czwartek, 8 listopada 2012

Miłość wyczytana z nut – Aleksandra Tyl

Wydawnictwo Prozami
Wydano w 2010
302 strony
Literatura polska

Gatunek: babskie czytadło

Któregoś pięknego dnia już jakiś czas temu przyfrunęła do mnie niespodziewanie kolejna włóczykijka. Oprócz książki Aleksandry Tyl Miłość wyczytana z nut zawartość paczuszki stanowiły między innymi takie dwa umilacze, jak widać na zdjęciu: zakładka z koralików i malutki aniołek do zawieszenia. Bardzo dziękuję komuś, kto mi zrobił tę przyjemność. :-)

Jeśli mam być szczera, to powieść Miłość wyczytana z nut nie zapisała mi się w pamięci niczym szczególnym, jeśli chodzi o treść. Owszem, Eliza - główna bohaterka - to postać bardzo pozytywna. To kobieta szczera, dobra i bezinteresowna. Dziewczyna miota się trochę w życiu i próbuje dokonywać właściwych wyborów. Oczywiście dotyczy to relacji damsko-męskich. I równie oczywiste jest, że układa się różnie. Oczywista oczywistość.Zakończenie znane od czasu przeczytania tytułu, czyli za wcześnie...


To, co utkwiło mi w pamięci najwyraźniej to fakt, że uznałam tę książkę za kompletną porażkę redaktorsko-korektorską. Niestety liczba potknięć językowych i literówek znacznie przewyższa limit dopuszczalnych błędów, który jestem w stanie strawić. Pod tym względem powieść ta rzeczywiście robi wrażenie. Na przykład potwornie drażniło mnie to, że imię jednego z głównych bohaterów - Bruno -  (ostatnio popularne wśród książkowych bohaterów - identycznie było w książce Miłość, szkielet i spaghetti Marty Obuch) odmieniane jest, niestety, niezgodnie z obowiązującą normą. 

Dla smaczku krótkie zdanie wypowiedziane przez jednego z bohaterów w takiej sytuacji - kawiarnia, randka, on i ona siedzą sobie przy stoliku, do pana dzwoni telefon i chwilę później okazuje się, że:

- Kobieta zadzwoniła, że jej dziecko nagle dostało gorączki (...). Proszę mi wybaczyć, zapłacę i będę się zbierał. Nie obrazi się pani, jak ją tu zostawię? [str. 48]
Dodam, że rzecz się dzieje w czasach współczesnych...

A najładniejszą wpadkę korektorską zilustruję zdjęciem, żeby nie było, że zmyślam:



Nie mam żadnej przyjemności z pisania o książce w taki sposób, ale napisałam prawdę. Pewnie gdyby nie z lekka muzyczne tło, to pewnie nie dotrwałabym do końca.


Książkę przeczytałam w ramach akcji Włóczykijka.


Podjęłam też decyzję o rezygnacji z dalszego uczestnictwa w akcji Włóczykijka, choć akcja sama w sobie jest bardzo sympatyczna. dzięki temu, że raz na jakiś czas niespodziewanie przybywała polska książka do przeczytania, zdołałam wyrobić sobie zdanie o współczesnych polskich autorach. Książka, którą skrytykowałam powyżej nie jest bezpośrednim powodem mojej rezygnacji - nosiłam się z takim zamiarem już od jakiegoś czasu. Po prostu w tej chwili dobieram książki, które chcę przeczytać, dużo staranniej niż przed prawie dwoma laty, kiedy Włóczykijka została zainicjowana. Dotyczy to zwłaszcza polskich autorów. Kilka książek, do których wówczas się zgłosiłam, już przeczytałam; po inne na pewno już bym nie sięgnęła, bo w międzyczasie poznałam inne powieści autorów i wiem, że chcę omijać ich "dzieła" szerokim łukiem. Przez dwa lata naprawdę dużo może się zmienić.

Za wszystkie dotychczasowe miłe chwile we włóczykijkowym gronie bardzo dziękuję osobom moderującym tę akcję.

5 komentarzy:

  1. Cóż różnie to z książkami bywa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze wiedzieć, że taka słabiutka jest ta książka. Będę ją raczej omijać, gdyż po co się irytować podczas jej czytania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam "Aleję bzów" tej autorki, dobrze mi się ją czytało, mile wspominam lekturę, ale rzeczywiście z treści wiele nie pamiętam. Choć lektury nie żałuję. Myślę, że za jakiś czas chętnie sobie odświeżę wspomnienia. Natomiast w kwestii edytorskiej to rzeczywiście spora wada, bardzo nie lubięliterówek i błędów podczas lektury, wtedy niepotrzebnie się rozpraszam, bo koncentruję się na danej wpadce. Książki kierowaned druku powinny być porządnie opracowane i koniec kropka wykrzyknik :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Bardzo bobrze"... tutaj nawet komentarz jest zbędny :) Jaka szkoda, że niektóre książki zamiast pozytywnie zapisywać się w naszej pamięci, skazane są na krytykę przez błędy redaktorów/korektorów. Odpuszczę sobie tę pozycję, nie ciągnie mnie do niej, szczególnie po tych korektorskich grzechach. "Kwiaty na poddaszu" wyczerpały moje pokłady cierpliwości jeśli chodzi o przeciętne czytadła.

    OdpowiedzUsuń
  5. a taka intrygująca okładka...

    OdpowiedzUsuń