Yann Martel
Tytuł oryginału: Self Tłumaczenie: Anna Dobrzańska-Gadowska
Wydawnictwo: Świat Książki
Kwiecień 2005
ISBN: 83-7391-855-8
Liczba stron: 352
Znany na całym świecie autor "Życia Pi" klarownym, pięknym i charakterystycznym dla siebie stylem napisał niezwykłą powieść o miłości, seksie i wieloznaczności, którą czytelnik zapamięta na długo.
Fascynująca fikcyjna autobiografia młodego pisarza i podróżnika, który nagle odkrywa, że jego płeć uległa zmianie. Zagubiony i niepewny swej tożsamości, na nowo poznaje samego siebie. Z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami wędruje przez cudownie bogaty, złożony, gorzko-słodki świat i poznaje naturę człowieka.
"Wspaniała historia, tragiczna i zarazem zabawna, tak jak życie. Martel to genialny pisarz".
"The Vancouver Sun"
"Fascynująca książka, w której aż iskrzy od językowych gier i zabaw, a wiodący temat - życie młodego człowieka - przedstawiono w sposób niezwykle realistyczny, choć jednocześnie z zadziwiającą fantazją. Martel jest pisarzem o wyjątkowym talencie".
"Calgary Herald"
Yann Martel urodził się w 1963 roku w Hiszpanii, obecnie mieszka w Montrealu. Jego życie to nieustająca podróż. Dorastał m.in. na Alasce, we Francji, w Kostaryce i w Meksyku, a później przebywał w Iranie, Turcji i Indiach. Po studiach filozoficznych na Trent University poświęcił się pisaniu. Jego książka "Życie Pi" stała się międzynarodowym bestsellerem, a w 2002 roku zdobyła prestiżową Nagrodę Bookera.
************
Ciężko mi szło czytanie tej książki. O ile Życie Pi nawet mi się podobało, o tyle Ja niejednokrotnie wywoływało wątpliwości. Kilka razy odkładałam tę książkę z zastrzeżeniem, że dalej nie czytam, po czym znów wracałam, by po kilkudziesięciu stronach kolejny raz porzucić tę książkę... Nie wiem, czy niejako zmuszałam się do dokończenia, bo czułam presję pozytywnych recenzji i miałam przytłaczające poczucie, że na pewno w tym coś jest, tylko ja tego nie rozumiem lub nie dostrzegam. Może i jest, ale nie dla mnie. W większości to co czytałam, odrzucało mnie z niesmakiem. Nie dla mnie taki sposób postrzegania świata i rzeczy ważnych. Nie dla mnie takie aż poplątanie. Nie dla mnie wnikliwe opisy nabrzmiałych penisów. Czego oczekiwałam od powieści, która rozpoczyna się wnikliwym opisem kupy? Może Martel jest genialny. Może jego spostrzeżenia są trafne. Może język jest barwny i perfekcyjny zarazem. Może jest tam zawarta cała filozofia życia, dorastania, dojrzewania i przetrwania. Ja za jego geniuszem nie nadążam i nawet tego szczególnie nie pragnę. Bo to nie mój sposób patrzenia na świat. Do grupy wielbicieli Martela się nie zapiszę - to pewne. Owszem, lubię, kiedy książka daje do myślenia. Ta dała, ale o tylko tym, gdzie są granice dobrego smaku. Nie lubię wulgaryzmów, obscenicznego przedstawiania rzeczy, które przecież jak najbardziej dla ludzi są przeznaczone, ale równie dobrze dające się przedstawić z poczuciem smaku.
Jedyne co by mnie mogło skłonić do chwilowego powrotu do tej powieści, to chęć sprawdzenia w oryginale, w jaki sposób autor 'przeskakuje z płci na płeć', mając do dyspozycji wspólną formę czasowników angielskich w rodzaju męskim i żeńskim. Bohater, który jest raz kobietą, a raz mężczyzną, po polsku musi się posługiwać formami właściwymi danej płci. A skoro w języku angielskim jest tylko jedna forma, to autor musiał to działać jakoś inaczej. Ciekawa jestem jak. I tyle.
Moja ocena 2/6.
************
Ten ból, ból nieodwzajemnionej miłości, w okresie dzieciństwa i dorastania nawiedzał mnie w regularnych odstępach czasu na tyle często, że nie chcę o tym pisać. Był to przerażający nieustępliwy ból, którego nie można było odsunąć czy odrzucić, trzeba było po prostu wytrzymać i przeżyć. Kiedy rodzice robili spaghetti, jedna nitka makaronu zawsze zostawała na dnie sita, zapomniana i porzucona, podczas gdy jej towarzysze obejmowali się splątanymi ramionami i spokojnie parowali w misce na środku stołu. Gdy miłość był a cierpieniem, czułem się jak ta nitka. Zanim zabierałem się do jedzenia, zawsze podchodziłem do zlewu i zaglądałem do sita. Patrzyłem na tę nieszczęsna samotną nitkę makaronu, zwiniętą wokół samej siebie w poszukiwaniu ukojenia i pocieszenia, i okazywałem jej miłość, zjadając ją bez pośpiechu i z czułością. [str. 55]
Słyszałam, że ta powieść jest znacznie słabsza niż "Życie Pi", ale nie spodziewałam się, że jest aż tak kiepsko. :(
OdpowiedzUsuńNie planuję lektury w najbliższym czasie.
To moja subiektywna opinia. Czytałam naprawdę dobre recenzje tej książki - o jej wielowymiarowości, uniwersalności itd. Może akurat Tobie przypadnie do gustu i dopatrzysz się tego, czego ja nie zdołałam zauważyć :-)
OdpowiedzUsuńSerdeczne dzięki za podlinkowanie mojego bloga notkę wstecz ;) Do pełnej listy książek z Wysp Owczych przetłumaczonych na polski trzeba dodać "Zaczarowane światło" Heinesena, "Barbarę" Jørgena-Frantza Jacobsena i "Honor biedaka" Heðina Brú, a także kilka opowiadań Heinesena rozsianych po antologiach literatury skandynawskiej :) Szczególnie polecam "Zaczarowane światło" - krótkie formy, różnorodna tematyka, doskonałe próbki stylu niedoszłego Noblisty :)
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy. Są blogi, które warto czytać, a Twój - moim zdaniem - do takich należy. Dzięki za kolejne tytuły książek z Wysp Owczych. Powiem szczerze, że już po nieznacznym zgłębieniu tematu stanę się wielbicielką tego rejonu :-)
OdpowiedzUsuńOj, a treść wydawała się szalenie interesująca...
OdpowiedzUsuńIrytują mnie takie przypadki strasznie, gdy przeczytam "z okładki" i wydaję mi się, że to będzie nie lada uczta, a się okazuje, że zero przyjemności, dzięki za ostrzeżenie :)
Pozdrawiam!