Tytuł oryginału: Das Andere Kind
Tłumaczenie: Dariusz Guzik
Wydawnictwo Sonia Draga
Katowice 2011
520 stron
Powieść kryminalno-psychologiczna
Charlotte Link to nazwisko, które co rusz pojawia się na blogach, które podczytuję. Już od dłuższego czasu zbierałam się, aby sięgnąć po którąś z powieści nieznanej mi niemieckiej autorki i wyrobić sobie własne zdanie. Na pierwszy ogień poszła więc powieść Drugie dziecko, którą jakimś cudem dorwałam w bibliotece.
Głównym miejscem akcji tej powieści jest niewielka wioska Staintondale niedaleko Scarborough w angielskim Yorkshire, gdzie dochodzi do dwóch brutalnych morderstw. Policja szuka sprawcy, choć nie wie, czy oba morderstwa były ze sobą powiązane. Trop prowadzi kilkadziesiąt lat w przeszłość, kiedy dwoje dzieci, Fiona i Brian, zostało odesłane z zagrożonego wojennym bombardowaniem Londynu na farmę Beckettów w Staintondale. O ile stopniowo dowiadujemy się, jak potoczyły się losy Fiony oraz Chada, nastolatka z farmy, o tyle losy tytułowego drugiego dziecka, nie są oczywiste. Czy bohaterom powieści uda się rozwiązać mroczną tajemnicę z przeszłości? Jasne, że tak ;-) Trudno, aby w powieści kryminalnej było inaczej. Zanim jednak dojdzie do rozwiązania zagadki, czytelnik będzie mógł przyjrzeć się dokładnie świetnie zarysowanym portretom psychologicznym bohaterów. Link stworzyła bardzo wyraziste postacie, którym bez trudu da się przypisać bardzo konkretne cechy charakteru. Strasznie mi się to podobało.
W ogóle powieść ta jest bardzo umiejętnie skonstruowana. Każdy rozdział kończy się w taki sposób, że trudno przerywać czytanie. Analiza wydarzeń, które miały miejsce, prowadzone jest z perspektywy kilku osób. Z zapisanych w formie e-maili wspomnień staruszki Fiony, czytelnik poznaje istotne zdarzenia z przeszłości, które kroku po kroku prowadzą do wyjaśnienia zagadkowych morderstw. Z kolei narrator informuje bardzo skrupulatnie o tym, jak na całą sytuację zapatrują się bohaterowie: Leslie,wnuczka Fiony, introwertyczna Gwen Beckett, mieszkanka farmy w Staintondale, jej narzeczony Dave Tanner czy przyjaciele Gwen przebywający właśnie na farmie. Ciekawym zabiegiem jest rozpoczęcie powieści od zdarzenia, którego uczestnicy pojawią się ponownie dopiero pod sam koniec powieści. Zanim dotarłam do rozdziału, w którym ponownie pojawiła się Pakistanka Semira, już zdążyłam zapomnieć, że w ogóle taka postać zaistniała na początku ;-)
No i cóż... Nie udało mi się odgadnąć zagadki. W ogóle nie podejrzewałam takiego obrotu spraw. Nie dałam rady połączyć przeszłości Fiony z teraźniejszością. Czyli akcja nie jest przewidywalna, a to wielki plus dla autorki ;-)
Jeśli pozostałe powieści Charlotte Link są skonstruowane w podobny sposób i równie mocno trzymają w napięciu, to zapisałabym się bez zastanowienia do grupy wielbicieli tej autorki. Wstrzymam się jednak z taką deklaracją do momentu, aż przeczytam jeszcze ze dwie książki. Drugie dziecko bardzo mnie do tego zachęciło. Mało tego, teraz – kiedy już znam rozwiązanie – mam ochotę jeszcze raz przeczytać tę książkę, aby dokładnie przyjrzeć się, jak autorce udało się tak poprowadzić akcję, żeby zbić mnie z tropu :-)
Jedyne co mnie irytowało, to wyróżnienia w postaci kursywy w ilości przekraczającej zdrowy rozsądek. Mam wrażenie, że gdzie by książki nie otworzyć, to znajdzie się jakieś słowo kursywą. Nie wiem, czy to zabieg redaktorski, czy to autorka chciała zwrócić uwagę czytelnika na niektóre słowa, ale mnie to rozpraszało. Ale to już drobiazg. Książka jest świetna i jak najbardziej ją polecam.
Wynotowałam sobie też dwa cytaty, które mi się bardzo spodobały i które chcę zachować:
Opisałam to wszystko dlatego, że chciałam zmierzyć się z prawdą. A mogłam to uczynić z całą jasnością i bezwzględnością jedynie pod warunkiem, że to wszystko spiszę. Myśli nagle się urywają, ulatują, zatracają się, pozostają niedokończone. Podczas pisania nie ma wymówek. Pisanie zmusza do skupienia, do tego, by precyzyjnie sformułować także to, co z pozoru niewyrażalne. Nie da się w piśmie pozostawić zdań niedokończonych. Uzupełnia się je, nawet jeśli umysł wzbrania się przed tym, a palce nie chcą dotykać klawiatury. Człowiek chciałby uciec, a jednak pisze dalej. [str. 386]
(...) im dalej i dłużej podążamy jakąś drogą, tym trudniejsza i obfitsza w konsekwencje jest droga powrotna. Zawsze istnieje punkt, w którym możemy zawołać Nie! I odmówić dalszego marszu. Jeśli ów punkt przegapimy, każdy późniejszy krok staje się coraz bardziej skomplikowany, zmuszając nas do wyjaśnień, dlaczego nie wcześniej... W którymś momencie nie mamy już po prostu odwagi. Zabrnęliśmy tak daleko, że odwrót staje się niemożliwy. A przynajmniej taki, który by w jakimś stopniu dawał nam jeszcze powód do dumy. I maszerujemy dalej, zaciskając zęby, głośno gwiżdżąc i nucąc melodie, zajmując się wieloma pobocznymi sprawami tylko po to, żeby zagłuszyć w sobie głos własnego sumienia. [str. 377]