sobota, 7 stycznia 2012

Jak niczego nie rozpętałem - Harosław Jaszek


Jak niczego nie rozpętałem
Harosław Jaszek
Wydawnictwo IMG Partner
Warszawa 2010
146 stron
*****************
 Pierwsze zdanie:
Samolot oderwał się od pasa startowego i stopniowo nabierał wysokości.
Ostatnie zdanie:
Nie było mnie tutaj.
*****************
Jak niczego nie rozpętałem to krótka książeczka ‘z charakterkiem’ czy może ‘z pazurkiem’... Harosław Jaszek, którego znam już z książki Jak niechcący spowodowałem upadek światowego koncernu, zebrał w niej wspomnienia z czasów służby w Ludowym Wojsku Polskim. Nie jest to jednak typowy zbiorek wspomnień, ale zbiorek śmiesznie ujętych wydarzeń oraz zabawnych dialogów, podkoloryzowanych przy pomocy mocno ironicznego, miejscami wręcz prześmiewczego, tonu. Generalnie odniosłam wrażenie, że celem książki nie są wspomnienia same w sobie. Nadrzędnym celem wydaje się chęć rozbawienia czytelnika, co w wielu miejscach udaje się autorowi.

Kiedy słyszę, że ktoś na ochotnika zgłosił się do wojska – i to jeszcze w czasach, kiedy na ogół każdy młody mężczyzna od wojska uciekał – przypominają mi się opowieści o tym, jak poszczególni znajomi wymigiwali się od przymusowej służby wojskowej i jakie wybiegi zastosowali. Popularna była postawa uciekania przed wojskiem, a tu mamy do czynienia z młodzieńcem, który z własnej i – w zasadzie póki co nieprzymuszonej – woli zgłasza się na służbę w wojsku. Zastanawiające... W wyniku różnych zdarzeń ląduje na służbie wojskowej w Syrii, niedaleko Damaszku. A tam czeka go spotkanie z jakże inną niż polska rzeczywistością...

W książce tej znajdziemy opisy wielu zabawnych sytuacji i dialogi, na jakie w polskiej rzeczywistości nie do końca mamy szansę trafić. Bezsens decyzji, sytuacji, ustaleń i wydarzeń dla osób, które nie zetknęły się z ówczesnymi realiami, mogą wydać się jakimś „matriksem” Niektóre sytuacje są naprawdę zabawne i wywołały u mnie wybuchy śmiechu.

Dla mnie najciekawsze były jednak wszelkie „zabawy językowe” i kulturowe ciekawostki, jak na przykład arabskie pojmowanie „jutra” czy targowanie się ze sprzedającymi.
Najbardziej rozśmieszył mnie jednak mój wniosek końcowy – otóż jest to książka, która po przetłumaczeniu na język obcy i przedstawiona innej społeczności czytelniczej niż polska, zupełnie nie znalazłaby zrozumienia. Trzeba znać polską rzeczywistość, żeby zrozumieć większość przedstawianych sytuacji.

Czy jako włóczykijka książka Harosława Jaszka powinna dalej podróżować? Sądzę, że tak. Niejednego czytelnika pewnie rozbawi i niejednemu pozwoli na zapoznanie się z tym, na jakie sytuacje jeszcze nie tak dawno temu można było trafić w wojsku.


*******************
Moja ocena: 4+/6

Książkę przeczytałam w ramach akcji Włóczykijka.



2 komentarze:

  1. Nie przepadam za czeską literarturą

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisanyinaczej, za czeską literaturą to i ja nie przepadam :-) Harosław Jaszek i Jaroslav Hašek to jednak dwóch różnych autorów, z których jeden zdecydowanie jest Polakiem i to o jego książce pisałam... Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń