sobota, 30 kwietnia 2011

Klub filmowy - David Gilmour


Literatura kanadyjska
Tytuł oryginału: The Film Club: A True Story of a Father and Son
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
Wydawnictwo Dobra Literatura, marzec 2011
Okładka: miękka
Ilość stron:  230
ISBN: 978-83-930559-9-9
Egzemplarz do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Dobra Literatura.


***************

David Gilmour (ur. 1949 w Londynie, Ontario w Kanadzie) kanadyjski pisarz, dziennikarz telewizyjny, krytyk filmowy. Na wszelki wypadek dodam, że nie ma on nic wspólnego poza imieniem i nazwiskiem z gitarzystą i wokalistą Pink Floydów :-)

David Gilmour ma na koncie sześć powieści oraz książkę Klub filmowy, którą Gilmour napisał na podstawie własnych doświadczeń jako ojca nastolatka i w której dzieli się swoimi ojcowskimi doświadczeniami.
Nagrody:

2005 - kanadyjska nagroda z serii Governor General’s Awards za powieść A Perfect Night to Go to China [Doskonała noc na podróż do Chin]

2007 - dwie złote nagrody w ramach amerykańskiej nagrody National Magazine Awards za opowiadanie  My Life with Tolstoy [Moje życie z Tołstojem].

Inne książki Davida Gilmoura:
Back on Tuesday (1986)
How Boys See Girls (1991)
An Affair with the Moon (1993)
Lost Between Houses (1999)
Sparrow Nights (2001)
A Perfect Night to Go to China (2005)
****************
Czas i miejsce akcji: współczesna Kanada

Bohaterowie: David Gilmour oraz jego syn Jesse

****************
Pewnie każdy z nas słyszał lub dopiero usłyszy okrzyk kogoś starszego od siebie: 'Ach, ta dzisiejsza młodzież!'. To nieśmiertelne zjawisko zwane różnicą pokoleń jest czymś co zawsze było, jest i będzie. Trzeba je tylko jakoś przeżyć. 

Jakość tych przeżyć zależy nie tylko od dorastającego nastolatka, ale przede wszystkim od relacji w rodzinie i w szkole. Trudno powiedzieć, co jest trudniejsze - być nastolatkiem, czy rodzicem nastolatka. Co obie strony mogą zrobić, aby wzajemnie sobie pomóc? Jak pomóc młodemu człowiekowi uporać się z rozterkami wieku młodzieńczego? Jak nie utracić wzajemnego zaufania? 

Pewnie nie każdy ma tyle odwagi, albo - jak kto woli - nie każdy cierpi na taki brak rozsądku, aby zdecydować się na eksperymentalne rozwiązanie, jakie David Gilmour zastosował wobec swojego piętnastoletniego syna Jessego. Otóż, bohaterowie założyli dwuosobowy klub filmowy, którego działalność polegała na wspólnym cotygodniowym oglądaniu trzech filmów w zamian za zwolnienie młodzieńca z obowiązku uczestniczenia w zajęciach szkolnych plus obietnicę ze strony Jessego, że nie sięgnie po narkotyki. Warto samemu przekonać się o tym, czy ojcu uda się zainteresować syna tym, co jego samego kształtowało i było dla niego ważne oraz czy pomysł ojca okaże się nie tylko oryginalny, ale i skuteczny. 

Jestem przekonana, że wśród polskiej młodzieży znalazłby się niejeden Jesse, a wśród ojców niejeden David. Polecam więc książkę zarówno dorosłym, którzy utracili wiarę w mądrość i dobroć młodych ludzi i którzy w każdym młodzieńcu w bluzie z kapturem widzą potencjalnego przestępcę (nauczycielom, wychowawcom, rodzicom, dziadkom), jak i nastolatkom, którzy w dorosłych widzą jedynie wrogów i nadzwyczaj kreatywnych twórców zakazów i nakazów. 

Dostrzegam jeszcze jedną niewątpliwą zaletę tej książki - jest tam wykaz filmów, które warto obejrzeć, przy założeniu, że jako były krytyk filmowy Gilmour wie, które filmy są godne polecenia. 


Moja ocena: 4,5/6

****************
Special bonus 1:

Lista filmów wymienionych w Klubie filmowym (po angielsku co prawda) jest tutaj.


Special bonus 2:

Father and Son - Cat Stevens


czwartek, 21 kwietnia 2011

Uratować Sprite'a - Mark R. Levin

Pełny tytuł: Uratować Sprite'a. Opowieść miłośnika psów o psich radościach i tragediach
Tytuł oryginału: Rescuing Sprite. A Dog Lover's Story of Joy and Anguish
Tłumaczenie: Ryszard Zajączkowski
Wydawnictwo: Esprit
Dziękuję bardzo :-)
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 200
ISBN: 978-83-60040-63-8
*******************************
Uratować Sprite'a to pierwsza książka Marka R. Levina wychodząca poza tematykę polityczną i prawniczą. Ten popularny wśród Amerykanów prawnik i komentator polityczny, pracujący dla znanych stacji radiowych i telewizyjnych, postanowił uchylić drzwi swojego domu i zaprosić czytelników do spędzenia czasu towarzystwie swojej rodziny i dwóch psów - Pepsi i przygarniętego ze schroniska psa-staruszka Sprite'a. Ten inteligentny, oddany swej nowej rodzinie pies, dał wszystkim, których spotkał dużo więcej radości niż ktokolwiek z nich mógł się spodziewać. Książka ta jest czymś w rodzaju 'pomnika pamięci' Sprite'a. Jest to swego rodzaju pamiętnik z pobytu Sprite'a w domu Levinów, pamiętnik pełen emocji i uczuć dzielonych z czytelnikiem. Jest to książka dla określonej grupy czytelników, a dokładnie dla właścicieli i miłośników psów, którzy zrozumieją, jak bolesne może być rozstanie z czworonożnym przyjacielem. Zdecydowanie odradzam czytanie tej książki tym, którzy uważają za wariatów osoby rozmawiające ze swoimi czworonogami i traktujące ich jak członków rodziny. Oni nie zrozumieją.

Mimo że książka ma drobne niedociągnięcia korektorskie oraz poważne niedociągnięcia tłumaczeniowe, jej emocjonalny ładunek sprawił, że wybaczyłam tłumaczowi część uchybień. Nie zmieniłam jednak zdania - uważam, że tłumaczenie tak dosłowne, że czytelnik może odtworzyć treść książki w oryginale, nie jest dobrym tłumaczeniem.

Jednak mimo to zachęcam  do przeczytania tej książki wszystkich miłośników futrzaków, dla których ich pupil jest nie tylko psem, ale wiernym, kochającym przyjacielem.

*******************************
Moja ocena: 4+/6

*******************************
Special bonus:
Zdjęcia z niedzielnego spaceru z psami
Miejsce akcji: łączka nad rzeczką
Bohaterowie: dwa hovawarty

Czysta suczka

Szczęśliwa suczka

Dwie szczęśliwe suczki :-)

wtorek, 12 kwietnia 2011

O nim i o niej: Bajki dla niektórych dorosłych - Karol Arentowicz

Wydawnictwo: IMG Partner
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 60+70
ISBN: 978-83-62734-01-6
***************
Bajki dla niektórych dorosłych to niewielka książeczka zachęcająca tytułem i okładką. Tytułem - bo od razu rodzi pytania - dlaczego tylko dla niektórych... i dlaczego akurat bajki. Okładką - bo jest pomysłowa i oryginalna. Rzadko zdarza się, aby po przeczytaniu jednej części konieczne było odwrócenie książki - a może raczej odwrócenie SIĘ - do góry nogami ;-) Bardzo mi się spodobał pomysł na czytanie z dwóch stron. Po przeczytaniu Bajek okazuje się, że był to bardzo konkretny zamysł, który świetnie komponuje się z zakończeniem, o którym nie wspomnę ani słowem :-)

Na Bajki dla niektórych dorosłych składają się dwie opowieści, których głównymi bohaterami są Paweł S. i Joanna D. W pierwszej chwili ma się wrażenie, że to anioły w ludzkiej postaci. Pojawiają się tam, gdzie ktoś potrzebuje pomocy i zawsze znajdują rozwiązanie. Rozsiewają wokół siebie dobro. Bez trudu docierają do czyjegoś serca. Otwierają nawet serca tych, u których wydaje się to niemożliwe. Świetnie rozumieją, co odczuwa człowiek dotknięty nieszczęściem i umieją go pocieszyć. Mało tego - wszystko robią bezinteresownie. Są to jednak zwykli ludzie, którzy nauczyli się własne cierpienie przekładać na dobro i dawać je innym, przez co stali się niezwykli. Pewnie każdy z nas chciałby mieć obok siebie kogoś takiego. A może nawet chciałby takim kimś być? Tylko czy to możliwe, czy zdarza się tylko w bajkach?

Pozostali bohaterowie to osoby doświadczone przez los, przeżywające trudności, z którymi nie umieją sobie sami poradzić. Byłam w stanie dostrzec, że to nie na nieszczęściach powinna skupiać się uwaga czytelnika, ale na tym, że każda nawet najtrudniejsza sytuacja ma swój koniec i że człowiek nie jest sam; że nawet w obliczu niemożliwego trzeba mieć nadzieję. Jednak postawienie obok siebie tylu ludzkich dramatów sprawiło, że miałam wrażenie, że w tej niegrubej książeczce zgromadziły się wszystkie nieszczęścia świata. I to mi się nie podobało.

Bajki ujmują czystością i poprawnością pod każdym względem - również językowym. Czuć w nich wielką staranność i dbałość o język. Nawet ci, co przeklinają, robią to niezwykle porządnie i gramatycznie.

Moim zdaniem, jak na bajki, opowieści te są zbyt mało bajkowe. Spodziewałam się elementów tajemniczości i zaskoczenia właściwych bajkom. Nie chodzi mi nawet o wyskakującego zza krzaków wilka czy jakieś czary-mary, ale o to, że przebieg wydarzeń był zbyt oczywisty. Z jakiejś przyczyny opowiadania te wydają mi się też nieco niedzisiejsze. Bardziej pasowałoby nazwać dzidziusia Kornelką czy Polą niż Marylką. Nie to, żebym miała coś do Marylek, ale nie znam nikogo, kto dziś dałby tak na imię swojemu dziecku. (Ale czepliwa jestem - nie miałam do czego, to do Marylki się przyczepiłam!!)

Nie mam najmniejszej wątpliwości co do dalszego "włóczykijkowania" Bajek dla niektórych dorosłych. Książka powinna wędrować i siać wiarę w człowieka oraz nieść nadzieję każdemu, zwłaszcza tym, którzy najbardziej jej potrzebują. Jest to zbyt wartościowa książka, aby unieruchomić ją na półce. Przypomina o tym, że nie trzeba wiele, aby zrobić bardzo wiele. Wystarczy zamiast obojętności, pośpiechu, zaniedbania ofiarować innym odrobinę swojej otwartości, bliskości, czasu, rozmowy, dotyku... I będzie lepiej :-)

***************
Moja ocena: 4+/6
***************
Apeluję o dołączenie w komplecie do książki CD z piosenką Ryszarda Rynkowskiego Wznieś serce. Cały czas mi dźwięczały w uszach te słowa:

Z żalu, co przygniata Cię,
Z czarnej nocy pełnej łez,
Nawet z beznadziei złej,
Podniesiesz się,
Choćbyś już kamieniem był,
Choćbyś zwątpił albo pił,
Choćbyś całkiem był na dnie,
Podniesiesz się.
Choćbyś wyparł się
Swych korzeni, bogów swych,
Spotkasz ludzi, co
Pokażą drogę Ci.

Wznieś serce nad zło,
Znajdź drogę przez mrok,
Wzleć ptakiem nad mgły,
W obłokach mieszka świt.

Special bonus:

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Teleznowela - Rafał Skarżycki

Wydawnictwo: ProzaMi
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 200
ISBN-13: 978-83-928657-2-8
 ***********************
Bohaterowie: Miłosz, Agata, Marcin, Andrzej, Julita, Dżabba
Czas i miejsce akcji: współczesna Warszawa

 *********************

Pierwsze zdanie:
"- ...ale Marcin, to będzie taki ruchacz, co?" (...) 

Ostatnie  zdanie:

(...) "Spodziewał się jednak, że będzie przychylna - w końcu był to, jakby nie patrzeć, tekst zamówiony, a na takie spogląda się zawsze inaczej: Miłosz nie wyobrażał sobie, żeby ktoś inny, dajmy na to jakiś anonimowy autor, odniósł sukces pisząc nawet to samo co on i trzeba przyznać, że miał przy tym całkowitą rację."
********************
Przeczytałam Teleznowelę w ramach akcji Włóczykijka. Wyglądała na taką pozycję, przy której siada się na godzinę-dwie, pośmieje się, wypije herbatę... Moje przeczucia nie sprawdziły się jednak. Herbatę, a nawet dwie, owszem wypiłam, natomiast nie zaśmiałam się ani razu, nawet tzw. półgębkiem.

Bohaterowie Teleznoweli to młodzi ludzie, którzy na swój sposób mierzą się z rzeczywistością i szukają dla siebie miejsca w życiu. Są to osoby niedojrzałe i puste, dla których drogą do szczęścia jest zaistnienie w wielkim świecie, posiadanie (proszę nie mylić z wychowaniem) dzieci oraz ruchanie lub - jak kto woli - bzykanie. Sposobem na rozwiązanie wszelkich problemów jest szybka wymiana modelu na inny - czyli jak w telenoweli. Ale czy w życiu? Szczerze powiem - nie dostrzegłam cech, które byłyby wspólne dla bohaterów Teleznoweli i moich znajomych trzydziestolatków. Jeśli więc miała to być satyra na nasze społeczeństwo, to ja chciałabym zgłosić, że jest wyrywkowa. Trzydziestolatkowie, których znam, mają inne wartości. Są to osoby, które umieją wymieniać poglądy, pomagać, zrozumieć innych, kochać. Przykro mi, że ich rówieśnicy zostali zaprezentowani jako osoby o psychice trzylatka (z pełnym szacunkiem dla trzylatków).

Dodam jeszcze parę słów o formie i sporo więcej o języku. Zbyt szczegółowo jak na recenzję, ale było to dla mnie bardzo bolesne... 

Jeśli chodzi o formę to - oprócz narratora i dialogów - autor sięgnął też po formy spoza powieści: e-mail, scenariusz, wywiad. Jednak stylizowanie tekstu na wymienione formy wydało mi się zbędne.

Sposób pisania z kolei określiłabym jako dziwny. Najbardziej przeszkadzały mi liczne dygresje w nawiasach oraz niecenzuralne słowa nawet tam, gdzie nie wydaje się to konieczne. Rozumiem, że dla zaprezentowania specyfiki środowiska, z którym mają do czynienia bohaterowie, było to konieczne, ale narrator, choćby cynik, chyba nie musi się nimi posługiwać... Raziły mnie też liczne, często niefortunne i niepotrzebne, anglicyzmy oraz wyrażenia obcojęzyczne, użyte kilkukrotnie. Parę przykładów: niusy i treatmenty (a dlaczego nie newsy i tritmenty?), dil (bynajmniej nie o koperek dill chodzi, ale o umowę deal), Spajderman (w cudzysłowie co prawda), american dream (napisane małymi literami, choć są co najmniej dwa powody, żeby napisać z wielkiej), a rebours (powinno być à) , in spe (napisane poprawnie, ale używane do znudzenia). Kiepsko też wypadło   porównanie "w przydługim monologu niczym jogurt bakterii L Casei Defensis" - jogurt bakterii? Poza tym w nazwie szczepu bakterii L. casei Defensis  L. oznacza słowo Lactobacillus - kropka jest niezbędna. Szwajcarski psychoanalityk nie nosił nazwiska Young, lecz Jung - ale to już uznałam za literówkę, a nie błąd merytoryczny...

Wniosek ogólny, który mi się nasuwa brzmi tak: 
Absurdalne nie zawsze znaczy śmieszne. 
Zapożyczone nie zawsze znaczy elokwentne. 
Dygresyjne nie zawsze znaczy błyskotliwe. 
Wulgarne nie zawsze znaczy bardziej obrazowe.

Miłośnicy kiepskich seriali to jedyna grupa, która przyszła mi do głowy, kiedy zastanawiałam się, do kogo adresowana jest Teleznowela. Trzeba jednak raczej wyłączyć starsze pokolenie. Grupa zawęża się nieco... Aż się prosi, żeby wpasować reklamę tej książki w slogan: "Jeśli jesteś miłośnikiem kiepskich seriali, ta książka jest dla Ciebie".

No cóż, nie wszystkim książkom mogę napisać pozytywną recenzję, bo nie wszystkie wzbudzają u mnie pozytywne emocje, a "ściemniać" nie umiem. Jednak bardzo bym chciała, żeby uczestniczki Włóczykijki również przeczytały tę książkę, gdyż subiektywna opinia jednej osoby nie jest wymierna. Gdybym miała oddać głos 'za' lub 'przeciw' dalszemu krążeniu tej książki w ramach akcji Włóczykijka, to mój głos byłby 'za' z dopiskiem "Ku przestrodze. Czy naprawdę tacy chcemy być?"

Moja ocena: 1/6

Fotorelacja włóczykijkowa 2

Uwaga, uwaga! Będzie z lekka konkursowo...

Kto zgadnie???

Pytanie pierwsze: Co mają wspólnego rzeczy widoczne na zdjęciu?



Pytanie drugie: Który z czterech modeli zakładek zostawiłam sobie tym razem jako pamiątkę włóczykijkową?
a. niebieską z okiem
b. czerwoną z okiem
c. z kobietą i mężczyzną
d. z dziewczyną dźwigającą książki


Tu widać wpis Autora i Tajemnicy :-)


Ja też się wpisałam po przeczytaniu:

A to zdjęcie, które - nie wiem dlaczego - całkiem mi się spodobało :-)