środa, 31 sierpnia 2011

Brak złudzeń - Marcin Pietraszek


Brak złudzeń
Marcin Pietraszek

Wydawnictwo Comm
Poznań 2010
176 stron

*****************
Pierwsze zdanie:
  Wszystkie papiery zostały uprzątnięte, na biurku leżał już tylko ten jeden list...
Ostatnie zdanie:
  Życie, prawdziwe życie toczyło się dalej.
******************
Brak złudzeń – to odtrutka na lukrowane różową polewą, hurraoptymistyczne książki, przekonujące, że życie jest zabawą, w której możesz osiągnąć wszystko, a jeśli ci się nie udaje, pewnie coś z Tobą nie tak i trzeba cię leczyć. 
Po przeczytaniu można ponownie wrócić do życia w świecie złudzeń, choć ostrzegamy, że może nie być to już to samo życie.
Oto fragmenty opisu  z okładki książki Marcina Pietraszka ‘Brak złudzeń’, które zadziałały na mnie na tyle odstraszająco, że nie bardzo mogłam zabrać się za czytanie. Sama książka na szczęście okazała się lepsza niż się spodziewałam po przeczytaniu opisu, z którego wynika, że jest ona adresowana do wielbicieli romansów z happy endem (to chyba te ‘hurraoptymistyczne książki’), nie znających prawdziwego życia. Nie było to jednak wrażenie aż tak pozytywne, że mogłabym powiedzieć, że zmieniło moje postrzeganie świata czy odarło mnie ze złudzeń.

Odebrałam tę książkę jako opowieść o przysłowiowym ‘szewcu, co bez butów chodzi’ czyli o psychoterapeucie, który pomaga innym, a nie umie pomóc samemu sobie. Tak, psychoterapeuta też człowiek - i on ma swoje problemy i też podzieliłby się chętnie swoimi odczuciami z kimś bliskim. O czyjąkolwiek bliskość dość trudno – żona odeszła, dzieci nie ma, przyjaciele byli kiedyś… Bliski kontakt doktora Zygmunta Frońda (!) z ludźmi ogranicza się do spotkań z pacjentami i jest to zwykle kontakt ściśle zawodowy. Nie ma w nim miejsca na spoufalanie się. W życiu jednak bywa różnie…

Autor zabłysnął znajomością ludzkiej psychiki oraz wiedzą z dziedziny psychologii. Zarówno postać Zygmunta, jak i jego pacjentów – Walentego, Eweliny oraz jej matki Marii, są bardzo wyraziste w swojej nijakości. Walenty uważa siebie za nieudacznika i nie umie poradzić sobie z samym sobą. Maria z kolei to dla mnie doskonały przykład kobiety bez własnego zdania. Ewelina z kolei to kobieta, która sama nie bardzo wie, jaka jest. Każdy z nich doświadcza w jakiś sposób samotności i każdy z nich szuka bliskości drugiego człowieka.

Może gdyby nie druzgocąco obleśny, niesmaczny i nic nie wnoszący realizm (a wręcz surrealizm – bleee!) w opisie scen erotycznych, powieść straciłaby pewnie mniej w moich oczach, bo generalnie czyta się ją szybko i lekko, mimo ciężkiej tematyki.

*******************
Moja ocena: 3,5/6

Dziękuję bardzo wydawnictwu Comm oraz portalowi Sztukater za egzemplarz recenzencki.





Skóra - Adrienne Maria Vrettos


Skóra
Adrienne Maria Vrettos

Wydawnictwo Kora, Stentor
Warszawa 2008
160 stron

*****************
Pierwsze zdanie:
   Oto myśli, które przychodzą co do głowy, kiedy po powrocie do domu stwierdzasz, że twoja siostra zagłodziła się na śmierć, a ty padasz na kolana, żeby ją cucić.
Ostatnie zdanie:
  A to jest rozdział pierwszy.
******************
‘Skóra’ – tak zatytułowała swoją debiutancką książkę amerykańska pisarka Adrienne Maria Vrettos. I to był bardzo dobry pomysł, bo dzięki wieloznaczności, jaką ze sobą niesie tytuł, ciekawość rośnie i od razu  chce się sprawdzić, o jaką skórę chodzi… Jedno z wydań w oryginale ma bardzo sugestywną okładkę, która podpowiada, jaki jest jeden z poruszanych problemów.

W pierwszej chwili to anoreksja Karen wydaje się tematem wiodącym. Jednakże niemniej ważną postacią jest jej brat Donnie. To on jest narratorem snującym trudną opowieść o toksycznych relacjach w rodzinie, o swojej samotności, odrzuceniu przez środowisko rówieśników. Ten kilkunastoletni chłopak wydaje się jedyna osobą, która się stara… I – moim zdaniem - to on płaci najwyższą cenę, bo musi jakoś przeżyć to, z czym jego rodzina nie dała sobie rady. Jako młodzieniec dopiero uczący się życia, musi – bez względu na to co go spotyka – nauczyć się tego, że nie może oglądać się wstecz, ale iść do przodu… mimo wszystko.

Chciałabym podkreślić, że nie jest to książka tylko o anoreksji. Problem ten dotyczy głównej bohaterki, ale nie on jest podmiotem tej powieści. Choć książka nie jest długa, wydaje się wielopłaszczyznowa. Autorce doskonale udało się w krótkiej opowieści przekazać głębię trudnych relacji rodzinnych oraz zmagania młodego człowieka z rzeczywistością, z tym, co boli.

W interpretacji Adrienne Vrettos ‘skóra’ to coś, co powinno chronić wnętrze, a nie do końca jest w stanie. Przez skórę nie widać wewnętrznych problemów, choć w pewien sposób jej wygląd to odbicie wnętrza człowieka.

Skóra mi cierpła, kiedy czytałam, czego Donnie doświadczył na własnej skórze. Nie chciałabym być w jego skórze. Robił co mógł, nieomalże wyskakując ze skóry, aby uratować swoją rodzinę. Czuję przez skórę, że ta trudna, lecz bardzo wartościowa opowieść może uratować skórę niejednej młodej osobie, której życiowe problemy mocno zaszły za skórę
*******************
Moja ocena: 5,5/6

Dziękuję bardzo wydawnictwu oraz portalowi Sztukater za egzemplarz recenzencki.




poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Wbrew naturze


Wbrew naturze
Autorzy:
Aida Amer, Natalia Bobrowska, Agnieszka Drotkiewicz, Anna Janko, Włodzimierz Kowalewski, Michał Królik, Roman Lipczyński, Marta Mizuro, Grażyna Plebanek, Zyta Rudzka, Beata Rudzińska, Hanna Samson, Tomasz Sobieraj, Izabela Sowa, Joanna Stróżniak, Michał Sufin, Izabela Szolc

Wydawnictwo Amea
Liszki 2010
238 stron

*****************
Pierwsze zdanie:
   Biały tuman kurzu unosił się za autem i szarzał powoli w miarę zapadania wzroku. (Igor i Igor)
Ostatnie zdanie:
  Nie zrozumie tego, co się stało, co zrobił, co Bóg wie kto z nami robi również, dopóki nie przyjdzie pora, aby raz na zawsze się zestarzeć. (Jeszcze raz)
******************
„Wbrew naturze” to zbiór opowiadań dotyczących przemijania.

Paradoksalnie – z jednej strony chcemy, żeby nasze życie przebiegało zgodnie z naturą, a z drugiej ciężko nam się pogodzić z tym, że jego nieodłącznym elementem jest przemijanie. Niektórzy stają wówczas wbrew naturze i robią wszystko, aby zatrzymać czas.

Bohaterowie opowiadań mają różne podejście do upływającego czasu. Różnie też układają się ich losy. Mieli przeróżne doświadczenia, a ostatni okres ich życia – starość – przebiega w różnoraki sposób. Niektórzy nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że już nadeszła… Ci, którzy wiedzą, że zbliża się to, co nieuchronne, podsumowują swoje życie. Wspominają. Obserwują. Czekają. Milczą. Przygotowują się. Cierpią. Ale są też tacy, którzy walczą, przyglądają się, próbują, idą… Są jeszcze ci, którzy sądzą, że starość jeszcze nie dotyka ich bezpośrednio, lecz przyglądają się jej, towarzysząc swoim rodzicom, dziadkom, sąsiadom. Bo rzeczywiście nie wiadomo, kiedy starość się zaczyna. Po czterdziestce? Niejeden czterdziestolatek obraziłby się śmiertelnie. Po pięćdziesiątce? Niektórzy dopiero wtedy zaczynają żyć tzw. pełnią życia. A może po sześćdziesiątce? Bóle w kręgosłupie, ale wnuki, emerytura – samo życie. Może więc siedemdziesiątka? Każdy widzi to inaczej. Ja uważam, że to nie wiek decyduje o tym, że jest się starym lub młodym. W końcu od samego początku życia to, co wszyscy zgodnie robimy, to starzenie się. I tak już jest. Nie ma co przed tym uciekać. Ta książka przypomina, że śmierć jest częścią życia. Że nie uciekniemy przed nią, choćbyśmy bardzo chcieli.



Zgadzam się ze sformułowaniem przytoczonym we wstępie „Książka ‘Wbrew naturze’ jest przedmiotem artystycznym” [str. 8]. Wzbogacenie treści obrazem, a dokładnie zdjęciami autorstwa Romana Lipczyńskiego, nadaje książce niezwykłości i oryginalności. Zdjęcia zostały wplecione pomiędzy poszczególne opowiadania. Miałam frajdę, zastanawiając się, czy dane zdjęcie bardziej pasuje do opowiadania, które właśnie przeczytałam, czy do tego, które za chwilę przeczytam.



Najbardziej podobały mi się następujące opowiadania:
‘Stary, starszy, trup’ Hanny Samson
‘Poczwarka’ Joanny Stróżniak
‘Basiusia’ Michała Sufina
‘Igor i Igor’ Aidy Amer

A książkę jak najbardziej polecam. Choć nie wszystkie opowiadania są na jednakowym poziomie, ich wybór jest na tyle duży, że na pewno jakieś z nich skłoni każdego czytelnika do zatrzymania się na chwilę i zamyślenia nad sensem życia.

*******************
Moja ocena: 5,5/6

Dziękuję bardzo wydawnictwu Amea za egzemplarz recenzencki.


środa, 24 sierpnia 2011

Wyjdź do Światła – Joachim Badeni OP, Judyta Syrek



Wyjdź do Światła
Przesłanie świętego grzesznika
Joachim Badeni OP, Judyta Syrek



Wydawnictwo Znak
Kraków 2011
128 stron

*****************
Pierwsze zdanie:
   Żeby dojść do Światła, trzeba wszystkie ciemności porozbijać.
******************
Święty grzesznik – tym klasycznym oksymoronem został określony Joachim Badeni, dominikanin, którego refleksje dotyczące spraw wiary zostały zebrane przez Judytę Syrek w niewielkiej objętościowo książce Wyjdź w stronę Światła. Są to fragmenty konferencji skierowanych do młodzieży ze środowiska duszpasterstwa akademickiego. Judyta Syrek przytacza je, aby przekazać przesłanie ojca Joachima, z nadzieją, że przyczynią się – tak jak kiedyś w jej przypadku – do „wyjścia w stronę Światła”.


Przyznam, że nie słyszałam do tej pory o Joachimie Badenim, zakonniku i egzorcyście, którego określa się również jako ‘mistyka codzienności’. A szkoda, bo to był naprawdę ciekawy człowiek. Z chęcią sięgnę po inne książki, które są zapisami rozmów z ojcem Badenim (Boskie oko czyli po co człowiekowi religia, Fotel z widokiem na pole, Kobieta boska tajemnica czy Kobieta i mężczyzna. Boska miłość) oraz po książkę Sekrety mnichów czyli sprawdzone przepisy na szczęśliwe życie, którą ojciec Badeni napisał wspólnie z ojcem Leonem Knabitem, benedyktynem.

Refleksje ojca Joachima zawarte są w prostych, ciepłych wypowiedziach, opatrzonych humorystycznymi wstawkami.
Jak ja bym zobaczył dzisiaj wszystkie swoje grzechy, to bym się przeraził. Na szczęście już słabo widzę. [str. 15]
Nie mają one nic wspólnego z nadętymi kazaniami głoszonymi z ambony do ‘niewiernych wiernych’ przez pokrzykującego kapłana. To opowiedziane w prosty sposób doświadczenia życiowe i modlitewne, nieco kręta droga ojca Joachima do kapłaństwa, a także praktyczne rady i przemyślenia na tematy „bosko-diabelskie”.

To, co urzekło mnie najbardziej, to fakt, że przytoczone treści nie są oderwane od życia i nawet jeśli dotyczą spraw trudnych, to nie są pozbawione humoru. Wskazówki, które daje dominikanin, są krótkie i przejrzyste. Nie da rady ich nie zrozumieć.


Ojciec Badeni podkreślał na każdym kroku, że „Bóg działa urokiem”. Aby posmakować prostotę stylu, przytoczę krótki fragment wypowiedzi na temat częstego wizerunku Boga:
Bóg działa urokiem, a my robimy z Niego takiego superprawnika, a nawet szpicla. Aniołowie to armia agentów czy informatorów, która Go ochrania. Dodatkowo broni do Niego dostępu magister, submagister, przeor i inni oficerowie śledczy. Taki obraz to makabra! Bóg działa urokiem! [str. 49-50]

A przesłanie? W mojej interpretacji brzmi ono tak:
"Światło jest dla każdego z nas – trzeba tylko chcieć je znaleźć."

*******************
Moja ocena: 5/6

Dziękuję bardzo wydawnictwu Znak za egzemplarz recenzencki.



wtorek, 23 sierpnia 2011

Póki pies nas nie rozłączy - Romuald Pawlak




Póki pies nas nie rozłączy
Romuald Pawlak

Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Warszawa 2011
288 stron

*****************
Pierwsze zdanie:
  Ciemnej, nieprzyjemnej nocy nie rozświetlał nawet księżyc, pocieszyciel wszystkich stworzeń dużych i małych.
Ostatnie zdanie:
  Tworzyli najdziwniejsze stado na świecie, ale kiedy byli we trójkę, świat stawał się trochę lepszy.
******************
Romuald Pawlak to dla mnie kolejny polski autor, z którego twórczością spotkałam się po raz pierwszy. Spotkanie uważam za udane. Odpowiada mi poczucie humoru i luźny, ale nie przesadnie, sposób pisania pana Pawlaka. 

Choć tematem książki jest historia, jakich wiele, sposób jej przedstawienia jest ciekawy. Krótko mówiąc: Renata – kobieta pragnąca tego, aby związek z ukochanym mężczyzną został sformalizowany, Michał – czterdziestolatek nieco znudzony związkiem z Renatą i obawiający się podjąć ‘ostateczny krok’, Egon – lekarstwo na zawirowania w związku czyli czarny pudel, zesłany tej parze jako wysłannik Pana Stworzenia, który ma się uzdrowić relację w związku tych dwojga. Do tego problemy w pracy, zwariowani znajomi, uciążliwi sąsiedzi. Rzec by można – samo życie. Jednak ubogacenie codzienności mało prawdopodobnymi sytuacjami sprawia, że książka jest bardzo zabawna. Miałam wrażenie, że ktoś, kto lubi wymyślać nieprawdopodobne historie, opowiada mi, co słychać u Michała i Reni. A słychać sporo…

Choć mocno zabawna, nie jest to książka, która ma jedynie bawić. Autor, choć nie nazywa problemów bezpośrednio, ujmuje je w świetny sposób . Zobaczymy, do czego prowadzi brak zaufania czy jak ważne jest komunikowanie się na bieżąco. Romuald Pawlak ośmiesza też niektóre ludzkie zachowania – radzenie się znajomych w kwestii małżeństwa czy męskie rozmowy. Pod pozorem absurdu autor przekazuje naprawdę trafne spostrzeżenia o naturze człowieka i jego potrzebach. Mnie się podobało.  

  **********
Moja ocena: 5/6


Książkę przeczytałam w ramach akcji Włóczykijka. 

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Nie ma o czym mówić - Marta Szarejko



Nie ma o czym mówić
Marta Szarejko

Wydawnictwo Amea
Liszki 2010
118 stron

*****************
Pierwsze zdanie:
   Powiedział: nazywam się Don Ivo, zimno zawsze wszystko utrudnia, jest gorsze niż policja, dlatego noszę sycylijski płaszcz nasączony sycylijskim światłem, dlatego mam kapelusz i pas na broń, broń ukradli mi wczoraj, podobasz mi się, mam siedmiu synów, czterech ma broń, mogę ci jednego oddać, z bronią, je suis total fou, wiem, pozwól, ze cię powącham, ładnie, jakich używasz perfum?.
Ostatnie zdanie:
  Naprawdę nie każdy chce rzucać okiem na wdzięki co poniektórych pań.
******************
Skoro jest problem, to jest o czym mówić.

Niewielka objętościowo książka Nie ma o czym mówić, którą zadebiutowała Marta Szarejko, jest wyrazem otwartości autorki na poruszanie tematów trudnych, czasem unikanych. Książka została nominowana do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus 2011, którą są nagradza się autorów piszących o współczesnych problemach i skłaniających czytelników do refleksji.

Nie potrafię zaliczyć tej książki do konkretnego gatunku literackiego. Nie jest to ani powieść, ani zbiór opowiadań. Jest to zbiór wypowiedzi, myśli, notatek kilku czy kilkunastu osób, które mają jednak coś wspólnego. Łączy je fakt, że los pozbawił je tak zwanego ‘normalnego życia’. Tkwią więc teraz gdzieś na marginesie społeczeństwa. Owo ‘gdzieś’ to dworzec, autobus, ulica, przystanek, noclegownia. Ci, którym Marta Szarejko dała możliwość wypowiedzenia kilku zdań to ludzie, których najczęściej omijamy szerokim łukiem, a ostatnią rzeczą, której moglibyśmy chcieć, to rozmowa z nimi. W związku z tym Marta Szarejko zrobiła to za nas. Przypomniała, że alkoholicy, kloszardzi, osoby wyglądające na szaleńców, to zwykli ludzie, którzy też czegoś pragną, potrzebują, czują… I że ubóstwo, brud, nałogi nie są ich wyborem.

Nie ma tu użalania się nad niczyim losem. Nie ma moralizowania i pouczania, co trzeba zrobić, by tym ludziom pomóc. I dobrze, bo to milczenie podkreśla jeszcze wagę zjawiska. Pokazanie sytuacji takiej, jaka jest, zebranie wypowiedzi, poukładanie ich w całość, a następnie przekazanie ich pozostałej części społeczeństwa odrobiny tego, co ci ludzie mają do powiedzenia – że w ogóle mają coś do powiedzenia – to wystarczający sygnał dla każdego z nas, żeby się zatrzymać i zastanowić nad własnym nastawieniem do osób, którym ułożyło się w życiu inaczej. I że nie oznacza to, że nie pamiętają, czym jest rodzina, miłość, tęsknota, samotność, lęk, wstyd. Tych poruszających opowieści jest wiele i pewnie każdego czytelnika poruszą inne. Mnie najbardziej podobała się wypowiedź zatytułowana ‘Pan w jaskrawym sweterku’ – o miłości i o czekaniu.

Książkę wydało Wydawnictwo Amea, które postawiło sobie za cel prezentowanie świata prawdziwego i uwrażliwianie innych na to, co się w nim dzieje. Po przeczytaniu trzeciej książki wydanej przez to wydawnictwo spokojnie mogę stwierdzić, że mu się to udaje.

*******************
Moja ocena: 4/6

Dziękuję bardzo wydawnictwu Amea za egzemplarz recenzencki.



wtorek, 16 sierpnia 2011

Pod dwiema kosami - Danuta Noszczyńska




Pod dwiema kosami
czyli przedśmiertne zapiski
Żywotnego Mariana

Danuta Noszczyńska

Wydawnictwo Sol
Grójec 2011
316 stron

*****************

Pierwsze zdanie:
       W pierwszych słowach zapisków moich raczej wypada mi przedstawić się wraz z najbliższym otoczeniem moim, co niniejszym czynię: ja nazywam się Żywotny Marian, żona moja Żywotna Apolonia.

Ostatnie zdanie:
      I niech się dzieje Wola Nieba, ament.

******************

Od debiutu Danuty Noszczyńskiej w 2007 roku Historią nie Magdaleny w dorobku autorki pojawiło się już kilka kolejnych powieści: Blondynka moralnego niepokoju, Hormon nieszczęścia, Mogło być gorzej, Kufer babki Alicji, Luizę pilnie sprzedam. Książka Pod dwiema kosami czyli przedśmiertne zapiski Żywotnego Mariana to moje pierwsze spotkania z prozą tej pisarki – spotkanie bardzo udane. Wnikliwość i trafność spojrzenia, doskonały zmysł obserwacyjny, poczucie humoru to cechy, które pozwoliły autorce na przedstawienie czytelnikom Mariana Żywotnego, przeciętnego przedstawiciela polskiego społeczeństwa.

Ów blisko osiemdziesięcioletni mężczyzna, spodziewający się śmierci lada dzień, spisuje swoje przeżycia, chcąc zostawić po sobie coś dla potomnych.Jak przeżył swoje życie? Przeżył je tak, jak umiał najlepiej – był wzorowym, wiernym mężem, dobrym ojcem, który chce dla swoich dzieci tego, co najlepsze. Był pracowitym człowiekiem, który starał się, aby jego rodzinie żyło się jak najlepiej. Był człowiekiem szczerym, wiernym tradycjom rodzinnym i kulturowym, pobożnym katolikiem, lojalnym pracownikiem. Marian nigdy nikogo nie mógłby skrzywdzić. Jednym słowem – ideał jakich mało. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że taki obraz samego siebie widzi Marian Żywotny.

Gdyby zapytać bliskich Mariana, jak postrzegają swojego męża, ojca, sąsiada, biedny Marian pewnie by się zdziwił. Przekonany o tym, że zawsze ma rację, na pewno pomyślałby, że ktoś się pomylił, mówiąc o nim, że jest nieczułym mężczyzną bez odrobiny wrażliwości i zrozumienia, fałszywie pobożnym, a pod pozorem religijności kryjącym swoją zazdrość, zawiść, zakłamanie. Marian to ktoś, kto dobro widzi tylko w sobie. Doskonale mu się udaje tak manipulować innymi, aby wszystko szło po jego myśli.

Przyznam, że Danuta Noszczyńska bardzo mi zaimponowała. Pozornie zabawna książka (przy scenie z pietruszką prawie padłam ze śmiechu :-)) niesie w sobie wiele mądrości podanej w niezwykle przystępny. Myślę, że dzięki Marianowi Żywotnemu będziemy nie tylko uważać na to, by takich Marianów z naszej rzeczywistości omijać szerokim łukiem, ale również zatrzymamy się, by przyjrzeć się sobie i zadbać o to, aby nasze przedśmiertne zapiski – jeśli w siedemdziesiątym siódmym roku życia będziemy chcieli spisać – nie byłyby podobne do pamiętnika Mariana Żywotnego :-)

*******************

Moja ocena: 5+/6 

Dziękuję bardzo Wydawnictwu Sol za egzemplarz recenzencki.

Pałac kobiet - Pearl S. Buck



Pałac kobiet
Pearl S. Buck

Tytuł oryginału: The Pavilion if Women
Tłumaczenie: Adam Chmielewski
Wydawnictwo Muza
Warszawa 2011
398 stron

*****************
Pierwsze zdanie:
   Tego dnia pani Wu obchodziła swoje czterdzieste urodziny.
Ostatnie zdanie:
  Teraz miała pewność, że jest nieśmiertelna.
******************
Pearl S. Buck to autorka, której nie potrzeba reklamy. Amerykanka, córka misjonarzy, która sporą część swojego życia spędziła w Chinach, była jedną z pierwszych kobiet, które otrzymały Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Przyznano ją Pearl Buck w 1938 roku. Wcześniej, bo w 1932 roku, Buck otrzymała amerykańską Nagrodę Pulitzera za powieść Łaskawa ziemia. Tempo pisarskie miała niesamowite – w sumie napisała ponad osiemdziesiąt powieści!

Pałac kobiet to powieść o życiu zamożnej chińskiej rodziny, dbającej o tradycję, cieszącej się nieskazitelną opinią. Rodzina Wu zawdzięcza wiele głównej bohaterce – pani Wu, której inteligencja, dobroć i życiowa mądrość przyczyniły się do tego, że mimo trudnych przedrewolucyjnych czasów życie w posiadłości państwa Wu toczyło się w największym spokoju i dostatku.

Panią Wu poznajemy jako czterdziestoletnią kobietę, która w poczuciu spełnienia swego życiowego obowiązku podejmuje jedną z najważniejszych życiowych decyzji – chce wycofać się z życia, które dzieliła z mężem przez ponad dwadzieścia lat. Jakie następstwa będzie miała ta decyzja? Na pewno przyniesie wiele zmian. W przypadku większości bohaterów będą to zmiany na lepsze. Mimo że życie bohaterów nie jest sielanką i że każdy z nich przeżywa rozterki, a także fakt, że akcja toczy się w czasach przedrewolucyjnych, powieść tchnie spokojem. Mam wrażenie, że w powieści tej są sami głowni bohaterowie. Owszem, pani Wu jest na pierwszym miejscu, ale nie byłaby tym, kim jest bez osób, które ją otaczały. To dzięki nim może kształtować i doskonalić swoją osobowość i dążyć do poczucia życiowego spełnienia.

Pałac kobiet to niezwykle mądra książka przede wszystkim o dojrzewaniu do miłości – tej w bardzo szerokim znaczeniu, miłości, która wykracza poza granice zamknięte w ciele, w czasie, w konkretnej osobie. Przyjaźń, szczerość, szacunek, wolność, poszukiwanie własnego ‘ja’, rozwój osobisty, otwarcie na potrzeby innych, odejście bliskich – to inne ważne zagadnienia poruszone w Pałacu kobiet. Jestem pewna, że mądrości Wschodu przekazywane przez panią Wu oraz  wartości przekazywane przez chrześcijańskiego księdza zwanego bratem André oraz protestantkę Małą Siostrę Hsia okażą się bliskie wielu z nas.

Dla mnie Pałac kobiet to powieść doskonała zarówno w treści, jak i w formie, a dodatkowo ubogacona wartościami, które uważam za istotne w życiu. A bonus specjalny to wschodnie klimaty, które wprost uwielbiam. Przedstawione są w tak delikatny, ujmujący sposób, że nie sposób ulec ich urokowi. Jestem pewna, że Pearl S. Buck jeszcze nie raz będzie powodem mojego zachwytu.

*******************
Moja ocena: 6/6


Dziękuję bardzo Wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki.


Zuzanna nie istnieje - Marta Fox

W ramach nadrabiania zaległości kolejna recenzja:


Zuzanna nie istnieje
Marta Fox

Wydawnictwo Literackie
Kraków 2011
244 strony

*****************
Pierwsze zdanie:
   Każdy dobrowolny akt seksualny jest święty i mistyczny - powtarzała, wchodząc do pubu powoli, spokojnie, bez rozglądania się po sali.
Ostatnie zdanie:
  - A chcesz, Zuzanno?
******************
Marta Fox to autorka, która kojarzy mi się z książkami dla młodzieży, choć ma również na koncie książkę dla dorosłych – Kobieta zaklęta w kamień. Pierwszą książkę Marty Fox czytałam już dość dawno. Było to Niebo z widokiem na niebo. Wspominam ją bardzo pozytywnie. Pamiętam, że po przeczytaniu obiecałam sobie, że poświęcę tej autorce więcej uwagi. Nie było okazji, aż do chwili, kiedy ukazała się informacja o wydaniu powieści Zuzanna nie istnieje określanej jako powieść erotyczna.

Wbrew temu, że książkę przypisano do powyższej kategorii, moim zdaniem erotyzm, wyłuskany spomiędzy licznych zalet tej książki, nie jest w niej najważniejszy. Hasło „powieść erotyczna” jednych zachęci, innych odstraszy. Mnie dużo bardziej zachęciłoby stwierdzenie „pełna subtelnej zmysłowości”, „pełna niezwykłej wrażliwości”, „eteryczna”, ale niekoniecznie „erotyczna”, powieść o splątanych losach dwojga ludzi spragnionych miłości. Owszem, autorka bardzo szczegółowo opisuje intymną noc, która odmieni życie Pawła i Zuzanny, ale robi to w tak subtelny, zmysłowy i poetycki sposób, że nie budzi to ani odrobiny niesmaku. Autorka koncentruje się na opisaniu bogactwa doznań, uczuć i pragnień bohaterów. Ich spontaniczna bliskość i zrozumienie pokazane są jako gra zmysłów i emocji.

Sama fabuła do najbardziej oryginalnych nie należy – ona i on, oboje samotni, szukają spełnienia i miłości – sposób, w jaki została pokazana, zasługuje na uznanie. Mimo że początkowo obojgu bohaterów wydaje się, że spotkali się tylko na chwilę, na jedną noc, aby spełnić swe potrzeby cielesne, ich spotkanie okaże się punktem zwrotnym. Zuzanna i Paweł uciekają od codzienności, w której istnieją zamknięci w swojej samotności i cierpieniu po stracie bliskiej osoby, a nie umieją się z tym pogodzić. Oboje potrzebują drugiego serca pełnego miłości, które pomogłoby im wydostać się z kolczastej skorupy, z pustki, jaką odczuwają. I właśnie to znajdują tej nocy. Potem muszą się „tylko” odnaleźć.

Szczegółowe przedstawienie emocji i uczuć bohaterów to naprawdę doskonałe studium człowieka po trudnych doświadczeniach, zmagającego się z samotnością, pragnącego znaleźć sposób na dalsze życie i próbującego pogodzić się ze stratą bliskiej osoby.

Konstrukcja powieści jest bardzo trafna. Jest to przeplatanka uczuć i zdarzeń z życia Pawła i Zuzanny, nakładających się na siebie, mających wiele wspólnego. Widać więc od razu, że oboje SA dla siebie stworzeni, że jedno jest uzupełnieniem drugiego. W tej przeplatance zdarzeń dowiadujemy się, co wydarzyło się w życiu obojga bohaterów, że czują się tak samotni i że tak bardzo potrzebują drugiego człowieka. Czy uda im się odnaleźć? Warto sprawdzić.

*******************
Moja ocena: 5,5/6



Dziękuję bardzo Wydawnictwu Literackiemu za egzemplarz recenzencki.



Czerwony śnieg - Günter Hofé


Czerwony śnieg
Günter Hofé

Roter Schnee
Tłumaczenie: Emilia Bielicka
Instytut Wydawniczy Erica
Warszawa 2010
 500 stron

*****************
Pierwsze zdanie:
   Wyjące messerschmitty zrzucały bomby nad ruiny Małsamarki i z lotu, koszącego ogniem z dział i karabinów maszynowych, raziły radziecką piechotę.
Ostatnie zdanie:
  Biała chustka powiewała na wietrze.
******************
Rzadko sięgam po literaturę niemiecką. Równie rzadko mam okazję sięgnąć po literaturę wojenną, chociaż nawet lubię tę tematykę. Günter Hofé, poczytny pisarz niemiecki, ma w swoim dorobku kilka książek o II wojnie światowej. W Polsce oprócz Czerwonego śniegu wydano jeszcze Ostatni akord. Sam autor, jako żołnierz Wehrmachtu, brał udział w bitwie o Ardeny w 1944/45, która okazała się nieudaną próbą zmuszenia sił alianckich do wycofania się z Europy. Czerwony śnieg to powieść ukazująca wojenną rzeczywistość z perspektywy niemieckich żołnierzy po porażce Niemców pod Stalingradem w 1943 roku.

Główny bohater Fritz Helgert, porucznik Wehrmachtu, dowódca 6. baterii, jest jednym z żołnierzy, którzy zaczynają powątpiewać w słuszność wyznawanej ideologii i poczynań Hitlera. Orientują się, że jego plan nie do końca jest taki genialny, jak im się wydawało w początkowej fazie wojny. Przegrana wojsk niemieckich w bitwie pod Stalingradem stała się punktem zwrotnym w działaniach na froncie wschodnim. W aliantach obudziła nadzieję na zwycięstwo. Dla żołnierzy niemieckich była momentem, który uświadomił im, że plan wielkiego Führera jednak nie był doskonały. Stojąc więc w obliczu zmian i w niepewności, Helgert, dotąd oddany żołnierz i patriota, zastanawia się nad słusznością tego, co robi. Porażka ta budzi w Helgercie i wielu innych niemieckich żołnierzach wiele trudnych pytań - o celowość działań, o wierność armii, w której dotąd służyli, o konsekwencje dezercji. To rozterki człowieka, który przeczuwa nieuchronną klęskę i który zobaczył bezsens wojny. Jeden z żołnierzy Eiserberg doskonale podsumowuje odczucia, które są wspólne dla wielu żołnierzy: 
Zbyt często ładowaliśmy broń i strzelali. Bezmyślnie. Aż nagle wszystko potoczyło się samo, przyzwyczailiśmy się do tego – do zabitych, do niesprawiedliwości i do własnego otępienia. [str. 410]
 O ile sama akcja powieści jest ciekawa, o tyle suchy i pozbawiony emocji styl sprawia, że trudno się ją czyta. Jeśli dorzucić do tego masę literówek i innych błędów, to książka staje się po prostu męcząca. Odczucie, które miałam po przeczytaniu tej powieści, to zdziwienie nad tym, że jest możliwe, że całkiem ciekawa książka jest tak słabo wciągająca.

 Sądzę, że książka Czerwony śnieg zainteresuje nie tylko tych, którzy interesują się tematyką wojenną. Dla mnie powieść ta była ciekawym spojrzeniem na tych, którzy stali „po drugiej stronie barykady”. Wśród nich też byli zwykli ludzie – myślący, odczuwający, wahający się, podejmujący różne decyzje.
*******************
Moja ocena: 3/6

Dziękuję bardzo Instytutowi Wydawniczemu Erica oraz portalowi Sztukater za egzemplarz recenzencki.