Anna Bolecka
Biały kamień
Wydawnictwo: słowo/obraz terytoria
Rok wydania: 2004
ISBN: 83-89405-75-X
Ilość stron: 176
Miejsce akcji: Kresy - Podole
Czas akcji: XIX/XX wiek
Bohaterowie: Pradziadek Franciszek, Anisja, Podolanka, Genowefa,
Opis z okładki:
Realizm codzienności przemieszany z magią obrzędowości i poetyckim widzeniem najprostszych spraw oraz umiejętnością zawieszenia pomiędzy rzeczywistością a marzeniem decydują o naprawdę wielkich walorach tej prozy.
Janusz Maciejewski
Powieść rozgrywa się na Podolu, na przełomie XIX i XX wieku. Ukazuje historię wewnętrznego dojrzewania. Główny bohater, Franciszek, zwany Pradziadkiem, ma obsesję czasu. Żyje poza historią. Cierpienie i lęk przed śmiercią łagodzi, kultywując własne, wewnętrzne rytuały. Czerpie siłę do życia z mitu, ze wspólnych symbolicznych obrazów. Znaleziony z dwójką rodzeństwa w świeżo rozkopanym grobie cmentarnym, na wpół zagłodzony, próbuje walczyć z losem, jaki zgotowało mu życie po śmierci rodziców. Ten mityczny pradziadek żyje poza historią, w rytmie natury - rodzenia, umierania i odradzania się. Uczy się, rozwija, marzy i śni, zanurzając się w micie. Nie godząc się na nieodwracalność historii, Bolecka posłużyła się pamięcią, po to, by zatrzymać zdarzenia w ruchu.
Powieść Biały kamień jest powieścią niemal tradycyjną w formie, z wyrazistą fabułą i bohaterami. Jej akcja toczy się gdzieś na wschodzie Polski we wsi zamieszkanej przez ludność mieszaną, Polaków, Ukraińców, Żydów. Wszyscy są jednocześnie "u siebie", ale i wzajemnie obcy, jednak w sprawach najgłębiej ludzkich, jak życie czy śmierć, podziały się jednak nie liczą i każdy służy pomocą. W tej małej powieści, jak w soczewce, skupiły się dzieje Europy. Ludzie tu mieszkający mają poczucie, że to ich wspólny dom.
************
Rzadko czytam książki o tej tematyce i w pierwszej chwili myślałam, że mi się nie będzie podobała. Tymczasem czytało mi się bardzo dobrze. Mimo że książka została wydana w 2004 roku, myślałam, że wydano ją wieki temu - jest oprawiona w płócienną okładkę, ma wstążeczkę służącą za zakładkę, przyklejone zdjęcia stylizowane na stare fotografie - czysta przyjemność.
Czytałam sobie spokojnie te wspomnienia i wyobrażałam sobie życie w tamtych czasach. A że życiowych przemyśleń jest tu sporo, to skrzętnie notowałam te, które mi się spodobały.
************
Gdy się nie wie, co nastąpi później i jak ważne jest to, co właśnie nas spotyka, pamięć działa kapryśnie, pozostawiając nam na przyszłość zaledwie okruchy rzeczywistości. [str. 17]
- Świat pełen jest iskier - zaczął [Chaim], a chłopcy mocniej przytulili się do pieca. - Gdy na ziemi spotykają się przyjaciele lub człowiek spełni dobry czyn, dwa światła łączą się ze sobą. Z połączenia tych świateł rodzi się Anioł. Gdy czyn jest doskonały lub uczucia gorące, Anioł ten jest doskonały, ma jednak tylko tyle siły, aby przeżyć rok. Kiedy tu na ziemi spotkasz kogoś bliskiego lub zrobisz coś dobrego, pobłogosław Boga za wskrzeszenie zmarłego, bo swym czynem ożywiłeś Anioła na następny rok. [str. 88]
Pradziadek mało o niej myślał [o Genowefie] myślał, bo zdawało mu się, że w życiu nie ten jest ważny, o którego obecność potykamy się codziennie, lecz ktoś zupełnie inny, kto wciąga nas we własny krąg swoją wciąż żywą nieobecnością. [str. 124]
Być może zawsze mamy szansę zmiany, myślał [Pradziadek], a życie ma formę otwartą, lecz może być też tak, że już wkrótce po urodzeniu wkraczamy w świat tak dobrze osadzony w układzie innych światów, że człowiek, który choć na moment wychyli się zbyt daleko poza określoną granicę, naraża się na utratę swego miejsca na ziemi.[str. 125]
Tyle wokół ciszy, myślał Pradziadek, zwierzęta żyją i umierają w milczeniu. To bastiony ciszy. W ich milczeniu zawiera się prawdziwa mowa świata. Milczą kamienie, rośliny, nieme jest wnętrze człowieka. Żyjemy w milczeniu, wielkie obszary ciszy towarzyszą naszemu życiu. Milczenie nienarodzonego i zamilknięcie tego, który umarł, cisza przed działaniem, niepamięci zapominanie, przemilczanie. To, o czym dziś się milczy, jutro zostanie wypowiedziane pełnym głosem, bo pustka pragnie być wypełniona, biel - zamalowana, dźwięk - wydobyty z ciszy.
Być może najważniejsze jest nie to, o czym pamiętamy, ale to, o czym zapomnieliśmy, nie to, cośmy zauważyli, ale to, co pominęliśmy, i nie to, co powiedzieliśmy, lecz to, co przemilczeliśmy. [str. 132]
Dopóki płonie twoja świeca, wszystko jeszcze da się naprawić. [str. 145]
Pradziadek patrzył na jego delikatny dziecięcy policzek i myślał o swoim życiu. Mijało coraz szybciej, zostawiając po sobie ślad jak odcisk stopy kogoś, kto kończy już swoją wędrówkę.
Wszędzie dostrzegał teraz drogi bez wyjścia, zamknięte drzwi i ślepe okna. Czuł, że odebrano mu wszystko prócz jednego: zdolności cierpienia. A przecież jeszcze tak niedawno, zdawałoby się, świat miał do ofiarowania tyle małych radości: dotyk wiatru, grudkę ziemi w dłoni, skrzydło motyla na policzku. Zawsze mógł przytulić dziecko albo zwierzę. Nikt nie odmawiał mu swojej czułości i choć jej nie potrzebował, wiedział, że drżała ukryta w koniuszkach kobiecych palców, czaiła się w spojrzeniu psa, wzbierała w nim samym, gdy patrzył na zarumienioną od snu twarz syna. Jego ciało było wypełnione słońcem, powietrzem i ukrytym szczęściem, o którym nie wiedział. A teraz, kiedy wszystko go boli, kiedy jego życie się skończy, ogarnia go strach, boi się choroby, samotności, śmierci, chce schronić się jak kociak pod pachą kotki, chce przylgnąć do ciepłego ciała, które odda mu pieszczotę, na dotyk odpowie dotykiem, na czułość - czułością.
Teraz, kiedy potrzebuje tego bardziej niż kiedykolwiek, czułość go opuściła. Odmówiono mu też tego, co w nadmiarze dano drzewu, kamieniom, wodzie - czasu. Gdyby dano mu czas, wszystko można by jeszcze naprawić. [str. 155]
Zdawało mu się, że obok jest ktoś bliski, z kim rozmawiał jeszcze przed chwilą. Usłyszał swój głos: "Czemu myślisz, że sprawy między ludźmi są ważniejsze niż sprawy, które człowiek musi roztrzygnąć sam ze sobą? Rodzi się i żyje wśród ludzi, ale umiera w samotności. Kto może pomóc człowiekowi, który cierpi i jest nieszczęśliwy? Sam musi się uporać ze swoim bólem. A kiedy jest szczęśliwy, też przeżywa to sam, nikt nie potrafi mu pomóc w szczęściu. Może nawet trudniej z drugim radować się niż martwić. Ja się nigdy nie dziwiłem, że jestem nieszczęśliwy, to mi się zdawało takie oczywiste.O czym tu mówić... ale zawsze mnie zadziwiało to, że jestem szczęśliwy, a bywałem... Szczęście uważałem za swoją największą zasługę, bo ono nie przychodzi samo. Trzeba je znaleźć w porę i zatrzymać. Trzeba umieć usłyszeć swój los". [str. 162]
************
Ciekawa jestem, co by było, gdyby ta książka wpadła w ręce jakiemuś przedstawicielowi współczesnej młodzieży. Ciekawe, ile nowych (a tak naprawdę starych) słów znalazłby w tekście. Wypisałam takie wyrazy, które moim zdaniem niekoniecznie byłyby jasne dla młodego człowieka: etażerka, sugus, gawniuki, pałatka, kapota, sczeznąć, duchówka, wyk, postronek, pachciarz, iszuwnik, popadia, ligawka, płanetnik, macewy, razura, koromysły, onuce, klepisko, siennik, ceber, sągi, chałat, paroch, szochet, podołek, bambosze, chamec.
************
Moja ocena: 5/6