piątek, 2 marca 2012

Zapraszam do stołu. Kuchnia Jerzego Knappe

Zapraszam do stołu. Kuchnia Jerzego Knappe

Agnieszka Pilaszewska
Dorota Kwiecińska
Anna Chwilczyńska

Wydawnictwo Literackie

Kraków 2011

200 stron

*****************

Pierwsze zdanie:
Kucharze nie powinni przemawiać, powinni gotować.
Ostatnie zdanie:
Zapraszam do stołu.
**************
Mam braki w wiedzy ‘serialowej’, ale jakoś specjalnie tego nie żałuję, ani nie ukrywam, ani też się nie wstydzę. Mam nadzieję, że nie jestem jedyna. Sądzę więc, że dla takich ignorantów w dziedzinie telewizyjnych seriali, okładka z kucharzem na okładce wywoła jednoznaczne skojarzenie - Jerzy Knappe to kolejny znany kucharz obok Pascala Brodnickiego, Karola Okrasy czy Jamie Oliviera. No a oprócz tego  jest on prawdopodobnie bratem bliźniakiem Borysa Szyca... Rzeczywiście pierwsza moja myśl była taka, że „on mi kogoś przypomina”. A potem już szybko okazało się, że Jerzy Knappe to postać fikcyjna. Choćby z tego względu byłoby lepiej, gdyby z okładki - zamiast popularnego ostatnio aktora -  uśmiechała się do nas na przykład ośmiornica. Jeśli chodzi o moje aktorskie gusta, to wolałabym tam chyba zobaczyć na przykład małże świętego Jakuba lub ossobuco milanese.

Całe szczęście nie trzeba oglądać serialu, żeby w pełni skorzystać z książki Zapraszam do stołu. Kuchnia Jerzego Knappe. Proponowane tam przepisy są w większości łatwe do przyrządzenia i zdrowe. Nie brak też przepisów na dania wykwintne, czy takie, które wydają  się trudne do zrobienia. Jednak z Jerzym Knappe nawet rolada serowa czy ozór wołowy w koperkowym sosie to nic strasznego. Jest sporo przepisów na dania z wykorzystaniem makaronu, więc trudno, żeby książka mi się nie podobała, bo makaron to podstawa mojego wyżywienia. Penne z kuleczkami po bolońsku, tagliatelle z boczkiem i ricottą, spaghetti z okruchami i miętą... żyć, nie umierać! Dla mnie hitem są naleśniki amerykańskie i zupa serowa – nie dość, że przygotowuje się je błyskawicznie, to jeszcze pychota. 

Tak w ogóle to o ile za samym gotowaniem jakoś szczególnie nie przepadam, o tyle czytać o gotowaniu uwielbiam. Dla miłośników serialu Przepis na życie dodatkową atrakcją będzie „obudowa serialowa” – zdjęcia i wtrącenia dotyczące wydarzeń i bohaterów serialu. 

Generalnie fajne przepisy - mam ochotę wypróbować większość z nich. Nie sądzę, żebym dała się namówić na pooglądanie serialu Przepis na życie, ale kremem z białej czekolady z wiśniami chętnie się uraczę.

Krótko mówiąc:
Prosto, Praktycznie, Pysznie
*****************
PODSUMOWANIE
O - okładka - Ośmiornica byłaby lepsza
C - ciekawa? - Ciekawy pomysł na przekazanie prawdziwych przepisów przez bohatera serialu
E - emocje? - Euforia po zjedzeniu naleśników amerykańskich gwarantowana!
N - negatywy? - Niedostrzegalne
A - ambitna? -Atrakcji więcej niż w książce kucharskiej

POLECAM:

- osobom, które lubią w krótkim czasie przygotować coś pysznego
- osobom, które - podobnie do mnie - lubią czytać o gotowaniu
- łasuchom i smakoszom
- miłośnikom seriali ;-)
*****************
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz