Tłumaczenie: Barbara Jaroszuk
Świat Książki
Warszawa 2013
190 stron
Gatunek: biografia, wspomnienia
Czy to możliwe, żeby łza, jedna mała kropelka, która mimowolnie popłynęła po policzku, stała się wybawieniem dla człowieka? Okazuje się, że tak, choć to zupełnie nieprawdopodobne.
Historia opowiedziana przez Angele Lieby potwierdza brak nieomylności lekarzy i pokazuje, jak niewiele trzeba, by w ciągu paru chwil znaleźć się w stanie, w którym człowiek w żaden sposób nie może skomunikować się z otoczeniem. Słyszy wszystko, co dzieje się wokół, ale nie jest w stanie zareagować. Jedynie(!) myśli i słucha. Słucha i cóż słyszy? Słyszy, jak lekarze mówią o śmierci mózgu, że mówią o odłączeniu od aparatury, że sugerują rodzinie, aby zajęła się organizowaniem pogrzebu... Kiedy Angele orientuje się, że to o niej mowa, całe jej wnętrze krzyczy. Ciało natomiast pozostaje w totalnym bezruchu, jak gdyby rzeczywiście była zmarłą, za którą została uznana. I nic nie może zrobić. Nawet nieludzki „test sutka”, który wywołuje reakcję nawet u osoby nieprzytomnej, u niej nie dał żadnych objawów życia.
Ocaliła mnie łza to nie zwyczajna, smutna, życiowa historia opowiedziana, aby wzruszać. To wstrząsające świadectwo kobiety, która o mało co nie została pogrzebana żywcem. Angele Lieby wie dokładnie, co znaczy zostać uznaną za zmarłą. A wszystko zaczęło się od – zdawać by się mogło – banalnego objawu, czyli bólu głowy. Sprawa okazała się dużo bardziej poważna – zdiagnozowano u niej rzadką chorobę Bickerstaffa. Kobietę wprowadzono w śpiączkę farmakologiczną, z której miała zostać wybudzona. I została - wybudzono jej mózg, ale ciało pozostało w totalnym uśpieniu, niezdolne do żadnego ruchu. Lekarze zdiagnozowali więc zanik czynności mózgu, choć nie przeprowadzono wszystkich badań, które by to potwierdziły.
Angele Lieby opowiada też o swojej drodze przez mękę, którą musiała przejść, aby powrócić do życia. Konieczna była systematyczna rehabilitacja, dzięki której kobieta powróciła do wszelkich życiowych czynności, które wszystkim zdrowym wydają się oczywiste. Nie zastanawiamy się przecież, czy oddychamy – po prostu to robimy. A ona musiała nauczyć się tego od nowa.
Angele Lieby spisała swą historię, aby uchronić kolejnych pacjentów przed takimi przeżyciami. To wołanie spisane w imieniu śpiących pacjentów, którzy nie mogą za siebie mówić. Mówić lub krzyczeć. Oby jak najwięcej osób zapoznało się z jej historią.
Książkę zaliczam do wyzwania W prezencie - litera "O".
Dziękuję bardzo wydawnictwu Świat Książki za egzemplarz recenzencki.
************
Strasznie mi przykro, że Bukowniczek zapadł w niebyt na jakiś czas. Rzeczywistość okazała się tak przygniatająca, że nie miałam nawet czasu na to, żeby Wam napisać, że nie mam czasu ;-) Obowiązków w pracy miałam więcej niż zwykle, ale wygląda na to, że taki stan jeszcze trochę potrwa. Pewnie będzie ciut luźniej niż pod koniec września i na początku października, ale wiem, że będę mocno zajęta. Ale to dobrze.
Mam nadzieję, że niedługo dam radę napisać parę słów o książkach, które czekają na to już od dłuższego czasu. Na razie muszę też odłożyć też większość wyzwań. Ale wrócę do nich :-)
Podsumowanie wyzwania W prezencie z września zaprezentuję razem z podsumowaniem października., czyli już niedługo.
Tymczasem pozdrawiam wszystkich, którzy jeszcze tu zaglądają :-)