niedziela, 10 lutego 2013

17/2013 Taniec szczęśliwych cieni – Alice Munro

Tytuł oryginału: Dance of Happy Shadows and Other Stories
Tłumaczenie: Agnieszka Kuc
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2013
356 stron
Literatura kanadyjska
Gatunek: opowiadania 

Lubię opowiadania. 

Przypomniałam to sobie ostatnio dzięki zbiorowi opowiadań Taniec szczęśliwych cieni kanadyjskiej pisarki Alice Munro, wymienianej jako kandydatki do Nagrody Nobla. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Munro, choć wydane wcześniej Widok z Castle Rock czy Zbyt wiele szczęścia figurują od dawna na mojej liście "Chcę przeczytać". Może dobrze się stało, że nie trafiły wcześniej w moje ręce, bo dzięki temu rozpoczęłam poznawanie twórczości Munro od jej debiutu z 1968 roku. A debiut ten uważam za bardzo udany.


Taniec szczęśliwych cieni to tytuł ostatniego z piętnastu opowiadań. Ich bohaterowie to zwyczajni ludzie wiodący zwyczajne życie, przeżywający zwyczajne rozterki, zmagający się z codziennymi problemami. Co ciekawe, w trakcie czytania nie zorientowałam się, że książka ta została napisana tak dawno. Owszem, są sukienki z koronkami i gorsety, ale problemy bohaterów wydają się bardzo aktualne, co świadczy o ponadczasowym charakterze tych opowiadań. Myślę też, że jak na tamte czasy (druga połowa XX wieku), to opowiadania te są bardzo odważne. Munro pisze o zawiedzionej miłości, trudnych relacjach między ludźmi, przemijaniu, różnicach w postrzeganiu rzeczywistości. Najbardziej podobały mi się opowiadania: Dzień motyla, Czerwona sukienka, Biuro i tytułowy Taniec szczęśliwych cieni.


W kilku opowiadaniach zaskoczyło mnie zakończenie. Wydawało mi się, że opowiadanie jest niedokończone, że historia nie może się tak skończyć. Może, jak najbardziej może. Bo u Munro nie liczy się dalszy ciąg, ale ‘tu i teraz’. Ważne są bieżące odczucia bohaterów.


Opowiadania Alice Munro to z pozoru proste, codzienne, życiowe historie. Niby podobne, a jednak różne. Niby zupełnie odrębne, a jednak coś je łączy. Łączy je ukazywanie skomplikowanej ludzkiej natury, skłonności człowieka do skrywania tajemnic, poczucie tego, że w każdym człowieku jest to wewnętrzne „coś”, do czego nikt inny nie ma dostępu. W każdym opowiadaniu jest jakiś sekret, niedopowiedzenie, coś, o czym nie należy, nie powinno się, nie wypada, nie chce się mówić... Bo każdy ma prawo do własnych tajemnic.

Oszołomiona, tak jak one, ukryłam wszystkie sekrety na dnie serca i nigdy ich nie wyjawiłam. [str. 72]
Po prostu czekała, aż przyjdę do domu i opowiem jej o wszystkim, co się zdarzyło. A ja nigdy przecież tego nie zrobię. Nigdy. [str. 256]
Styl, jakim posługuje się Munro, charakteryzuje wnikliwość, precyzja w opisywaniu szczegółów, a jednocześnie prostota i oszczędność. Piękny, plastyczny język pobudza wyobraźnię i sprawia, że nietrudno wyobrazić sobie klimat kanadyjskiego miasteczka. Mimo prostego przekazu każda z historii ma w sobie coś, nad czym trzeba się zatrzymać. 

Jak najbardziej polecam!


Wyzwanie osobiste (luty/2013) Lista nr 1 "Chyba tylko ja nie czytałam..."

Bardzo dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za egzemplarz recenzencki. 


3 komentarze:

  1. Z książek Munro znam tylko "Za kogo ty się uważasz?". To też opowiadania, tylko że w każdym występuje ta sama główna bohaterka. "Taniec szczęśliwych cieni" na pewno przeczytam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Koczowniczko, a ja z kolei na pewno sięgnę po inne opowiadania Munro :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Alice Munro chyba bardzo lubi zwyczajność. Przeczytałam niedawno "Zbyt wiele szczęścia" i czuję się nieco rozczarowana. Miałam kupić "Taniec szczęśliwych cieni" jak tylko ukaże się w księgarniach, ale teraz nie czuję już takiej ogromnej chęci, by sięgać po ten zbiór. Mimo że opowiadania są jednym z moich ulubionych gatunków literackich, we wszystkich swoich tekstach Alice Munro wydawała mi się obca. Zupełnie oderwana od świata przedstawionego. Tak jakby podawała suche informacje.

    OdpowiedzUsuń