeszkadzało w czytaniu
A - ambitna? - trudno ocenić pod tym względem

*****************
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.


1 komentarz:

  1. widziałam już kilka recenzji tej książki, bynajmniej nie jest to zbytnio książka dla mnie, nie te klimaty
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń