czwartek, 28 lutego 2013

23/2013 Singapur. Czwarta rano - Marcin Bruczkowski

Wydawnictwo Rosner i Wspólnicy
Warszawa 2005
352 strony
Literatura polska
Gatunek: powieść

No cóż... Wiwatów nie będzie. Zdając sobie sprawę z tego, ile kosztowała książka Marcina Bruczkowskiego Bezsenność w Tokio, zanim pojawiło się jej kolejne wydanie, spodziewałam się, że powieść Singapur. Czwarta rano, którą jakimś cudem udało mi się upolować i nie zbankrutować, rzuci mnie na kolana. Tymczasem zmęczyła mnie tylko. Doczytałam ją do końca tylko i wyłącznie dlatego, że liczyłam na to, że w jakimś momencie będzie jakiś zwrot akcji i coś się zacznie dziać oraz że zagłębię się w singapurskich klimatach. Przeliczyłam się. Książka jest nudna od początku do końca.

Bohaterem jest Paweł – Polak, który mieszka i pracuje w Singapurze. Jego pasją jest muzyka oraz granie na perkusji. Wraz z kilkoma muzykami amatorami próbuje realizować swoją pasję, grając w zespole. Singapuru jako takiego jest w książce nie za wiele – jest tłem mniej lub bardziej istotnych wydarzeń w życiu Pawła. Bruczkowski usiłował pokazać życie w tym niewielkim państwie azjatyckim od strony przeciętnego mieszkańca, który zmaga się z codziennymi problemami, ale – moim zdaniem - średnio mu to wyszło. Owszem, ukazanie rzeczywistości z perspektywy Pawła pozwala spojrzeć na Singapur inaczej niż tylko z perspektywy turysty, który w trakcie zwiedzania wielu z tych aspektów nie ma jak poznać, ani doświadczyć, ale w zasadzie nie jest to nic szczególnego. Może ze dwie-trzy informacje były dla mnie nowe. Jedyne, co mi się spodobało, to zabawa językowa polegająca na tłumaczeniu języka singielskiego, czyli angielskiego w singapurskim wykonaniu. Cała reszta – fabuła, terminologia muzyczna, bohaterowie – po prostu nudne.

Spodziewałam się, że po przeczytaniu tej książki moje zauroczenie Singapurem sięgnie zenitu, że znajdę się ponownie w miejscach, które dane mi było zobaczyć i że odświeżę wspomnienia. Nic takiego nie nastąpiło...Nie omieszkam jednak sprawdzić w przyszłości, czym Bezsenność w Tokio zasłużyła sobie na niesłabnącą popularność.

Wyzwanie osobiste (luty/2013) Lista nr 4: Ileż można zwlekać...
oraz wyzwanie Z półki

 

4 komentarze:

  1. "Bezsenność w Tokio" przeczytałam z dużą przyjemnością, choć nie była to aż taka rewelacja, jakiej się spodziewałam. Najważniejsze w niej było to, że autor zawarł w niej prawdę o swoim życiu w Tokio, które miało wzloty i upadki. Po jego kolejną książkę sięgnęłam z dużymi nadziejami (też byłam w Singapurze :)) i też byłam rozczarowana, choć to chyba zbyt słabe określenie, gdyż ja po prostu nie skończyłam lektury. Na szczęście obie książki były z biblioteki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaye, dzięki za komentarz :-) Już myślałam, że ze mną coś nie tak ;-) Singapur, czwarta rano to jednak bardziej dla perkusistów :-)) A Bezsenności też poszukam w bibliotece ;-)

      Usuń
  2. To chyba najsłabsza książka Bruczkowskiego. Tez ledwo ją zmęczyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no to dobrze wiedzieć, że najsłabsza :-) To w takim razie rzeczywiście jeszcze dam mu szansę :-))

      Usuń