czwartek, 12 kwietnia 2012

Za młoda na śmierć - M. William Phelps

Wydawnictwo Hachette
Seria Prawdziwe zbrodnie

Warszawa 2012
346 stron
Tytuł oryginału: To Young to Kill
Tłumaczenie: Paweł Rojewski
*****************
Pierwsze zdanie:
Opisywanie przemocy wśród nieletnich to nie praca, którą można wykonać z lekkim sercem.
Ostatnie zdanie:
Rodzina Reynoldsów ma stronę: http://www.caringbridgr.org/il/adrianne/index.htm. Można na niej przeczytać dodatkowe wiersze, napisać do rodziny, wpisać się do księgi gości, obejrzeć zdjęcia Adrianne...
*************

Za młoda na śmierć – już sam tytuł podpowiada, że tym razem książka z serii Prawdziwe zbrodnie będzie dotyczyła młodej dziewczyny, której życie zakończyło się przedwcześnie. Wizerunek dziewczęcej twarzy oraz ostrze noża na okładce sugerują, że historia może okazać się niezwykle dramatyczna. Mimo to nie sądziłam, że aż do tego stopnia...

M. William Phelps poświęcił tę książkę zabójstwu szesnastolatki Adrianne Reynolds, zwyczajnej dziewczyny, nastolatki zmagającej się z problemami typowymi dla tego wieku, choć już doświadczonej przez los dużo bardziej niż większość jej rówieśników. Jak każda młoda dziewczyna – a może dużo bardziej – potrzebowała miłości, uznania, zainteresowania, przyjaciół, akceptacji. Szukała jednak wśród niewłaściwych osób, a odnajdywane pozory tych wartości niesłusznie uznawała za prawdziwe. Ta pomyłka kosztowała ją życie.

Adrianne dołączyła do grupy Juggalos, weszła w bliskie relacje z przywódczynią tej grupy, robiła przeróżne rzeczy, aby przestano ją nękać i aby zamiast tego okazano jej szacunek i przyjaźń. Czy nie wiedziała, że do przyjaźni i szacunku nie prowadzi droga przez upokarzanie samego siebie? Że seks na prawo i lewo nie zagwarantuje jej przyjaźni i uznania? Że zasady obowiązujące w rodzinie nie są skierowane przeciwko niej, a buntowanie się przeciwko rodzinie nie ma sensu? Możliwe, że nie wiedziała, bo ludzie, wśród których się wychowywała zmieniali się – dziewczynka, porzucona przez małoletnią matkę, była wychowywana przez swą babcię i jej męża Tony’ego, który potem też z różnych przyczyn nie był na stałe obecny w życiu adoptowanej córki. Trudno się dziwić, że postępowanie tej dziewczyny było jednym wielkim wołaniem o miłość. A że nie zorientowała się, że kumple z tatuażami diabła na ciele, z kolczykami w brwiach, języku i nie wiadomo gdzie jeszcze, malujący sobie twarze na czarno-biało i karmiący swoje umysły „ohydnymi, seksistowskimi, pełnych przemocy, profanacji i wulgaryzmów” [str.17] piosenkami nie są najlepszym środowiskiem do poszukiwania miłości, to jej życie zakończyło się tragicznie.

Trudno porównywać poziom bestialstwa morderców, ale tu osoby winne popełnionej zbrodni to nastolatkowie, rówieśnicy i znajomi Adrianne, którzy nie dość że popełnili zbrodnię, sprofanowali jeszcze ciało koleżanki – jak to delikatnie ujął autor – „rozczłonkowali” je.

Dla mnie historia Adrianne jest potwierdzeniem na to, że większa część naszej osobowości, naszych potrzeb, odporności emocjonalnej, kształtuje się w rodzinie. Jeśli to pierwsze, naturalne środowisko człowieka nie funkcjonuje prawidłowo, to młodemu człowiekowi potem trudno sobie wszystko poustawiać. Autor ujął to w takie słowa:

Była to trzecia rysa (rozwód biologicznej matki Adrienne z mężem) na obrazie normalnej rodziny kształtującym się w umyśle dziewczynki. Zaczęła uważać, że co kilka lat bierze się rozwód, przeprowadza albo opuszcza dom. Musiało to być niszczące dla młodego umysłu. Wizja rodziny ciągle się dla niej zmieniała. [str. 63]
A co na to amerykański wymiar sprawiedliwości? Chyba wolałabym nie wiedzieć, z jaka pobłażliwością traktuje się tam morderców...

Nie wiem, jak wyjaśnić sobie to, że są ludzie, których stać na takie bestialstwo. Przyznam, że ominęłam spore fragmenty tej książki, bo nie byłam w stanie przeczytać opisu tego wszystkiego, co spotkało Adrianne. Opisy, wspomnienia, zdjęcia – to wszystko jest bardzo realne i nie byłam w stanie tego znieść. Ostrzegam więc wszystkie nieodporne dusze...


Krótko mówiąc:

szokujące, przerażające do granic, nie dla wszystkich
*****************
PODSUMOWANIE
O - okładka -przerażająca czyli dobrze dopasowana do tematu
C - ciekawa? -owszem, ale wolałabym chyba tego nie wiedzieć...
E - emocje? - maksymalnie porusza, wstrząsa, przeraża
N - negatywy? - chciałabym napisać "zbytni realizm", ale trudno o brak realizmu w książce opartej na faktach; sporo niezręczności w tłumaczeniu - są kalki językowe z angielskiego i błędy stylistyczne
A - ambitna? - bez oceny

POLECAM:
- wyłącznie tym, którzy – tak jak Adrianne – na pytanie „Jakie książki lubisz czytać?”, odpowiedzieliby „O morderstwach”
- odpornym czytelnikom,
- tym, którzy potrzebują czegoś "ku przestrodze".

*****************
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Hachette.

5 komentarzy:

  1. Skoro dla kogoś, kto lubi mocne książki, brutalne w opisach itp itd, czyli w sam raz dla mnie. Jeśli będę miała okazję, przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, z jednej strony lubię takie książki, z drugiej wolałabym unikać zbyt makabrycznych opisów. Nie wiem, czy można mnie nazwać odporną czytelniczką.

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam zszokowana w trakcie jej czytania i na długo ta historia zapadnie mi w pamięć. To nie jest książka dla wszystkich, tak jak piszesz, trzeba mieć mocne nerwy lub interesować się taką tematyką.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się na mocną, miejscami wręcz szokującą lekturę, a w dodatku opartą na faktach. Myślę, że jeśli wpadnie mi w ręce to przeczytam, w sumie Ketchuma jakoś zniosłam, a też pełno w jego książkach wstrząsających , makabrycznych scen.

    OdpowiedzUsuń