Marcin Pietraszek
Wydawnictwo Comm
Wydawnictwo Comm
Poznań 2010
176 stron
*****************
Pierwsze zdanie:
Pierwsze zdanie:
Wszystkie papiery zostały uprzątnięte, na biurku leżał już tylko ten jeden list...Ostatnie zdanie:
Życie, prawdziwe życie toczyło się dalej.******************
Brak złudzeń – to odtrutka na lukrowane różową polewą, hurraoptymistyczne książki, przekonujące, że życie jest zabawą, w której możesz osiągnąć wszystko, a jeśli ci się nie udaje, pewnie coś z Tobą nie tak i trzeba cię leczyć.
Po przeczytaniu można ponownie wrócić do życia w świecie złudzeń, choć ostrzegamy, że może nie być to już to samo życie.Oto fragmenty opisu z okładki książki Marcina Pietraszka ‘Brak złudzeń’, które zadziałały na mnie na tyle odstraszająco, że nie bardzo mogłam zabrać się za czytanie. Sama książka na szczęście okazała się lepsza niż się spodziewałam po przeczytaniu opisu, z którego wynika, że jest ona adresowana do wielbicieli romansów z happy endem (to chyba te ‘hurraoptymistyczne książki’), nie znających prawdziwego życia. Nie było to jednak wrażenie aż tak pozytywne, że mogłabym powiedzieć, że zmieniło moje postrzeganie świata czy odarło mnie ze złudzeń.
Odebrałam tę książkę jako opowieść o przysłowiowym ‘szewcu, co bez butów chodzi’ czyli o psychoterapeucie, który pomaga innym, a nie umie pomóc samemu sobie. Tak, psychoterapeuta też człowiek - i on ma swoje problemy i też podzieliłby się chętnie swoimi odczuciami z kimś bliskim. O czyjąkolwiek bliskość dość trudno – żona odeszła, dzieci nie ma, przyjaciele byli kiedyś… Bliski kontakt doktora Zygmunta Frońda (!) z ludźmi ogranicza się do spotkań z pacjentami i jest to zwykle kontakt ściśle zawodowy. Nie ma w nim miejsca na spoufalanie się. W życiu jednak bywa różnie…
Autor zabłysnął znajomością ludzkiej psychiki oraz wiedzą z dziedziny psychologii. Zarówno postać Zygmunta, jak i jego pacjentów – Walentego, Eweliny oraz jej matki Marii, są bardzo wyraziste w swojej nijakości. Walenty uważa siebie za nieudacznika i nie umie poradzić sobie z samym sobą. Maria z kolei to dla mnie doskonały przykład kobiety bez własnego zdania. Ewelina z kolei to kobieta, która sama nie bardzo wie, jaka jest. Każdy z nich doświadcza w jakiś sposób samotności i każdy z nich szuka bliskości drugiego człowieka.
Może gdyby nie druzgocąco obleśny, niesmaczny i nic nie wnoszący realizm (a wręcz surrealizm – bleee!) w opisie scen erotycznych, powieść straciłaby pewnie mniej w moich oczach, bo generalnie czyta się ją szybko i lekko, mimo ciężkiej tematyki.
*******************
Moja ocena: 3,5/6
Dziękuję bardzo wydawnictwu Comm oraz portalowi Sztukater za egzemplarz recenzencki.
Moja ocena: 3,5/6
Dziękuję bardzo wydawnictwu Comm oraz portalowi Sztukater za egzemplarz recenzencki.