poniedziałek, 12 września 2011

Niewinność zagubiona w deszczu - Eduardo Mendoza


Niewinność zagubiona w deszczu
Eduardo Mendoza


Wydawnictwo Znak literanova
Kraków 2011
136 stron

*****************
Pierwsze zdanie:
   W latach pięćdziesiątych naszego wieku żył w San Ubaldo de Bassora (prowincja Barcelona) pewien bogacz, Augusto Aixiela de Collbato
Ostatnie zdanie:
  Pod tym chaotycznym i niewczesnym wyznaniem było jeszcze parę linijek jakiejś bazgraniny, tak jakby ręka, która stawiała te znaki, wykonywała mechaniczne ruchy wówczas, gdy duch, co nią rządził, przekroczył już granice tego świata
******************

Zastanawiam się, jak nazwać to „coś”, co jest w książkach Mendozy, co decyduje o popularności autora i poczytności jego książek. Pierwsza cecha książek Mendozy, która mi się nasuwa po kilkukrotnym zetknięciu z jego twórczością, to różnorodność. Druga – niebanalność. Trzecia – poczucie humoru. Czwarta – styl i szyk. Piąta – wyobraźnia. Autor imponuje mi różnorodnością stylu i otwartością na różnorodność formy. Jak na razie zaskoczył mnie za każdym razem. Zero powtarzalności, zero szablonów, zero banalności.

W „Niewinności zagubionej w deszczu” przede wszystkim zaskoczyła mnie forma… Nie mogę napisać ‘forma powieści’, bo klasyczną powieścią ta książka nie jest. Zresztą sam autor we wstępie wyjaśnia, że miał zamiar napisać sztukę teatralną, ale wyszło mu coś innego :-) Styl jaki przyjął Mendoza jest bardzo nietypowy i wymagający. Nie ma tu klasycznych dialogów, ale wszystko jest pisane tzw. „jednym ciągiem”. Owszem, autor zaznacza, kto wypowiedział daną kwestię, ale mimo tego przyzwyczajenie się do takiego sposobu opisu wydarzeń chwilę trwa.

Sam temat nie powala oryginalnością: jest ‘ona’ – Consuelo, przeorysza zakonu w położonym nieopodal katalońskim miasteczku, i ‘on’ – don Augusto, czyli Don Juan i Casanova w jednym. Co wyniknie z ich znajomości – domyślić się nietrudno. Nie jest to jednak banalny romans i puściutkie romansidło. Sądzę, że osobom, które lubią klasyczne romanse opowiastka Mendozy niekoniecznie by się podobała, chociaż… Jeśli odpowiadają im również romanse z przesłaniem, to w „Niewinności…” można je znaleźć. Przerysowując charakter przeoryszy Consuelo i don Augusta, autor pokazuje jak sfera uczuciowa potrafi zdominować racjonalne zachowania i spowodować upadek przyjętych zasad. Jednak największy ‘upadek’ bohaterki nie jest najważniejszy. Owszem, upada i to z hukiem, ale nie zmienia to faktu, że nadal jest dobra, otwarta na cierpienie drugiego człowieka i gotowa pomagać. Czy jej ‘upadek’ spowoduje, że jej dobre uczynki zostaną przekreślone? I co jest gorsze – nieoczekiwane i ‘zakazane’ uczucie czy bycie rozbójnikiem lub kobieciarzem? Mendoza nie opowiada się po niczyjej stronie. Po prostu opisuje sytuacje i wydarzenia i zostawia z tym czytelnika, skłaniając go do zastanowienia się nad sytuacją. I to mi się podoba.

Dzięki tej książce uświadomiłam sobie, czym jest to „coś”, co do Mendozy przyciąga – to nietuzinkowość i oryginalność oraz umiejętność zdystansowania się i unikania wartościowania opisywanych sytuacji. Na pewno jeszcze sięgnę po kolejne jego książki.

*******************
Moja ocena: 5/6

Dziękuję bardzo wydawnictwu Znak
za egzemplarz recenzencki.

3 komentarze:

  1. Dobrze uchwyciłaś tajemnice tego pisarza, podpisuję się pod nimi dwiema rękami :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam z Mendozą ogromny problem, nie przypada mi do gustu jego styl.
    Nie wiem czy sięgnę po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisanyinaczej, cieszę się, że mamy podobne zdanie :-)

    Biedronko, wcale się nie dziwię :-) Ja też nie wszystko przełknęłam. Rzadko mi się zdarza porzucać książkę w trakcie czytania, a Mendozę to u mnie spotkało :-) Tyle że w przypadku innej książki :-)

    OdpowiedzUsuń