czwartek, 19 kwietnia 2012

Płatki na wietrze – Virginia C. Andrews


Wydawnictwo Świat Książki
Warszawa 2012
Premiera: 9 maja 2012
430 stron
Tytuł oryginału: Petals on the Wind
Tłumaczenie: Elżbieta Podolska
*****************
Pierwsze zdanie:
W dniu ucieczki byliśmy tacy młodzi.
Przedostatnie zdanie:
W końcu dobro zwycięża.
*************
Płatki na wietrze – druga powieść Virginii C. Andrews z serii „Dollangangerowie”, którą przeczytałam, wprawiła mnie w niemałe zdumienie.
Pierwsze zaskoczenie nastąpiło już w trakcie czytania pierwszej części czyli Kwiatów na poddaszu. Sądziłam, że dowiem się, czemu amerykańska powieściopisarka Virginia C. Andrews zawdzięcza taką sławę, i dlaczego cena książek z tej serii przekraczała na licytacjach znanego portalu handlowego 60 złotych zanim pojawiło się wznowienie. A skoro to taka sława, to dlaczego nie mówili nam o niej na zajęciach z literatury amerykańskiej?
Przeczytanie Płatków na wietrze sprowokowało mnie do szukania odpowiedzi na pytania, które pojawiły się w czasie lektury obu książek – co trzeba mieć, albo czego trzeba nie mieć, żeby wymyślić takie perwersyjne historie; kim była autorka i jak bardzo została skrzywdzona w życiu, że tworzy tak „zakręconych” bohaterów. Czułam, że bez informacji o samej autorce nie zrozumiem i nie odgadnę. Czytając obie części sagi miałam wrażenie, że zostały napisane przez osobę nieszczęśliwą. Rzeczywiście zapoznanie się z niektórymi faktami z życia Virgini Cleo Andrews pomogło mi zrozumieć, że mogła się tak czuć.

Na Płatki na wietrze czekałam z dużą niecierpliwością, licząc na to, że tym razem powieść Virginii Andrews uwiedzie mnie swym gotyckim mrokiem lub mrożącymi krew w żyłach scenami z horroru. Nie uwiodła mnie, bo nie ma w niej ani gotyckiego mroku, ani horroru. Jest za to uwodzenie. Cathy, główna bohaterka, uwodzi, uwodzi i jeszcze raz uwodzi. Kombinacji i dewiacji wszelakich nie brakuje. Jest tam tyle nieszczęść, dewiacji, zakrętów, że trudno uwierzyć, że może to dotyczyć jednej osoby czy rodziny. Powieść zawiera też niestety sporo elementów, które mi przeszkadzają w książkach: nieścisłości dotyczące bohaterów, niejasne i mylące przeskoki w narracji, tryskający na prawo i lewo niezdrowy erotyzm, naiwność, nierealność wydarzeń, sztuczność dialogów, ubóstwo treści.

Mimo niespójności i niesmaczności Płatki na wietrze na pewno byłyby doskonałą powieścią dla książkowego klubu dyskusyjnego. To kontrowersyjna książka, która znajdzie zarówno wielu zwolenników, jak i przeciwników.

Ja postrzegam Płatki na wietrze zdecydowanie nie jako powieść – jak twierdzą niektórzy – o poszukiwaniu miłości i własnego miejsca w świecie. Dla mnie jest to studium przypadku dotyczące chorobliwie mściwej kobiety, która za wszelką cenę musi postawić na swoim, nie zważając na nikogo i na nic.

Zastanawiam się nadal, na czym polega pseudofenomen Virginii C. Andrews? Może na paradoksie polegającym na tym, że z wielu powodów chciałoby się tę książkę odłożyć, a nie można, bo COŚ każe nam się gapić na bohaterów, jakby siedzieli na tonącym statku, a my koniecznie chcielibyśmy wiedzieć, co się z nimi dalej stanie?

Jednak odpowiedzi nie będę szukać. Virginii C. Andrews już dziękuję.


Krótko mówiąc:
nieżyciowo, niesmacznie, kontrowersyjnie
*****************
PODSUMOWANIE
O - okładka - duży plus
C - ciekawa? - tak
E - emocje? - jeśli niesmak jest emocją, to tak
N - negatywy? - see: spora lista w tekście
A - ambitna? - zdecydowanie nie ten typ

POLECAM:
- czytelnikom, dla których książka jest wyłącznie sposobem na spędzenie czasu bez względu na jakość przekazywanych treści
- zainteresowanych wypaczeniami psychicznymi i seksualnymi
- czytelnikom lubiącym książki wzbudzające kontrowersje

ODRADZAM:
- nastolatkom
- romantycznym duszom
- czytelnikom oczekującym od literatury ‘czegoś więcej’
- czytelnikom, którzy nie gustują w opisach doznań seksualnych i perwersji

*****************
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Świat Książki.



piątek, 13 kwietnia 2012

Samotność liczb pierwszych - Paolo Giordano


Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2011
Wydanie II
232 strony
Tytuł oryginału: La solitudine dei numeri primi
Tłumaczenie: Alina Pawłowska-Zampino
*****************
Pierwsze zdanie:
Alice Dello Rocca nienawidziła szkółki narciarskiej.
Ostatnie zdanie:
Przy odrobinie wysiłku potrafiła podnieść się sama.
*************
Samotność liczb pierwszych to debiutancka powieść Paolo Giordano, w której autor, co ważne - fizyk z wykształcenia, podjął próbę przedstawienia pewnych życiowych zjawisk w kategoriach matematycznych. Porównanie do liczb pierwszych zostaje zastosowane do dwojga bohaterów, Alice i Mattii, którzy doświadczają na codzień przeogromnej samotności, wynikającej z ich wcześniejszych życiowych doświadczeń. Oboje mają za sobą mocno traumatyczne przeżycia z dzieciństwa, poprzez które zamknęli się na świat i na drugiego człowieka, znajdując ucieczkę w samotność. Mają za sobą przeszłość, z której nie są w stanie się rozliczyć.

Liczby pierwsze, choć na początku wydają się dziwnym odniesieniem do dwojga ludzi, okazują się doskonałą metaforą – Alice i Mattia choć są sobie bliscy, nie mają możliwości, by dotrzeć do siebie nawzajem. Alice i Mattia, jak liczby pierwsze, nigdy nie staną obok siebie. Zawsze będzie coś co ich rozdzieli. Chwilami wydaje się, że już niewiele im potrzeba, aby wydostać się z samotności. Jednak to małe „coś”, co ich dzieli, okazuje się tak wielkie, że jest nie do przejścia. Zadra, która pozostaje w człowieku na zawsze, tak mocno odbija się na psychice, że nie pozwala na stworzenie bliskich relacji, a tym samym skazuje na wieczną samotność. 

Nie wiem, czy chciałabym, żeby mnie ktoś porównał do jakiejkolwiek liczby, ale książkę czytało mi się dobrze. Jestem mile zaskoczona przemyśleniami autora, bo spodziewałam się, że jako fizyk będzie na siłę próbował dowieść, że nasze życie da się wpisać w logiczne, matematyczne wzory, a to miałoby się nijak do rzeczywistości pełnej nieprzewidywanych, niezaplanowanych wydarzeń. Życie to jednak dużo więcej niż matematyka. :-) Może gdyby był jakiś matematyczny wzór na to, co tkwi we wnętrzu każdego człowieka, byłoby prościej? A może bardzo dobrze, że tak nie jest?...

Krótko mówiąc:
poruszająca, emocjonalna, wzruszająca
*****************
PODSUMOWANIE
O - okładka - dużo lepsza niż okładka wydania I
C - ciekawa? - bardzo ciekawy pomysł
E - emocje? - emocjonalna i emocjonująca
N - negatywy? - bez oceny
A - ambitna? - całkiem

POLECAM:
- tym, którzy sądzą, że matematyka jest w życiu najważniejsza i że wszytko się na niej opiera
- czytelnikom lubiącym niebanalne książki psychologiczne

*****************
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Za młoda na śmierć - M. William Phelps

Wydawnictwo Hachette
Seria Prawdziwe zbrodnie

Warszawa 2012
346 stron
Tytuł oryginału: To Young to Kill
Tłumaczenie: Paweł Rojewski
*****************
Pierwsze zdanie:
Opisywanie przemocy wśród nieletnich to nie praca, którą można wykonać z lekkim sercem.
Ostatnie zdanie:
Rodzina Reynoldsów ma stronę: http://www.caringbridgr.org/il/adrianne/index.htm. Można na niej przeczytać dodatkowe wiersze, napisać do rodziny, wpisać się do księgi gości, obejrzeć zdjęcia Adrianne...
*************

Za młoda na śmierć – już sam tytuł podpowiada, że tym razem książka z serii Prawdziwe zbrodnie będzie dotyczyła młodej dziewczyny, której życie zakończyło się przedwcześnie. Wizerunek dziewczęcej twarzy oraz ostrze noża na okładce sugerują, że historia może okazać się niezwykle dramatyczna. Mimo to nie sądziłam, że aż do tego stopnia...

M. William Phelps poświęcił tę książkę zabójstwu szesnastolatki Adrianne Reynolds, zwyczajnej dziewczyny, nastolatki zmagającej się z problemami typowymi dla tego wieku, choć już doświadczonej przez los dużo bardziej niż większość jej rówieśników. Jak każda młoda dziewczyna – a może dużo bardziej – potrzebowała miłości, uznania, zainteresowania, przyjaciół, akceptacji. Szukała jednak wśród niewłaściwych osób, a odnajdywane pozory tych wartości niesłusznie uznawała za prawdziwe. Ta pomyłka kosztowała ją życie.

Adrianne dołączyła do grupy Juggalos, weszła w bliskie relacje z przywódczynią tej grupy, robiła przeróżne rzeczy, aby przestano ją nękać i aby zamiast tego okazano jej szacunek i przyjaźń. Czy nie wiedziała, że do przyjaźni i szacunku nie prowadzi droga przez upokarzanie samego siebie? Że seks na prawo i lewo nie zagwarantuje jej przyjaźni i uznania? Że zasady obowiązujące w rodzinie nie są skierowane przeciwko niej, a buntowanie się przeciwko rodzinie nie ma sensu? Możliwe, że nie wiedziała, bo ludzie, wśród których się wychowywała zmieniali się – dziewczynka, porzucona przez małoletnią matkę, była wychowywana przez swą babcię i jej męża Tony’ego, który potem też z różnych przyczyn nie był na stałe obecny w życiu adoptowanej córki. Trudno się dziwić, że postępowanie tej dziewczyny było jednym wielkim wołaniem o miłość. A że nie zorientowała się, że kumple z tatuażami diabła na ciele, z kolczykami w brwiach, języku i nie wiadomo gdzie jeszcze, malujący sobie twarze na czarno-biało i karmiący swoje umysły „ohydnymi, seksistowskimi, pełnych przemocy, profanacji i wulgaryzmów” [str.17] piosenkami nie są najlepszym środowiskiem do poszukiwania miłości, to jej życie zakończyło się tragicznie.

Trudno porównywać poziom bestialstwa morderców, ale tu osoby winne popełnionej zbrodni to nastolatkowie, rówieśnicy i znajomi Adrianne, którzy nie dość że popełnili zbrodnię, sprofanowali jeszcze ciało koleżanki – jak to delikatnie ujął autor – „rozczłonkowali” je.

Dla mnie historia Adrianne jest potwierdzeniem na to, że większa część naszej osobowości, naszych potrzeb, odporności emocjonalnej, kształtuje się w rodzinie. Jeśli to pierwsze, naturalne środowisko człowieka nie funkcjonuje prawidłowo, to młodemu człowiekowi potem trudno sobie wszystko poustawiać. Autor ujął to w takie słowa:

Była to trzecia rysa (rozwód biologicznej matki Adrienne z mężem) na obrazie normalnej rodziny kształtującym się w umyśle dziewczynki. Zaczęła uważać, że co kilka lat bierze się rozwód, przeprowadza albo opuszcza dom. Musiało to być niszczące dla młodego umysłu. Wizja rodziny ciągle się dla niej zmieniała. [str. 63]
A co na to amerykański wymiar sprawiedliwości? Chyba wolałabym nie wiedzieć, z jaka pobłażliwością traktuje się tam morderców...

Nie wiem, jak wyjaśnić sobie to, że są ludzie, których stać na takie bestialstwo. Przyznam, że ominęłam spore fragmenty tej książki, bo nie byłam w stanie przeczytać opisu tego wszystkiego, co spotkało Adrianne. Opisy, wspomnienia, zdjęcia – to wszystko jest bardzo realne i nie byłam w stanie tego znieść. Ostrzegam więc wszystkie nieodporne dusze...


Krótko mówiąc:

szokujące, przerażające do granic, nie dla wszystkich
*****************
PODSUMOWANIE
O - okładka -przerażająca czyli dobrze dopasowana do tematu
C - ciekawa? -owszem, ale wolałabym chyba tego nie wiedzieć...
E - emocje? - maksymalnie porusza, wstrząsa, przeraża
N - negatywy? - chciałabym napisać "zbytni realizm", ale trudno o brak realizmu w książce opartej na faktach; sporo niezręczności w tłumaczeniu - są kalki językowe z angielskiego i błędy stylistyczne
A - ambitna? - bez oceny

POLECAM:
- wyłącznie tym, którzy – tak jak Adrianne – na pytanie „Jakie książki lubisz czytać?”, odpowiedzieliby „O morderstwach”
- odpornym czytelnikom,
- tym, którzy potrzebują czegoś "ku przestrodze".

*****************
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Hachette.

Cicha śmierć – Ann Rule

Wydawnictwo Hachette
Seria Prawdziwe zbrodnie
Warszawa 2011
Tytuł oryginału: In the Still of the Night
Tłumaczenie: Katarzyna Gącerz
366 stron
*****************
Pierwsze zdanie:
Hrabstwo Lewis w stanie Waszyngton leży w połowie drogi pomiędzy Seattle a Portland.
Ostatnie zdanie:
Jesteśmy już o krok od schwytania mordercy... lub morderców.
*************
Cicha śmierć to kolejna przeczytana książka z serii Prawdziwe zbrodnie Wydawnictwa Hachette. Wcześniej czytałam z tej serii książkę Skoro nie mogę cię mieć... , ale nie odebrałam jej zbyt dobrze. Pamiętam, że miałam zastrzeżenia do języka. Nie wiedziałam, czy wynika on z dokumentalnego charakteru książki, czy jest wynikiem niezręczności w tłumaczeniu, czy po prostu średnio odpowiada mi język autora. Po przeczytaniu książki Ann Rule widzę, że z językiem i z tłumaczeniem w książce dokumentalnej można sobie poradzić. Tę książkę czytało mi się o niebo lepiej. 

Tematyka jest bardzo trudna - dotyczy tajemniczej śmierci młodej amerykańskiej policjantki Rondy Reynolds. W wyniku zaniedbań policji, do których dopuszczono na początku śledztwa, nie mogło ono przebiegać sprawnie i jednoznacznie. Śledczy wielokrotnie zmieniali orzeczenie o tym, czy było to samobójstwo, czy zabójstwo. Matka Rondy Barb Thompson, która nigdy nie uwierzyła w to, że jej córka mogłaby uciec się do takiego rozwiązania swych problemów jak samobójstwo, od lat nie ustaje w dążeniu do odnalezienia prawdy. Jest to więc dokument o wytrwałości w poszukiwaniu prawdy; o determinacji w walce o tę prawdę. A walka nie jest łatwa. Od początku śledztwa z nieznanych przyczyn obfitowało w zaniedbania, pomyłki, nieścisłości, brak konsekwencji i jednoznaczności. Prowadzący śledztwo dopuścili do zaniedbania podstawowych zasad obowiązujących w śledztwie – na miejscu zbrodni nie zastosowano standardowych procedur, zniknęło też wiele dowodów. Po jedenastu latach od tragedii w sprawie tej jest zbyt wiele niewiadomych, by można było jednoznacznie stwierdzić, jak do niej doszło. Czy można jednak odpuścić, skoro chodzi o śmierć ukochanej osoby, a ma się pewność, że policja się myli? Barbara Thompson nie odpuszcza od jedenastu lat...

Powiem szczere, że książka to wywołała u mnie tyle zainteresowania co rozczarowania. Nie jest dla mnie rozczarowaniem to, że matka za wszelką cenę chce się dowiedzieć, co się stało w tę tragiczną noc. Rozczarowało mnie to, że po przeczytaniu opisu naprawdę bohaterskich zmagań matki z prowadzącymi śledztwo, tajemnica śmierci Rondy nie została rozwiązana, a czytelnik spodziewający się wyjaśnienia i zakończenia zostaje porzucony w połowie ‘rozgrzebanej’ historii. To tak, jakby książka została napisana za wcześnie... Sprawa Rondy jest nadal w toku, a pytanie zasadnicze pozostaje bez odpowiedzi. A może trzeba cierpliwie poczekać na dalszy ciąg, który Ann Rule dopisze, jak tylko zagadka śmierci Rondy Reynolds zostanie rozwiązana?


Krótko mówiąc:
prawdziwe, przerażające, karygodne
*****************
PODSUMOWANIE
O - okładka - średnio oryginalna
C - ciekawa? - ciekawe zjawisko - tyle zaniedbań w śledztwie
E - emocje? - umiarkowane
N - negatywy? - niektóre informacje są wielokrotnie powtarzane
A - ambitna? - bez oceny

POLECAM:
- miłośnikom gatunku true crime

*****************
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Hachette.

środa, 11 kwietnia 2012

Klaudyna odchodzi - Sidonie-Gabrielle Colette


Wydawnictwo W.A.B.

Warszawa 2011
184 strony
Tytuł oryginału: Claudine s’en va
Tłumaczenie: Krystyna Dolatowska
*****************
Pierwsze zdanie:
Początek: Nie ma go! Nie ma go!
Ostatnie zdanie:
Koniec: Wszystko to jest życie, czas, co płynie, nadzieja cudu czekającego za każdym zakrętem drogi, cudu, w który wierząc, wyrywam się stąd.
*************

Klaudyna odchodzi to czwarta i ostatnia książka z cyklu o Klaudynie, autorstwa Sidonie-Gabrielle Colette, a druga, którą czytałam oprócz Klaudyny w Paryżu. Mimo że polubiłam trzpiotowatą, bezpruderyjną, odważną Klaudynę, ostatnia część cyklu, z inną główną bohaterką, bardziej przypadła mi do gustu.

Annie, jakże różna od dynamicznej, wyzwolonej, łamiącej wszelkie zasady Klaudyny, to kobieta oddana swemu mężowi, pozbawiona poczucia własnej wartości i pewności siebie, bojąca się podejmowania własnych decyzji i wyrażania swoich opinii, ugrzeczniona, pokorna, zaczyna dostrzegać w sobie kobietę – nie tylko taką, jaką być powinna w swym własnym mniemaniu i w przekonaniu swego męża, ale również taką, jaka jest naprawdę. 

Klaudyna odchodzi jest więc nie tylko powieścią wspaniale odzwierciedlającą obyczajowość przełomu XIX i XX wieku, ale również genialnym psychologicznym rysunkiem charakterów oraz powieścią o poszukiwaniu samego siebie i uświadamianiu sobie, kim się jest naprawdę, o przemianie i zmierzaniu ku niezależności. Klaudynę można więc w tej powieści uznać w tej powieści za postać drugoplanową – jej rola sprowadza się tu bowiem do osoby wspierającej Annie w dążeniu do niezależności. Gdyby jednak zapytać Annie o rolę Klaudyny w jej życiu, pewnie Klaudyna zostałaby wymieniona jako jedna z najważniejszych dla Annie osób. I cóż... Okazuje się, że kiedy Klaudyna odejdzie, życie będzie toczyć się dalej...

Klaudyna może i odeszła. Dzięki Colette pozostanie jednak wpisana na zawsze – mam nadzieję – w klasykę literatury. W każdej chwili można więc umilić sobie czas i podelektować się przecudnym językiem i pooddychać atmosferą paryskich salonów początku XX wieku.

No bo jak się nie zachwycić takimi cudeńkami jak poniżej... Zresztą już samo trzymanie tej książki w ręku to już przyjemność - okładka jest wykonana z papieru przypominającego w dotyku aksamit i doskonale pasuje do "salonowej" treści książki.
Przede mną przyszłość nieprzenikniona.
Wczoraj zjawiła się spowita od stóp do głów w obszerną pelerynę ze lśniącego srebrnego jedwabiu, tak hermetyczną i tak obyczajną, że byłam zdumiona. [str. 73]
Pan jest bardzo dobry i myśli sobie, że to może jaśnie pani zaszkodzić, ale już tam w babskich utrapieniach to mężczyźni nie mają żadnego rozeznania. Ja, jak mnie złapie newrlagia, zawsze biorę eter. [str. 58]

Krótko mówiąc:
nietuzinkowa, barwna, plastyczna
*****************
PODSUMOWANIE
O - okładka - aksamitna, świetnie dopasowana
C - ciekawa? - jak najbardziej
E - emocje? -są "charakterki", są i emocje ;-)
N - negatywy? -nie wiem, czy to coś negatywnego, ale trzeba się skupić, żeby zrozumieć, o co chodzi w tych salonowych rozgrywkach przekazanych mocno kwiecistym językiem; taka już specyfika stylu Colette :-)
A - ambitna? -biorąc pod uwagę czasy, w jakich została napisana, to jest to bardzo ambitne i nowatorskie spojrzenie na rzeczywistość, zwłaszcza na rolę kobiety

POLECAM:
- ambitnym czytelnikom zapoznającym się z kanonem klasyki literatury
- tym, którzy lubią dziewiętnastowieczny klimacik powieści, newralgię, eter, buldożki francuskie, etc.
- miłośnikom Klaudyny, którzy poznali ją we wcześniejszych powieściach Colette - bardzo zgrabne zakończenie serii

*****************
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

wtorek, 10 kwietnia 2012

Cisza pod sercem - Monika Orłowska

Wydawnictwo Replika, 2011
442 strony
*****************
Pierwsze zdanie:
Witajcie! Pomyślałam, że założę wątek dla kobiet, które właśnie straciły swoje maleństwo.
Ostatnie zdanie:
Tak, to był baaardzo udany dzień!
*************
Przeczytałam właśnie kolejną książkę, która jest debiutem polskiej autorki. Tym razem będą same ochy i achy, bo – moim zdaniem – powieść Cisza pod sercem w pełni na to zasługuje.

Pierwszy plus przyznaję za podjęcie trudnego tematu, z jakim jeszcze się nie spotkałam  w literaturze. Do niedawna dla kobiety, która poroniła, jedynym miejscem terapii był gabinet psychoterapeuty. Często więc zostawała sama ze swym bólem i żałobą. Obecnie sposobów łagodzenia bólu jest więcej, a Monika Orłowska w książce Cisza pod sercem przekazuje swoją wiedzę na ten temat. 

Drugi plus stawiam za formę. Oprócz tekstu, który jest opowiadany przez narratora, są też wypowiedzi kobiet na forum, pisane w pierwszej osobie. Autorka sprawnie prowadzi akcję, wykorzystując na przemian oba sposoby narracji.

Trzeci plus za różnorodność – cztery główne bohaterki Anka-Pis-anka, Mariola-kotusiek, Dominika-Kapibara75 i Ewa-ghij, pochodzą z różnych środowisk, mają różne wykształcenie, są w różnym wieku, wyznają inne wartości, mają inną sytuację rodzinną i inną sytuację damsko-męską. Na początku łączy je wspólny problem – utrata nienarodzonego dziecka. Z czasem znajomość przeradza się w przyjaźń. Kobiety dzielą się przykrym doświadczeniem związanym ze stratą, aby pomóc sobie nawzajem i aby same mogły pogodzić się z tym, co je spotkało.

Kolejny plus za przekazane wartości. Można spokojnie uczyć się od bohaterek, jak pomagać sobie nawzajem, jak nie być obojętnym na drugiego człowieka, jak być tolerancyjnym. Autorka stwarza też czytelnikowi okazję do tego, aby mógł przemyśleć sobie ważne życiowe sprawy, na przykład związek pomiędzy mężczyzną i kobietą, których dzieli duża różnica wieku, życie w związku nieformalnym, metoda in vitro, aborcja, niepełnosprawność, życie na emigracji. Autorka nie poddaje ocenie swoich bohaterek i ich przekonań. W subtelny sposób pokazuje, jak – dzięki trudnym doświadczeniom – dojrzewają i zmieniają się oraz jak zmienia się ich nastawienie do dzieci, do mężczyzn, do samych siebie.

I jeszcze jeden plus za uniwersalność. Moim zdaniem jest to książka, która powinna trafić do szerszego grona niż tylko kobiety, których problem poronienia dotyczy bezpośrednio. Dla ich rodzin to lektura obowiązkowa. Dla wszystkich pozostałych zalecana – może dzięki niej wiele kobiet zmagających się bólem po stracie mogłoby uniknąć przykrych komentarzy czy niefortunnych sytuacji. Mimo że trudny temat poronień jest tematem wyjściowym powieści, nie jednak przytłaczający. Kobiety poruszają na forum najzwyklejsze codzienne problemy – również te mniej poważne, co sprawia, że książka zaciekawi szerokie grono czytelników.

Krótko mówiąc:
poruszająca, ciepła, mądra
*****************
PODSUMOWANIE
O - okładka - sugeruje banalne czytadło, a książka ta nie jest nim
C - ciekawa? - tak
E - emocje? - bardzo polubiłam bohaterki
N - negatywy? - okładka - jedyny minus
A - ambitna? - ambitne jest podjęcie niepopularnego tematu

POLECAM:
- nie tylko czytelniczkom, których problem poronienia dotyczy bezpośrednio - dla nich i dla ich rodzin to lektura, która może się okazać bardzo pomocna w poradzeniu sobie ze stratą nienarodzonego dziecka

*****************
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Replika.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Marzec 2012 - podsumowanie

Dopiero dzisiaj podsumowuję marzec...

Przeczytałam 14 książek. Napisałam też większość opinii :-)

1. Cisza pod sercem - Monika Orłowska (od Wydawnictwa Replika)
2. List, który przyszedł za późno – Aneta Modelska (od Wydawnictwa Videograf II)
3. Stracony chłopiec czyli tajemnice sekty mormonów – Brent W. Jeffs, Maia Szalavitz (od Wydawnictwa Videograf II)
4. Łatwa kuchnia japońska - Emi Kazuko (Wydawnictwo Muza)
5. Ulubiony bilbord Papieża - o. Leon Knabit OSB (Wydawnictwo Esprit)
6. Kapliczki i krzyże przydrożne w Polsce – Tomasz Czerwiński (Wydawnictwo Muza)
7. Umysł, który szkodzi. Mózg, zachowanie, odporność i choroba - Paul Martin (Wydawnictwo Muza)
8. Czekając na anioły - Cathy Glass (Wydawnictwo Hachette)
9. Pozwól mi odejść – Sarah Jones (Wydawnictwo Hachette)
10. Rewolucja na talerzu - Agata Ziemnicka, Olga Kwiecińska-Kaplińska (Wydawnictwo Literackie)
11. Gdy nie nadejdzie jutro - Paweł Skawiński (Wydawnictwo Dobra Literatura)
12. Dom w Italii - Peter Pezzelli (Wydawnictwo Literackie)
13. Dlaczego mrówkojady boją się mrówek? Francesca Gould, David Haviland (Wydawnictwo Literackie)
14. Dlaczego ziewanie jest zaraźliwe? Francesca Gould (Wydawnictwo Literackie)

Spora różnorodność, więc trudno jednoznacznie wybrać tę naj... 
Książka, która znalazła największe zastosowanie w mojej codzienności to Rewolucja na talerzu.
Najwięcej emocji wywołały we mnie książki Czekając na anioły i Stracony chłopiec.

A ogólnie rzecz ujmując - każdemu życzę takiego zestawu, bo to naprawdę masa świetnych doznań czytelniczych :-)

Rewolucja na talerzu

Agata Ziemnicka i Olga Kwiecińska-Kaplińska prezentują przepisy z programu Rewolucja na talerzu 
Tekst: Agnieszka Trojak
Przepisy: Agnieszka Trojak, Gosia Molska
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2012
182 strony
*****************

Rewolucja na talerzu – spokojnie mogę powiedzieć, że tytuł można zmienić na Rewelacja na talerzu i mówię to nie tylko po przeczytaniu książki opartej na telewizyjnym programie kulinarnym z Agatą Ziemnicką i Olgą Kwiecińską-Kaplińską w rolach głównych, ale również po wykonaniu kilku potraw na podstawie zaproponowanych przepisów, a co za tym idzie – po skonsumowaniu wyprodukowanych smakowitości. Do tego dochodzi świadomość, że przepyszne kąski są zdrowsze niż te, które przygotowywałam w sposób tradycyjny, czyli dodając mąki pszennej, serwując zwykły makaron, piekąc ciasta z dodatkiem białego cukru i śmietany, smażąc na oleju słonecznikowym, itp. Co najpiękniejsze, zdaniem autorek nie ma co bawić się w żadne diety, bo organizm potrzebuje różnych składników, a nie tylko niektórych – trzeba je tylko umiejętnie pozamieniać na mniej kaloryczne i zdrowsze.

Książka ta bardzo mi pomogła odświeżyć informacje dotyczące zdrowego odżywiania, a które – mimo że jak najbardziej uzasadnione – nie zostały wcześniej zastosowane w mojej kuchni. Wraz z nadejściem wiosny w mojej kuchni nastała więc rewelacyjna rewolucja. Zakupiłam nawet pojemniczki do ziółek, które – wraz z owymi ziółkami, które dostały ksywkę ‘rododendron’ – nie tylko stanowią miłą dla oka wiosenną ozdobę, ale również podręczny dodatek dodający potrawom aromatu. Po raz pierwszy kupiłam też świeży imbir – do tej pory wydawało mi się, że smakuje jak mydło, i zupełnie go nie doceniałam. Kurczak limonkowo-imbirowy sprawił, że zmieniłam zdanie. Odkryciem jest też udziec z indyka, który okazuje się niezwykle smakowitym, mięciutkim mięsiwem, do tej pory zupełnie pomijanym przeze mnie w kuchni. Hitem są bułeczki z suszonymi owocami, które piecze się zupełnie bez dodatku cukru, a których pożarcie daje nawet więcej przyjemności niż skonsumowanie sto razy bardziej kalorycznego snikersa. :-)

Świeże zioła, mąka z pełnego przemiału, ciemny ryż, olej rzepakowy, cukier trzcinowy to niektóre elementy mojej małej rewolucji kuchennej, która mam nadzieję wyjdzie na dobre. 

A książkę jak najbardziej polecam. Przepisy są proste, na końcu spis przepisów według kategorii oraz spis potrzebnych składników z odnośnikami do stron – bardzo to wygodne.

Krótko mówiąc:
Świeżo, wiosennie, smakowicie, zdrowo
*****************
PODSUMOWANIE
O - okładka - wolę, jak książki o gotowaniu mają okładki przedstawiające jakąś smakowitą potrawę
C - ciekawa? - naprawdę fajne, proste przepisy
E - emocje? - jeśli wydawanie okrzyku "ooo, mniam" jest wyrazem emocji, to owszem, jest tu sporo emocji ;-)
N - negatywy? - ano ta okładka właśnie 
A - ambitna? - temat jest przedstawiony tak, aby pomóc tym, którzy chcą zmienić nawyki żywieniowe

POLECAM:
- tym, którzy chcą zmienić dawne nawyki żywieniowe,
- lubiącym kuchenne eksperymenty,
- tym, którzy narzekają na nadmiar tłuszczyku własnego, ale nie lubią diet.

*****************
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.