Daniel wziął głęboki oddech i wspiął się na ostatni poziom kamiennego dachu, który połączony był ze ścianą środkowej wieży.
Ostatnie zdanie:
Musiał powiedzieć Danielowi, że należy rozpocząć kolejną rozgrywkę.
******************
Pewnie niejeden rodzic usłyszał z ust swojej latorośli pytanie: Jak wyście żyli, kiedy nie było komputerów?. Nic dziwnego, że dla osób wychowanych w erze gier komputerowych, może się to wydawać niewyobrażalne.
Tytułowe Hyperversum to gra RPG, która zafascynowała i wciągnęła – w sensie przenośnym i dosłownym – szóstkę przyjaciół. Młodzi Amerykanie zostają przeniesieni do średniowiecznej Francji, gdzie muszą znaleźć sposoby na przetrwanie i powrót do dwudziestego pierwszego wieku. Nie jest to proste, ponieważ fikcyjny świat, do którego przypadkiem trafiają, staje się dla nich rzeczywistością. Co więcej, znajdują w nim miejsce dla siebie.
Tematyka Hyperversum w pierwszej chwili nie wydawała mi się zachęcająca, bo jakiż pozytywny efekt ma namiętne oddawanie się rozgrywkom, które pochłaniają wiele czasu i uwagi? Okazuje się jednak, że niesamowite przygody przeżywane przez bohaterów są ważniejsze niż gra sama w sobie, a tematyka jest jak najbardziej odpowiednio dobrana dla młodego czytelnika. Przedstawione wartości, które bynajmniej nie należą do przeszłości ani tym bardziej do fantazji, to wartości ponadczasowe. Możliwe, że autorka chciała przypomnieć czytelnikom o tym, że mimo zmieniającej się rzeczywistości przyjaźń, miłość, odwaga, wzajemna pomoc, honor, odpowiedzialność, przełamywanie samego siebie to wartości uniwersalne, które nie dewaluują się wraz z upływem czasu, oraz że siła strachu i nienawiści zawsze ma działanie destrukcyjne.
Kolejną wartością powieści Hyperversum jest umiejętne połączenie realiów trzynastowiecznej Francji z rzeczywistością dwudziestego pierwszego wieku, czyli wymieszanie elementów historycznych z fantastycznymi, co pozwala osobom sceptycznie nastawionym do gatunku ‘fantasy’ na przekonanie się do niego. Wydaje mi się, że Cecilii Randall udało się w pełni zrealizować swoje zamierzenie: Chciałam pobawić się rzeczywistością i fantazją, mając na względzie jeden cel: rozrywkę [str. 748].
Powieść tę czyta się naprawdę świetnie, i choć na początku miałam wrażenie, że wydarzenia są zbyt oczywiste, akcja nabrała rozmachu i niejednokrotnie mnie zaskoczyła. Dla niektórych osób objętość książki pewnie będzie odstraszająca. Zapewniam, że mimo to powieść czyta się bardzo szybko. Nie wiem, jak autorka to zrobiła, ale – szczerze mówiąc – odczucie dominujące po przeczytaniu Hyperversum nie ma nic wspólnego z przesytem czy zmęczeniem. Zdecydowanie jest to niedosyt, a może raczej rozbudzony apetyt. Mam nadzieję, że będzie jakiś dalszy ciąg. Najchętniej natychmiast :-)
******************* Moja ocena: 5,5/6
Dziękuję bardzo Wydawnictwu Esprit za egzemplarz recenzencki.
Mężczyzna pokłócił się z żoną, wstał z koca i podszedł w stronę zielonej budki z lodami.
Ostatnie zdanie:
A Rzym, co by o nim nie mówić, miasto wieczne.
******************
Wyspa Eustachego Rylskiego to zbiór czterech opowiadań: Dziewczynka z hotelu 'Excelsior', Dworski zapach, Jak granit oraz tytułowa Wyspa.
Generalnie bardzo lubię książki, które w jakikolwiek sposób wiążą się z jakąkolwiek wyspą, dlatego już od dłuższego czasu planowałam zapoznanie się z tą pozycją. Chciałam też mieć swoje zdanie na temat Eustachego Rylskiego, o którym docierały do mnie skrajne opinie. Po przeczytaniu Wyspy zdecydowanie przyłączam się do tych negatywnych.
Żadne z opowiadań mnie nie poruszyło. Dla mnie to klasyczne wodolejstwo. Owszem, polszczyźnie Rylskiego prawie niczego zarzucić nie można. Styl, jakim się posługuje, jest bogaty i bardzo obrazowy. Dla przykładu: "Mężczyzna zorientował się po chwili kotłowaniny przed wejściem, że ten dyskretny maÎtre d'hôtel tkwi tu ni w pięć, ni w dziewięć, natomiast znakomicie komponuje się z sytuacją młody kelner z krótko ostrzyżoną głową i szelmowskim uśmiechem na urodziwej, knajackiej twarzy." [str. 23] albo „Nie spuszczając wzroku z twarzy dziewczyny, kierownik rozpiął rozporek i wyzwolił przerośniętego kutasa w pełnej gotowości. W gąszczu rudych kłaków straszny był to zwierz.” [str. 159]. Jednak nie tylko styl decyduje o walorach książki. Może głębokie treści, o których można przeczytać w wypowiedziach krytyków prozy Rylskiego, to jak dla mnie treści zbyt głęboko ukryte. A może ich tam po prostu brak? Lubię literaturę wymagającą od czytelnika wysiłku, ale niekoniecznie nadludzkiego. Dobrnęłam do końca tylko i wyłącznie ze względu na Włóczykijkę – czułam się zobowiązana do przeczytania.
I jeszcze śmieszna rzecz - zdjęcie autora wybrane na okładkę przyprawiało mnie o stan przedzawałowy i atak paniki, zwłaszcza gdy zostawiałam książkę przy łóżku i rano pierwszym widokiem był wyraz twarzy kogoś, kto – nie wiedzieć czemu – tak mocno pokazuje swoją niechęć: do mnie, do świata, do wszystkich.
Jeśli książka miałaby krążyć dalej, to na luźnych zasadach. Sądzę, że nie tylko mnie ciężko czytać prozę obudowaną dziwną tajemniczością i niedopowiedzeniami oraz przytłaczająco kwiecistymi opisami. Nie jestem w stanie napisać niczego więcej o tak nieprzystępnej książce.
Na bezludną wyspę na pewno Wyspy bym nie zabrała – powód: brak prostoty, umiarkowania i smaku. Mimo że nadmorskie klimaty sprzyjają wakacyjnej lekturze, nie polecam.
Jakiś czas temu w recenzji Bujaczka przeczytałam: „mam nadzieję, że ktoś pomoże mi zrozumieć sens tej książki”. Bujaczku, to niestety nie będę ja.
******************* Moja ocena: 2/6 Książkę przeczytałam w ramach akcji Włóczykijka.
Wtóruję Rudowłosej, bo tego dnia wszystko jest proste.
******************
Naga Izabeli Szolc to zbiór dziesięciu opowiadań o kobietach, z których każda doświadcza głębokich doznań związanych z kobiecością. Bohaterki kilku opowiadań cieszą się miłością o różnych odcieniach. Pozostałe przeżywają swój osobisty dramat. Jest wśród nich homoseksualna kochanka, pragnąca dziecka żona, która dowiaduje się, że mężczyzna, którego poślubiła zataił przed nią fakt, że ma dziecko z inną kobietą, narkomanka, córka, która deklaruje nienawiść do swojej matki, świeżo upieczona mama, kobieta, która czuje się mężczyzną, kobieta, która niespodziewanie zostaje wdową. Jedno z opowiadań pokazuje, co czuje kobieta, która padła ofiarą gwałtu, inne zaś odsłania uczucia kobiety, która zachodzi w niepożądaną ciążę. Izabela Szolc uczyniła bohaterkami niektórych opowiadań konkretne postacie znane z rzeczywistości lub literatury - Alicję, która znalazła się po drugiej stronie lustra, Sylvię Plath, Świętą Teresę z Avila oraz Marię Skłodowską-Curie, i przypisała je konkretnym sytuacjom życiowym i ubrała je w uczucia. Najbardziej przypadło mi do gustu opowiadanie Wdowa o znanej polskie noblistce, która straciła męża w wypadku.
Izabela Szolc w trafny sposób obnaża najgłębsze tajniki kobiecej psychiki. Opisane przez nią odczucia wydają się bardzo realne w odniesieniu do kobiet w przedstawionych sytuacjach. Mam wrażenie, że opisy sięgają tak głęboko w sferę kobiecych emocji i uczuć, że nie pozostaje już nic do dodania - kobiety te zostają doszczętnie obnażone. Nienawiść, strach, wstyd, głód, rozpacz, samotność - oto z czym się mierzą. A jednocześnie mają pragnienia - pragną szczęścia i wołają o miłość.
Dla mnie najmniej trafnym elementem książki jest okładka. Na czarnym tle mocno wyróżnia się wyraziście różowy zarys kobiecej postaci oraz seria 'gadżetów', które mają coś symbolizować. Nie będę pisać jakie to 'gadżety', bo nie chcę odbierać następnym czytelniczkom zabawy w zgadywankę, jednak według mnie dobór tych elementów nie jest trafny.
Naga to nie typowa lekka lektura na wakacje. Czas nad nią spędzony daleki jest od relaksu. To jedna z książek, które skłaniają do przemyśleń. Nad tymi opowiadaniami trzeba się zatrzymać, w przeciwnym razie trudno będzie skorzystać z tego przewodnika po trudnej kobiecości.
******************* Moja ocena: 5/6
Dziękuję bardzo wydawnictwu Amea za egzemplarz recenzencki.
To od wróżbiarki, dziwnym trafem spotkanej na lotnisku, usłyszałam, że muszę zabić męża.
Ostatnie zdanie:
Ciekawe, kim się obie staniemy, gdy w końcu dojrzejemy do dorosłości.
******************
Oszukać przeznaczenie to pierwsza książka Joshilyn Jackson, która do mnie trafiła. Do tej pory nie miałam przyjemności zapoznać się z twórczością tej amerykańskiej autorki. Pierwsze spotkanie było na tyle przyjemne, że z chęcią sięgnę po więcej, np. po Gdzie diabeł mówi dobranoc, Widmo czy Bogów Alabamy.
Tym bardziej cieszę się, że dostałam tę książkę od wydawnictwa G+J, bo gdybym najpierw ją zobaczyła, to chyba nie zdecydowałabym się na przeczytanie jej. Okładka kojarzy mi się z klasycznym romansidłem - jaskrawoczerwona sukienka z kwiatową aplikacją spacerującej po łące kobiety. Po lekturze już wiem, że okładka została bardzo trafnie dobrana. Podobnie jest z polskim tytułem powieści - spodziewam się, że znalezienia jakiegoś sensownego odpowiednika angielskiego tytułu (Backseat Saints) nie było proste.
Powieść Oszukać przeznaczenie to studium przemocy domowej przejawiającej się na wszystkich możliwych płaszczyznach - seksualnej, fizycznej, psychicznej, werbalnej, emocjonalnej. Poważny temat, który dla wielu kobiet jest tematem tabu. Bohaterka książki - Rose - doświadcza przemocy ze strony osób, które kocha. Jej dzieciństwo naznacza przeszłość, która ją czeka. Czy uda jej się wyrwać ze szponów brutalnego męża? Czy znajdzie w sobie siłę, aby zmienić swój los?
Joshilyn Jackson prowadzi akcję w bardzo ciekawy sposób. Mimo bardzo szczegółowych opisów osób, wydarzeń i odczuć bohaterów, odniesień do przeszłości, tajemniczości, stopniowego budowania napięcia, akcja posuwa się do przodu bardzo sprawnie.
Uważam, że to lektura obowiązkowa - głównie ze względu na tematykę. Warto dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja kobiet znajdujących się w podobnym położeniu. Żyją sparaliżowane strachem, modląc się o spokojny dzień, stwarzając pozory każdego dnia, nie wyobrażając sobie, że mogłyby bez wstydu komuś powiedzieć o swojej sytuacji.
******************* Moja ocena: 5,5/6
Dziękuję bardzo wydawnictwu G+J za egzemplarz recenzencki.
Kein Engel weit und breit
Tłumaczenie: Monika J. Dykier
Oficyna Wydawnicza Foka
Wrocław 2010
166 stron
*****************
Pierwsze zdanie:
Lato było gorące i upalne, słońce prażyło żywym ogniem.
Ostatnie zdanie:
Przykro mi, że nie potrafiłam pani zaufać.
******************
Anioły stąd odeszły to powieść niemieckiej pisarki Heidi Hassenmüller, adresowana do młodych czytelników.
Główny problem, którego dotyczy książka, to pragnienie akceptacji przez rówieśników i brak tolerancji ze strony grupy. Autorka w doskonały sposób ukazuje przeżycia piętnastoletniej Merel, która praktycznie z dnia na dzień traci swoją "pozycję" w grupie rówieśniczej - na dodatek z powodu, który nie jest od niej w żaden sposób zależny. Każdy dzień w szkole to dla niej walka o przetrwanie i poszukiwanie sposobu, aby znieść poniżenie i niechęć ze strony tych, którzy jeszcze do niedawna podawali się za jej przyjaciół.
Brak tolerancji wobec czyjejś inności oraz nieustające pragnienie bycia akceptowanym to nie jedyne ważkie tematy, które pojawiają się w książce. Kontekst tych problemów jest zarysowany bardzo szeroko, począwszy od relacji w rodzinie Merel (matka bez własnego zdania, ojciec faworyzujący jedno z dzieci, ciotka umieszczona w zakładzie psychiatrycznym), poprzez nastawienie do gier komputerowych, narkotyków, papierosów, szkoły, aż do tak ważnych zagadnień jak śmierć, zaufanie, nienawiść, samotność, pierwsza miłość, szacunek do samego siebie, pomoc innym - czyli wszystko to, co dotyczy nastoletnich czytelników.
Na pewno dzięki opisaniu problemów, z jakimi musiała zmagać się Merel, niejedna osoba doceni swoją sytuację życiową, a wiele spraw, uważanych dotychczas za trudne, zostanie zakwalifikowane do "lżejszej" kategorii. Warto dowiedzieć się, do czego może prowadzić wyobcowanie i skazywanie na samotność osób, które pragną czegoś zupełnie innego - choć odrobiny ciepła i zrozumienia. Warto też zobaczyć, jakie prawa rządzą w grupie i jakie emocje rodzą się w tych, którzy są "po drugiej stronie".
Według mnie książka ta powinna znaleźć się na liście lektur obowiązkowych, choć polecam ją również starszym czytelnikom. W końcu z mobbingiem mamy do czynienia nie tylko w szkole. Trudne, ale prawdziwe.
*******************
Moja ocena: 6/6
Dziękuję bardzo Oficynie Wydawniczej Foka oraz portalowi Sztukateria za egzemplarz recenzencki.
Ania Shirley, bohaterka serii książek kanadyjskiej pisarki Lucy Maud Montgomery, od lat podbija serca czytelników na całym świecie. Od czerwca polscy czytelnicy (a może raczej czytelniczki) mogą zapoznać się z dalszymi losami rodziny bohaterki, ponieważ właśnie ukazała się dziewiąta z kolei historia z cyklu książek o Ani z Zielonego Wzgórza - Ania z Wyspy Księcia Edwarda. Jest to pełne wydanie ostatniej książki Montgomery, które wcześniej było publikowane, jednak w wersji niepełnej i pod innym tytułem (The Road to Yesterday, 1974, w Polsce Spełnione marzenia, 2008). Największym zaskoczeniem okazał się dla mnie fakt, że na powieść tę trafił mężczyzna - kanadyjski badacz i znawca twórczości Lucy Maud Montgomery Benjamin Lefebvre z University of Guelph.
Muszę przyznać, że po przeczytaniu opinii, że to już nie ta sama Ania, ze sporym niepokojem przystąpiłam do czytania tej książki. Z jednej strony byłam bardzo ciekawa, jak dalej potoczyły się losy rodziny Blythe'ów, a z drugiej nie mogłam wyobrazić sobie innej Ani.
Dziewiąta część Ani składa się z kilkunastu opowiadań, przeplatanych poetyckimi wspominkami rodzinnymi, na których Blythowie czytają wiersze Ani i Waltera (syna Ani i Gilberta). Ania i jej rodzina wydają mi się w pełni pogodzeni z tym, co ich spotkało. Nie tryskają optymizmem, ale nie odczułam też, żeby ich wspomnienia były przytłaczające. Co innego opowiadania. Autorka poruszyła w nich naprawdę trudne tematy. Mamy tu do czynienia z osobami, które są u kresu życia, oraz z ludźmi, których sposób postępowania pozostawia wiele do życzenia. Znajdziemy wśród nich męża brutala, zazdrosną krewną zatruwającą życie swojej rodzinie, ojca, który nie może pozostać ze swoim synem, rodzinę zachłanną na pieniądze. Ponadto, jest w nich mowa o tęsknocie za prawdziwym domem, o parach, które los najpierw rozdziela, a potem łączy na nowo, o zażegnanych sporach oraz wybaczonych i niewybaczonych winach, o starości i śmierci. Tematyka sprawia więc, że książka L.M. Montgomery staje się dużo bardziej refleksyjna niż poprzednie.
Mam nadzieję, że - podobnie jak mnie - Ania z Wyspy Księcia Edwarda przypadnie do gustu wielbicielkom Ani. Aby mieć pełny obraz twórczości Lucy Maud Montgomery warto zapoznać się z jej zmieniającym się poglądem na rzeczywistość, który wplotła w życie najpopularniejszej ze stworzonych przez siebie bohaterek literackich.
Moja ocena: 5/6
Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za umożliwienie mi przeczytania tej książki.
Stał w oknie nowoczesnego domu wybudowanego naprzeciw niej, codziennie patrząc na smutek obdrapanych i obłażących z farby ścian.
Ostatnie zdanie:
Wieczorem Stefania stawała w oknie mieszkania i patrzyła na pięknie oświetlony budynek, uśmiechała się i powtarzała cicho pod nosem słowa widniejące na szyldzie: "Restauracja i kawiarnia Sussan i Przyjaciele".
******************
Kamieniczka to mała, ładnie wydana, niewielka książeczka, otwierająca serię Widokówki. Okładka z rysunkiem stylizowanym na ołówkowy obrazek, przedstawiający stylową kamieniczkę i czarne ptaszyska jak u Hitchcocka, wygląda zachęcająco.
Na pierwszy rzut oka odnosi się wrażenie, że jest to zbiór opowiadań. Dopiero po przeczytaniu kilku z nich okazuje się, że spokojnie można je potraktować jako rozdziały książki, w której klamrę kompozycyjną stanowią dwa opowiadania zatytułowane Kamieniczka - jedno na początku, drugie na końcu książki. Opowiadania w zasadzie nie są ze sobą powiązane. Każde z nich ma innego głównego bohatera. Jest jednak coś, co je łączy. Każdy z bohaterów doświadcza trudności w swoim życiu i próbuje sobie z nimi poradzić. Bohaterowie, którym Edyta Szałek namalowała literackie portrety to my wszyscy, którzy doświadczamy trudu codzienności, próbujemy poradzić sobie z emocjami, różnimy się od siebie, żyjemy obok siebie, czasem nic o sobie nie wiedząc.
Bardzo mi się podoba sposób, w jaki Edyta Szałek przedstawia bieg wydarzeń oraz rozterki bohaterów. Wnikliwość i przenikliwość, a za razem poczucie taktu i wrażliwość to coś, co niełatwo zestawić ze sobą.Sposób opisywania postaci i ich przeżyć pozwala popatrzeć na każdego z nich przed dłuższą chwilę - tak, jak patrzyłoby się na namalowany obraz. Jeśli stąd jest pomysł na nazwę serii, to muszę przyznać, że bardzo do niej pasuje.
Myślę, że ta niepozorna książeczka zasługuje na uwagę. Warto zobaczyć, jak można pisać o trudnych sprawach z wyczuciem i delikatnością.
*******************
Moja ocena: 5/6
Dziękuję bardzo wydawnictwu Amea za egzemplarz recenzencki.
Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu
Harosław Jaszek
IMG Partner
2011
144 strony
*****************
Pierwsze zdanie:
Odłożyłem słuchawkę telefonu i zachowałem się tak, jak ludzie w moim wieku nie powinni się zachowywać: poskoczyłem z radości.
Ostatnie zdanie:
Przecież tyle miałem do zrobienia...
****************
Gdybym miała całodobową księgarnię pod oknem, albo nawet po przeciwnej stronie ulicy, to z pewnością pogalopowałabym teraz dzikim pędem po książkę Harosława Jaszka Jak niczego nie rozpętałem. Powód? Przeczytałam właśnie nową książkę tego autora - Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu i chciałabym w trybie natychmiastowym przeczytać również tę pierwszą, licząc na to, że będzie to równie świetna zabawa. A nieczęsto mi się zdarza ubawić się po pachy w trakcie czytania książki. Nie sposób przedstawić uroków tej niepozornej z wyglądu książeczki pełnej rozbrajających spostrzeżeń. Sarkazm i wysoce kulturalna ironia zawarte w niezwykle inteligentnym sposobie przedstawienia 'przygody' narratora, jaką była praca w sporym przedsiębiorstwie, to coś, co wyróżnia książkę Harosława Jaszka Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu.
Przedsiębiorstwo, w którym rozgrywa się akcja to firma o wdzięcznej nazwie Nethol, zajmująca się rozwojem rynku... otwieraczy do puszek. Praca w światowym koncernie to dla wielu osób szczyt marzeń. Bohatera książki Jaszka spotyka to szczęście - zostaje zatrudniony w Netholu. Propagowane przez zarządzających koncernem hasła robią wrażenie - Polegamy na sobie, Troszczymy się o klientów, Dotrzymujemy słowa. Zdawać by się mogło, że pracownika czeka tu idylla. Firma wyznaje zasady - żeby nie powiedzieć ideologię - które mówią o dbałości o pracowników, o tym, że zawsze widzi się cel, że chce się poprawiać świat. Ale mówić to jedno, a robić drugie... Nie wystarczą umieszczone na ścianach plakaty, głoszące wzniosłe, lecz nierzeczywiste slogany. Zupełnie jak kiedyś...
Pełna idylla niezupełnie jest możliwa. Aby duże przedsiębiorstwo działało bez zarzutu, potrzebne są też procedury. Nie szkodzi, że bezsensowne. Procedury to procedury - trzeba się ich trzymać. Brzmi znajomo? Ilu bezsensownym procedurom poddajemy się, idąc przez życie, każdy wie. A co się dzieje z takimi osobami, które nie chcą się im poddać; które nie chcą tańczyć tak, jak im zagrają; które umieją myśleć samodzielnie; które mają swoje zdanie? Sensowne działania wśród takich ludzi jak Miękisz, Śliski, Buraczyński, Lodowski nie jest łatwe. Nazwiska mówią same za siebie :-)
Według mnie doświadczenia z pracy w światowym koncernie opowiedziane przez bohatera, to nie tylko zabawna historyjka, ale również odpowiedź na takie pytania: czy można jednak pozostać sobą i zachować swoje wartości wśród ludzi, którzy mają inne spojrzenie na rzeczywistość oraz czy jest możliwe, żeby - mając do pokonania bezsensowne procedury - zrobić jednak coś sensownego. Jaka jest odpowiedź - warto sprawdzić.
Dodatkowo jest w książce Harosława Jaszka coś, co uwielbiam - niebanalna zabawa słowami i pomysłowe słowotwórstwo, a może raczej 'akronimotwórstwo', czyli na przykład IAIA (Improvement Actions Implementation Average) czy PSAMI (Personnel Satisfaction and Motivation Investigation). Również tytuły rozdziałów, które nabierają dodatkowego znaczenia, kiedy im się dobrze przyjrzymy, na przykład "Zmiany Są Motorem Postępu" :-)
Myślę, że wystarczy, jeśli jako podsumowanie umieszczę życzenia dla kolejnych czytelników: "Miłej zabawy" :-)
Szli całą szerokością drogi, byli hałaśliwi i zadziorni, bo podpici.
Ostatnie zdanie:
Czy owa droga jest każdemu z góry przypisana, czy też może sami sobie ją wybieramy?
*********************
Franciszek Szczęsny, autor powieści Kamienista droga, urodził się w 1946 roku na Kaszubach, gdzie spędził swoje dzieciństwo i młodość. Obecnie mieszka w Gdańsku. Jest zawodowym oficerem Wojska Polskiego w stanie spoczynku. Inne książki Szczęsnego to Na przekór, W krainie Gryfa, Gryf Pomorski, bajki dla dzieci – również w języku kaszubskim.
Z tego, co przeczytałam o autorze wynika, że zależy mu na szerzeniu wiedzy o Kaszubach, ponieważ akcja jego książek zawsze ma miejsce na Pomorzu i jest wzbogacana elementami historycznymi. Sprawdza się to w przypadku książki Kamienista droga. Jej akcja rzeczywiście rozgrywa się w wiosce kaszubskiej niedługo po zakończeniu wojny. Autor przedstawia nie tylko obyczajowość polskiej wsi tamtych czasów, lecz także wplata informacje z historii.
Bohaterowie Kamienistej drogi to zwykli ludzie zmagający się z codziennością. Mariola, główna bohaterka, to wiejska dziewczyna, która nie zaznała w swoim życiu zbyt wiele ciepła i życzliwości. Andrzej, przesiedleniec ze wschodu, nie do końca czuje się w wiosce jak u siebie. Kazik, rozsądny młodzieniec, doznaje rozczarowania w miłości. Zyta, matka Marioli, to prosta kobieta, zagłuszająca w sobie wszelkie ludzkie odruchy i uczucia. Marcin, ojczym Marioli, mimo że zastraszony przez żonę, stara się wspierać Mariolę. Jan Bieszke, ojciec Marioli, człowiek, który nie odnalazł się w rzeczywistości. Nauczyciel Kolke, członek TOW Gryf Pomorski (TOW "Gryf Pomorski" – polska wojskowo-cywilna organizacja konspiracyjna o charakterze katolickim, działająca na Pomorzu i w części Prus Wschodnich w okresie od poł. 1941 r. do końca marca 1945 r. [info z Wikipedii]), opowiada o czasach okupacji hitlerowskiej. Dla mnie ci wszyscy bohaterowie to ludzie szukający miłości. Każde z nich ponosi konsekwencje, które niesie ze sobą jej brak. Tylko czy ci ludzie są winni tego, że właśnie tacy są i że spotyka ich taki, a nie inny los? Autor zostawia czytelnika z pytaniem o możliwość kształtowania własnego losu, stawiając ważne pytania:
A stary kościelny obserwując ich ukradkiem, zadumał się nad niezwykłością ludzkich dróg życia. Zastanawiał się, jak to jest z tą drogą, którą każdy człowiek otrzymuje, rodząc się, i jaką przyjść musi aż do śmierci. Dlaczego dla jednego jest to długi, prosty, szeroki i gładki trakt? Jego życie bywa łatwe i przyjemne. A dla drugiego jest to krótka, kręta i kamienista dróżka. Jej przejście bywa prawdziwa udręką. Czy owa droga jest każdemu z góry przypisana, czy też może sami sobie ją wybieramy? [str. 161-162]
Polecam nie tylko tym, którzy chcą się nad tym zastanowić.
Miałam wrażenie, że bohaterowie nie zastanawiają się nad swoim losem. Żyją tak, bo tak toczy się ich życie. Nie marzą o tym i nie dążą do tego, aby odmienić los swój i swoich bliskich.
Powieść wydaje się bardzo realistyczna. Występują tu elementy typowe dla polskiej wsi tego okresu - plotki, zabobony, odbieranie prawa do wyrażania własnego zdania, ślepe posłuszeństwo, zawiść i zazdrość, podkładanie „świń”, nadużywanie alkoholu, „szufladkowanie” ludzi.
Kamienista droga to jedna z tych książek, których bogactwo stanowi prostota. Proste opisy relacji i sytuacji doskonale współgrają z prostotą bohaterów. Bogactwem jest to, że niełatwe i zawiłe losy, życie które jest mocno pogmatwane i wcale nieproste, udało się autorowi przedstawić w tak prostych słowach.
*********************
Moja ocena: 4,5/6
Dziękuję bardzo wydawnictwu Novae Res za egzemplarz recenzyjny.
Lustrzane odbicie - Audrey Niffenegger Her Fearful Symmetry
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Wydawnictwo Nowa Proza
Data wydania: 22 września 2010
532 strony
************
Pierwsze zdanie:
Elspeth umarła w chwili, gdy Robert stał przed automatem i przyglądał się strumieniowi herbaty spływającemu do małego plastikowego kubka.
Ostatnie zdanie:
Tak samo minęły kolejne dni i po jakimś czasie zrozumiała, że nie zobaczy go już nigdy więcej.
**************
Powieść Lustrzane odbicie to dla mnie pierwsze spotkanie z amerykańską pisarką Audrey Niffenegger, autorką opublikowanej wcześniej w Polsce książce Żona podróżnika w czasie (2004). Nie czytałam tej powieści, więc za bardzo nie wiedziałam, czego oczekiwać. Zachęcił mnie tytuł, ładna okładka i informacja, że książka jest o bliźniaczkach. A że zawsze chciałam mieć siostrę bliźniaczkę, oczywiście jednojajową, między innymi po to, by móc robić nieziemskie numery, to pomyślałam, że ta książka może mi przypaść do gustu.
W Lustrzanym odbiciu poznajemy dwie pary sióstr bliźniaczek. Elspeth i Edie rozdzielił los i przez wiele lat żyły z dala od siebie. Z kolei Valentina i Julia przez dwadzieścia lat były ze sobą tak mocno związane, że nie istniały bez siebie. Poznajemy je, kiedy opuszczają dom rodzinny i rozpoczynają dorosłe życie z dala od rodziców. Czy uda im się oddzielić od siebie i zacząć żyć własnym życiem czy może potrzeba dzielenia z siostrą życia przerośnie wszystkie inne potrzeby? A może przeciwnie – pragnienie oderwania się od bliźniaczki stanie się najważniejszym celem życia?
Lustrzane odbicie nie jest powieścią stricte o relacji siostrzanej między bliźniaczkami. Właściwie nie wiem, do jakiego rodzaju książek je zaliczyć. Jest to częściowo powieść obyczajowa, której akcja rozgrywa się w Londynie nieopodal cmentarza Highgate, czasem wymienianego jako jedna z turystycznych atrakcji Londynu. A że Robert, jeden z głównych bohaterów, jest wolontariuszem oprowadzającym turystów po tym cmentarzu i pisze pracę naukową na temat tego zabytkowego miejsca, można też uznać tę powieść za powieść z elementami historycznymi. Lustrzane odbicie to również prezentacja rozmaitych relacji międzyludzkich i typów osobowości, co sprawia, że mogłaby być nazwana powieścią psychologiczną, gdyby nie to, że rysy psychologiczne bohaterów i ich relacje nie są zarysowane wystarczająco głęboko, by móc je dogłębnie przeanalizować. Raczej jest tak, choć nie jest to w powieści nazwane bezpośrednio (oprócz choroby Martina), że każdy z głównych bohaterów zmaga się z problemem psychicznym – fobia społeczna plus myśli samobójcze (Valentina), agorafobia i nerwica natręctw (Martin), nieumiejętność poradzenia sobie ze stratą bliskiej osoby (Robert), uzależnienie od drugiej osoby i zaburzenia własnej tożsamości (Julia). Są też elementy romansu, które jednak nie przyczyniłyby się raczej do zakwalifikowania tej powieści do tego gatunku literatury. Oprócz tego wszystkiego jest jeszcze element fantastyczny – jedną z ważnych postaci jest duch Elspeth, ale za mało straszny, by móc mówić o horrorze czy thrillerze. Nie jest to więc konkretny typ powieści, ale rodzaj literackiego collage’u, dzięki czemu książka ma szanse trafić w gust czytelników o różnych preferencjach literackich.
Książka zaskoczyła mnie jeszcze jednym elementem. Zawsze przy literaturze obcojęzycznej sprawdzam tytuł oryginału. W przypadku Lustrzanego odbicia tym dokładniej, bo poprzednia książka Niffenegger The Time Traveler's Wife została wydana również pod innymi tytułami: Miłość ponad czasem: Historia inna niż wszystkie i Zaklęci w czasie.
O ile polski tytuł wydał mi się dopasowany i zupełnie jasny, o tyle angielski tytuł Her Fearful Symmetry mocno mnie zastanowił. Nawiązuje bowiem do jednego z popularnych wierszy Williama Blake’a Tyger, w którym autor pyta, czy jakaś nieśmiertelna ludzka ręka lub ludzkie oko potrafi określić przerażającą symetrię tygrysa. W Lustrzanym odbiciu nie ma niczego, co można by uznać za przerażające.
Książka na pewno znajdzie wielu zwolenników. Ci z Was, którzy lubią poprzyglądać się różnorodnym typom ludzi i ich problemom, jak i ci, którzy lubią zjawiska paranormalne, powinni być usatysfakcjonowani.
W mój gust Audrey Niffenegger raczej nie trafiła. Cała opowieść zajmuje aż 530 stron. Miałam wrażenie, że spokojnie można by pominąć niektóre fragmenty i okroić nieco tę historię. Podobało mi się natomiast to, że autorka nie wykorzystała elementu, jakim jest obcowanie z duchami jako „straszaka”, lecz pokazała możliwość współistnienia tego, co niewidzialne z tym, co widzialne i namacalne.
*********************
Moja ocena: 3,5/6
Dziękuję wydawnictwu Nowa Proza za egzemplarz recenzyjny.
**********************
Idąc tropem tygrysa, dodaję special bonus, którym tym razem jest piosenka Katie Melua Tiger in the Night.
Myślę, że niejeden z bohaterów Lustrzanego odbicia mógłby podśpiewywać sobie tę piosenkę o tym, jak ważna jest dla kogoś obecność drugiej osoby, i ile siły ta obecność wlewa w życie.
Po wymieszanu Blake’a z Katie Melua wyjdzie całkiem ładna zwrotka:
You are the tiger burning bright
Tyger! Tyger! burning bright
Deep in the forest of my night
In the forests of the night,
You are the one who keeps me strong in this world.
What immortal hand or eye
Could frame thy fearful symmetry?
Ostatnie zdanie: Istnieją konkretne formy pracy - o tym też wiesz.
**********
Układanie hierarchii wartości jest dla człowieka niezwykle istotnym procesem. W jakimś momencie życia każdy z nas zadaje sobie pytanie, co jest dla niego ważne, co stanowi największą wartość. Książka Co jest ważne? Wartości w twoim życiu Uwe Böschemeyera, ewangelickiego teologa, filozofa, psychologa i psychoterapeuty, jest doskonałą pomocą w podjęciu tak ważnego kroku jak zastanowienie się nad tym, co jest istotne dla nas i zdefiniowanie swoich własnych wartości.
Autor w żaden sposób nie narzuca swojego światopoglądu, ale rzetelnie i rzeczowo wyjaśnia mechanizmy zachodzące we wnętrzu człowieka. Daleki jest jednak od przedstawiania rozbudowanych wywodów psychologicznych. Są to po prostu krótkie wyjaśnienia i opisy tego, co może dziać się w nas na co dzień zupełnie podświadomie, czego nie nazywamy i nad czym się nie zastanawiamy. W książce znajdziemy na przykład wskazówki dotyczące tego, jak żyć teraźniejszością, jak przezwyciężać stres, przygnębienie, nałóg; przeczytamy o odpowiedzialności za siebie, o sensie, nadziei, wierze w siebie, o godzeniu się z upływającym czasem.
Nie jest to książka „do poduszki”. Zebrane myśli i pytania, skłaniające do rozmyślań, sprawiają, że książka może być używana na co dzień jako podręcznik do pracy nad sobą. Na pewno niejedna osoba znajdzie w niej pytania i wskazówki przydatne w trudnych sytuacjach życiowych. Odkrywanie tego, co dla nas ważne, jest nieustannym dynamicznym procesem. Nawet jeśli wydaje nam się, że mamy stabilne, niezmienne wartości, niejednokrotnie życie zmusza nas do zweryfikowania swojego spojrzenia na rzeczywistość, a to zwykle nie przebiega bezboleśnie. A żeby przetrwać potrzebne są konkretne rozwiązania i wsparcie. W książce Uwe Böschemeyera znajdziemy jedno i drugie.
Autor dedykuje swoją książkę Co jest ważne? ludziom, którzy chcą kształcić swoją osobowość i rozumieć więcej, poszukują sensu, muszą zacząć od nowa, muszą się zmierzyć z trudną sytuacją lub pracują z ludźmi. Krótko mówiąc, dla tych, dla których dobre życie jest wielką wartością.
***********
Moja ocena: 5,5/6
Dziękuję bardzo wydawnictwu WAM i portalowi Sztukateria za egzemplarz recenzyjny.