Tytuł oryginału: A Song in the Daylight
Tłumaczenie: Katarzyna Malita
Wydawnictwo Świat Książki
Warszawa 2013
688 stron
Literatura amerykańska
Gatunek: powieść obyczajowa
Nazwisko Paulliny Simons kojarzy się przede wszystkim z Jeźdźcem Miedzianym i kolejnymi częściami trylogii, która zauroczyła niejednego czytelnika. Czytałam tylko tę pierwszą część i pamiętam, że rzeczywiście była to powieść niezwykle emocjonująca. Dlatego też po Pieśni o poranku spodziewałam się podobnych emocji.
Pieśń o poranku to studium kłamstwa i zdrady. To skrupulatny zapis przeżyć czterdziestoletniej Larissy, która wdaje się w fatalny w skutkach romans z młodszym od niej o dwadzieścia lat Kaiem. Sytuacja życiowa Larissy z pozoru nie pozostawia nic do życzenia – wydawałoby się, że kobieta ma wszystko, czego potrzeba do szczęścia: kochającego męża, troje zdrowych dzieci, piękny dom, życie w luksusie... A jednak czuje się niespełniona... Spotyka na swej drodze atrakcyjnego dwudziestolatka i traci dla niego głowę. Romans tych dwojga jest w zdecydowanym centrum uwagi przez znaczną część powieści. A szkoda, bo autorka podjęła jeszcze kilka ciekawych wątków – dramat Che, przyjaciółki ze studiów, która zamieszkała na Filipinach, czy wątek detektywistyczny, który bardzo szybko został porzucony.
Choć książkę tę czyta się całkiem dobrze, to po przeczytaniu jednej trzeciej miałam zamiar ją odłożyć, bo byłam zniesmaczona głupotą i wyrachowaniem bohaterki oraz jej kombinowaniem, a także rozbudowanymi scenami łóżkowymi powtarzającymi się do znudzenia. Trwałam jednak dzielnie, wmawiając sobie, że sztuką jest też stworzenie tak negatywnej bohaterki jak Larissa. Czekałam więc cierpliwie, licząc na więcej. O ile doczekałam się „więcej”, o tyle nie doczekałam się „lepiej” ;-) Powieść liczy bowiem prawie siedemset stron, po których chciałoby się dostać satysfakcjonujące zakończenie. Tymczasem autorka ciągnie akcję na siłę i w rezultacie wybiera najgorszą z możliwych opcji zakończenia tej historii.
Polecam Pieśń o poranku tylko tym czytelnikom, którzy już mieli do czynienia z Paulliną Simons i wiedzą, jak pisze. Wiele osób pewnie z przyjemnością wczyta się w skrupulatne opisy skrywanych pragnień i namiętności, pozna do czego prowadzi balansowanie na granicy szaleństwa, poobserwuje mechanizmy, które zaciemniają umysł i nie pozwalają na trzeźwą ocenę sytuacji życiowej. Ja jednak miałam wrażenie, że to zaciemnienie umysłu dopadło większość bohaterów, oczywiście z Larissą na czele, i trochę miałam ich dość. Miałam ochotę krzyknąć: „Niech ktoś wreszcie otworzy oczy!”.
Mam wrażenie, że Paullina Simons chciała stworzyć powieść bardzo kontrowersyjną, a wyszła jej powieść średniej jakości – bez przesłania, z pustą, samolubną bohaterką, i trochę przydługa. Dla normalnej kobiety nie istnieje wybór między własnymi dziećmi a kochankiem, który jest niewiele starszy od najstarszego dziecka. Mimo wszystko jednak Paullina Simons pisze w sposób na tyle intrygujący, że nie dałam rady odłożyć Pieśni o poranku na półkę „Niedokończone”, ale musiałam z ciekawości sprawdzić, jakie zakończenie wybierze.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie wydawnictwu Świat Książki.
Książkę zaliczam do wyzwań Pod hasłem: PORY
Wyzwanie osobiste - Lista nr 3: Posmakowałam, chcę więcej...
Autorka nie jest mi znana, ale mam ochotę na "Jeźdźca miedzianego".
OdpowiedzUsuńPolecam!
Usuń"Polecam Pieśń o poranku tylko tym czytelnikom, którzy jeszcze nie mieli do czynienia z Paulliną Simons i wiedzą, jak pisze." Coś mi nie gra w tym zdaniu. Chyba nie można nie mieć do czytania z autorką i jednocześnie wiedzieć jak pisze... Coś się chyba pokręciło.
OdpowiedzUsuńJa również uważam, że autorka nie stanęła na wysokości zadania. Powieść owszem kontrowersyjna, ale niedopracowana.
Jusssi, oczywiście zabrakło "nie" - dzięki, poprawiłam ;-)
UsuńTeraz mi pasuje :) Czepialska jestem... :)
UsuńNie czepialska, tylko dokładna :-) Dobrze, że mi wskazałaś błąd, bo ich nie lubię :-)))
UsuńPo przeczytaniu opisu fabuły byłam całkiem zainteresowana, ale Twoja opinia chyba mnie zniechęciła do tej książki. Może zacznę od jakiś innych powieści tejże autorki.
OdpowiedzUsuńJeźdźca miedzianego polecam jak najbardziej. Pieśń o poranku też nie czyta się źle, ale ta bohaterka taka beznadziejna...
UsuńCzytam Simons, wiec pewnie kiedys i ta ksiazke przeczytam, mimo iz srednia;)
OdpowiedzUsuńCzasem warto popatrzeć na takiego antybohatera ;-)
Usuń
OdpowiedzUsuńMimo, że "Pieśń o poranku" zbiera średnie oceny wśród czytelników i tak chcę ją bardzo przeczytać. Dotychczas spośród powieści tej autorki tylko "Letni ogród" był dla mnie nudną lekturą. Pozostałe uważam za rewelacyjne:)
To może i ta przypadnie Ci do gustu. Będę ciekawa Twojej opinii ;-)
Usuń
UsuńPrzepraszam za błąd - "Ogród letni" :))
Trylogię o Tatianie i Aleksandrze prawie przeczytałam, ale na więcej tej autorki nie mam ochoty :)
OdpowiedzUsuńJa sobie właśnie wyrabiam zdanie :-) Trylogię pewnie dokończę.
UsuńPrzeczytam :-). "Jezdzca miedzianego" wprawdzie zniesc nie moglam i porzucilam, ale inne ksiazki tej autorki bardzo mi sie podobaly :-).
OdpowiedzUsuńPewnie, warto sprawdzać samemu :-)
UsuńWalczę ze sobą - czytać czy nie? Mam ostatnio mało czasu i dobieram lektury z wielką skrupulatnością, dlatego nie wiem, czy przeczytanie prawie 700 stron takiej fabuły nie okazałoby się niemożliwym wyzwaniem. Polubiłam Simons za trylogię o Tatianie i Aleksandrze, ale z kolei przez "Dziewczynę na Times Square" nie byłam w stanie przebrnąć.
OdpowiedzUsuńJeszcze się zastanowię, czy warto sięgać po "Pieśń o poranku".
Niestety nie czytałam jeszcze "Dziewczyny na TS", więc nie mogę powiedzieć, czy pod jakimś względem podobna do "Pieśni...". Fakt, że książka gruba. Ale w sumie czyta się szybko. Tyle że ta bohaterka taka antypatyczna jak dla mnie. No a 700 stron z nielubianym bohaterem to ciężki orzech do zgryzienia ;-)
UsuńMam w planach Jeźdźca miedzianego i chyba wolę swoją przygodę z twórczością tej autorki zacząć właśnie od tej książki, wtedy zdecyduję czy przeczytać Pieśń o poranku :)
OdpowiedzUsuń