wtorek, 4 grudnia 2012

Australia. Gdzie kwiaty rodza się z ognia - Marek Tomalik

Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2011
320 stron
Literatura polska
Gatunek: literatura podróżnicza


Blog autora - TUTAJ.

CYTATY:
Chcę zachować ten cytat, bo bardzo mi się podoba pomysł, choć pewnie nie wszędzie da się zastosować:
Później jeszcze wielokrotnie natykałem się na honesty boxes, czyli skrzynki dla uczciwych, gdzie umieszczałem opłatę za kemping, wejście do parków narodowych czy - na przydrożnych straganach - zapłatę za siatkę pomidorów, arbuza, mango. Nikt tego nie pilnował, nie sprawdzał. Ta forma płatności oparta jest na zaufaniu. Australijczyk nawet się nie zastanawia, po prostu płaci. I to nie dlatego, że ktoś go może skontrolować, sfilmować, sprawdzić w każdy inny sposób. Płaci, bo nie jest złodziejem ani oszustem. Płaci, bo jest fair. [str. 261]
MOJE ODCZUCIA:
Miło jest w zimne dni poczytać o ciepłym kraju. :-) Wybrałam się więc na jakiś czas w literacką podróż do Australii. Jasne, że podobnie do wielu osób, chciałabym się tam znaleźć w realu i zobaczyć na własne oczy, jak kwiaty rodzą się z ognia, ‘pogadać’ z Aborygenem, zobaczyć kangury biegające wszędzie ‘luzem’ i w dużej ilości. Ale nie można mieć wszystkiego.

Marek Tomalik, miłośnik Australii, od lat powracający tam, by dokonywać stopniowo jej podboju [ale tylko w pozytywnym znaczeniu ;-)], zapalony podróżnik, pasjonat przybliża nam miejsca, które może i są marzeniem wielu, ale nie są możliwe „do zdobycia” przez przeciętnego turystę. I to mi się podobało – dzięki tej opowieści byłam tam, gdzie nigdy nie pojadę. Nawet jeśli jakimś cudem znalazłabym się w Australii, to na pewno nie będzie to wyprawa w niezgłębione, dzikie obszary australijskiego outbacku. Ci zaś, którzy planują wyprawę w głąb Australii, znajdą w książce Marka Tomalika cenne wskazówki – zarówno związane z bezpieczeństwem, jak i porozumiewaniem się australijskim angielskim.


Z drugiej strony jednak, choć napisana przystępnym językiem, książka Marka Tomalika zawiera niepotrzebne – jak na mój gust – informacje. Bo czy to ważne, gdzie autor pojechał z jedną, a gdzie z druga żoną, czy ile razy i jak głęboko zakopał się w błocie i co się zepsuło w poszczególnych samochodach. Mimo że książka całkiem pokaźnych rozmiarów i dodatkowo okraszona zdjęciami, to jednak mało mi tej Australii było, powiem szczerze...  


Zdjęcia nieuporządkowane – z jakichś powodów zostały umieszczone nie bezpośrednio przy tekście, do którego się odnoszą, ale trochę porozrzucane. Z mapki trudno skorzystać – za mała, źle przycięta, z okrojonym środkiem kontynentu, a na dodatek w takim miejscu, że za każdym razem trzeba przewrócić parę kartek, żeby ją zlokalizować. Szkoda, że nie została zamieszczona w bardziej przystępnym miejscu (np. wewnętrzna strona okładki) - nie miałabym poczucia, że tracę czas na szukanie. A ‘ubranie’ książki w błyszczący papier nie poprawiło wrażenia, jakie odniosłam, czytając tę książkę.


Nie jestem też w stanie zakwalifikować tej książki do jakiegoś konkretnego gatunku, bo nie jest to ani poradnik, ani zbiór wspomnień, ani reportaż, ale są i porady, i wspomnienia, i relacje. Oprócz tego jest też kilka historyczno-geograficznych wstawek. Taka sobie mieszanka.


Nie twierdzę, że to zła książka, bo zależy, co kto lubi. Przeczytałam już kilka książek o podróżach i widzę, że ta nie do końca trafiła w mój gust, choć w Australii pobyłam z przyjemnością.



3 komentarze:

  1. Swego czasu zapisałam się na nią we Włóczukijce, ale coś nie jest jej do mnie po drodze, a mam wielką na nią ochotę i ostatnio zobaczyłam ją na bibliotecznej półce, i teraz czeka już u mnie na przeczytanie, ale wzięłam się za biografię Miłosza i chcę skończyć, uf :-)

    He, he nie zniechęciłaś mnie ;-) ciekawe jak ja ją odbiorę. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Patrycjo, ja też się jej nie doczekałam w akcji Włóczykijka, he he. Cieszę się, że Cię nie zniechęciłam, bo nie miałam zamiaru nikogo zniechęcać. Piszę szczerze, więc wspomniałam, co mi przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - zachęcam, abyś sprawdziła, czy styl pana Marka Tomalika będzie Ci odpowiadał. I - tak jak napisałam - fajnie znaleźć się tam, gdzie pewnie nigdy bym nie trafiła :-) To było naprawdę przyjemne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię sięgnąć od czasu do czasu po książki podróżnicze, a o Australii czytałam ostatnio świetny artykuł w Trendy Magazine. Wcześniej nasyciłam swoją ciekawość czytając "Blondynkę w Australii" Beaty Pawlikowskiej. Lubię pozycje wydane przez wydawnictwo Otwarte, więc dam szansę także Markowi Tomalikowi:)

    OdpowiedzUsuń